Sincos

W zaleznosci od kąta

Obraz test

IGŁA W STOGU SIANA

Przed trzydziestu laty było mi dane przebywać w dalekich rejonach koła podbiegunowego i chodzić po szwedzkich bagnach. Wspominałem już o tym epizodzie pisząc o bagnach podkarpackich. Powrócę raz jeszcze do tych zamierzchłych czasów. Otóż na bagnach tych, zbierałem wówczas m.in. pewien rarytas ceniony za smak i wartości odżywcze. Słynną w całej Skandynawii malinę moroszke, pięknie brzmiącą w języku szwedzkim – hjortron. Już sam teren był ogromnym wyzwaniem, bowiem torfowiska i bagna to niepewny grunt pod stopami. Malina ta, przede wszystkim porasta trudno dostępne rejony i jest jej stosunkowo mało. Stąd cena i atrakcyjność idą pod rękę w parze 😉
Co roku podczas przyznawania Nagrody Nobla, na zakończenie uroczystej kolacji podawany jest deser z maliną moroszką w roli głównej. Już sam ten fakt powinien wystarczyć by żółty owoc kusił każdego jej poszukiwacza. Podobno smak posiada słodki, czasem cierpki… Z perspektywy czasu nadal nie potrafię znaleźć odpowiedzi, dlaczego smak ten pozostał dla mnie obcy. Każdego dnia bowiem po mocno czasochłonnych poszukiwaniach w skupie pozostawiałem kilka kilogramów tych delikatesów. Choć z tą odpowiedzią to raczej przesadzam. Nie potrafiłem się skusić ze względu na zapach tych owoców. Może wpływ wywierało miejsce zbiorów, dziś już nie pamiętam i nie dociekam. W każdym razie zapach skutecznie powstrzymywał mnie przed wzięciem tej maliny do ust. Czy żałuję? Oczywiście, że nie. Po prostu smak ten pozostał dla mnie nieznany. A przecież nie była to trucizna 😉

Skąd takie skojarzenie i wspomnienie?

Otóż jakiś czas temu, może przed niecałym rokiem, poszukiwałem ciekawych miejsc do spacerów i fotografowania. Miejsc nieodległych, wręcz bliskich, by móc zaglądać częściej. Lubię bowiem powracać do odwiedzanych kątów, odkrywać je o różnych porach roku lub dnia. Kolejnym wyzwaniem by tam się wybrać, była pewna roślinka, którą rzekomo można spotkać. Suchy, lakoniczny tekst brzmi często złudnie, iluzorycznie, innym razem kusi i niejako jawi, ukazuje tak realnie, że nie sposób nie uwierzyć by było to mało prawdziwe, namacalne, możliwe tu i teraz. Słowo – ,,występuje”, ma ,,stanowiska” – obiecuje i uwodzi. Posiada jakby magiczną moc. Z kolejnej perspektywy wyraźniej dostrzegam, że często warto przekroczyć próg, wyruszyć w nieznane, nawet jeśli coś jest trudne do spotkania, zgoła niemożliwe.

Z krótkimi przerwami siąpił deszcz, wiatr to uderzał z mocą niezwykłą by po chwili popaść w kompletną ciszę. To znów szumiał, szeleścił, skrzypiał wysokimi drzewami. Uwielbiam tego typu miejsca. Tak bliskie dla wszystkich a tak puste. Gdzie przyroda, natura w niezwykły sposób czaruje i zawłaszcza dla siebie każdy najmniejszy skrawek ziemi. Z boku nieład, plątanina, dzikość. Przyciąga jednak, obezwładnia, zatrzymuje. Nierzadko trudno się poruszać, przedzierać lub szukać dla siebie twardego gruntu pod butem. A i pora niby bezbarwna, szara… Zimy nie było, wiosna dopiero nadejdzie. A przecież wystarczy szerzej otworzyć oczy… bardziej świadomie. Dostroić i uszy do tego, co przyroda chce przekazać.

