BETULA BIELĄ OTULA
Nie ma na Ziemi większych i wywierających większe wrażenie organizmów, niż drzewa, które nadają charakter krajobrazowi często na wielkich obszarach. Podobnie jak zioła i krzewy, nawet najwyższe drzewa zaczynają swój żywot jako drobne siewki, mające tylko niewielką szansę przeżycia. W miarę wzrostu w sprzyjających warunkach zyskują jednak przewagę nad wszystkimi innymi roślinami kwiatowymi. Zawdzięczają to przede wszystkim trzem szczególnym cechom, występującym łącznie tylko u drzew: znacznej wysokości, niezwykle mocnym i odpornym organom zewnętrznym oraz długości życia, znacznie większej niż u większości organizmów. Drzewa są to w najpełniejszym znaczeniu tego słowa ,,rośliny”, bowiem w każdym roku życia widocznie ,,rosną”.
Są wśród nich drzewa szczególne, które każdy rozpoznaje z daleka, które są każdemu bliskie, powodujące zatrzymanie, chęć zbliżenia, dotyku. Przynajmniej dla mnie od dziecięcych lat, charakterystyczna kora zawsze przyciągała wzrok. Niezwykły jest to zawsze widok. Listopadowy czas, spacery po maleńkich wiejskich cmentarzach, to nieustanne poszukiwania prostych drewnianych krzyży, stojących najczęściej na żołnierskich mogiłach. Mam do nich słabość, myślę, że nie jestem w tym odosobniony.
W młodości szybko rośnie. Już w wieku sześćdziesięciu lat osiąga trzydzieści metrów wysokości. Dożywa w dobrym zdrowiu stu lat. Ma wówczas grubą, spękaną korę, u dołu pnia prawie czarną, w górze kredowobiałą, łuszczącą się okrężnie. Zwieszające się długie i cienkie gałęzie okrywa gęstwa drobnych, ostro zakończonych liści. Wczesną wiosną zieloną mgiełką osnuwają ciemne gałęzie drzew, jesienią grają wszystkimi odcieniami złota.
,,Stoi pośród grona
Para, nad całą leśną gromadę wzniesiona
Wysmukłością kibici i barwy powabem:
Brzoza biała, kochanka, z małżonkiem swym grabem”
Pewną uroczą, niezwykle malowniczą grabową aleję ukazałem przed rokiem w barwach czterech pór roku. Znajduje się ona w małej wielkopolskiej wiosce. Dziś, więcej miejsca poświęcę brzozie, choć ponownie myślą powrócę do wielkopolskich ścieżek sprzed lat. Wszak to listopad, miesiąc wspomnień, miesiąc pamięci.
Był rok 2011, trafiłem wówczas do osobliwego miejsca w Gostyniu. Wprawdzie skierowały mnie tam obowiązki zawodowe, to krótka pogawędka z Gospodarzem tego miejsca zahaczyła również o inne tematy. Pasja, serdeczność, niesłychana kultura osobista. To wszystko powodowało, że z ogromną sympatią powracałem tam jeszcze w przeciągu kilku kolejnych miesięcy dwa lub trzy razy. Mimo, że mija od tej pory już tak wiele lat, w sercu swym pielęgnuję wspomnienie tych dni. Są tereny, obszary, miejsca, a szczególnie są Ludzie, którzy pozostawiają w nas trwały ślad. Mimo upływu lat, wyraźna pozostaje sylwetka, uśmiech, oczy, głos… Do dziś pamiętam nawet przytulny gabinet, fotel przy niskiej ławie, smak pysznej owocowej herbaty… Podczas ostatniego tam spotkania otrzymałem w prezencie dwie niewielkie książeczki, w zasadzie broszurki, aczkolwiek zawierające bogactwo wiedzy, niesłychanej pasji Autora. Gospodarzem był Pan Krzysztof Nowak, pasjonat ziół