Często trudno mi samemu uwierzyć, że tyle się dzieje, że jestem świadkiem, że jest mi dane, że jestem częścią tego. Tak jak i przed kilkoma dniami. Kiedy w gmatwaninie gałęzi, zielska, połamanych konarów, odkryłem poszukiwany krzew. Zakwita przecież przed rozwinięciem się liści. Niby zdradliwa i jego uroda, gdyż kora, liście, owoce i korzeń trujące. Przecież i zwierzęta go unikają. A jednak posiada coś magicznego. Posiada inne ,,groźne moce”, jak pisała przed laty nieodżałowana Simona Kossak: ,,Osoby znające się na rzeczy mogą przy jego pomocy odnajdywać skarby ukryte w ziemi. Dawno temu, koszący łąkę chłopi alpejscy schwytali dziecko krasnoludków. Podstępem i groźbą próbowali zmusić je do zdradzenia tajemnych zaklęć. Wtem z lasu wyszedł stary karzeł i zawołał do syna: mogą cię powiesić, utopić, połamać ręce i nogi, nie bój się ich siły i chytrości, i nie waż się powiedzieć im tego, do czego służy wawrzynek wilczełyko. Te słowa zachowały się w kronikach, a choć nie wiadomo, jak skończyła się przygoda krasnoludków, coś jednak z tajemnic przeciekło do ludzkiej wiadomości. Poświęcona w Dniu Wniebowzięcia Matki Boskiej gałązka, zamocowana na chomącie, chroni od uroków furmankę i powożącego nią gospodarza. Aby dokuczyć sąsiadowi, należy kawałeczek kory ukradkiem wsunąć w szparę szaflika na mleko; z pewnością przez całe lato nie uda mu się wyrób sera. Znienawidzonej sąsiadce można dopiec jeszcze boleśniej. Wystarczy poczekać, aż będzie chciała się popisać przed gośćmi smacznym poczęstunkiem, Włożona do paleniska kuchni garść owoców wawrzynka niechybnie spowoduje, że każda potrawa spali się na węgiel i dopiero wygarnięcie popiołu, a wraz z nim jagód, przerwie zły urok. Ma oczywiście wawrzynek jeszcze wiele możliwości. Kto ciekaw, niech spróbuje złapać krasnoludka”

Tak, udało mi się spotkać ten niezwykły krzew. Maleńki, niepozorny. Pojawił się przed moim wzrokiem tak niespodziewanie. Przedzierając się przez tak kiepsko zaczesane zarośla rozbłysnął różem, purpurą, karminem. ,,Wężowe drzewo”, ,,wilcze łyko”, ,,diabelski krzak”, ,,krzew nędzy”. Przed laty nie spróbowałem owocu maliny moroszki. Tym razem nie omieszkałem by nie poczuć silnego zapachu… mieszanki lawendy, hiacyntów, przedwiośnia.

Ten skandynawski epizod gdzieś jednak utkwił w mojej świadomości. Po latach pamiętam, że nie zrezygnowałem, kiedy na innej skandynawskiej ziemi miałem okazję skosztować sfermentowanego rekina. Gdzie zarówno zapach jak i smak do przyjemnych nie należał. Tym razem postanowilem choć delikatnie zapoznać się z zapachem wawrzynka wilczegołyka. Wszak miejsce w którym znalazłem się, to prawie wzorzec czarodziejskiego lasu, gęstego, tajemniczego, z półcieniami i cieniami. Gdzie aura tajemnicy, uczucie nierealności, gdzie dreszcz emocji… Na pewno tu powrócę… 🙂

Mierzył się ktoś z Was w poszukiwaniu przysłowiowej ,,igły w stogu siana”? Nawet jeśli brakło by szczęścia, warto zanurzać się… czerpać przyjemność, odczuwać to co obok… co rośnie i śpiewa… by słyszeć i widzieć… by pielęgnować. O obietnicy spotkania krasnoludka nawet nie muszę wspominać… skoro na Islandii w istnienie elfów wierzy ponad 80% populacji to czemu u nas nie poszukać krasnoludka? a może i sierotki Marysi? Hobbity, trolle, gnomy, chochliki dom swój posiadają wszędzie 😉

komentarze 2

  • Beata

    Odpowiedz 29 lutego 2020 22:52

    Piekne! 🙂

Dodaj komentarz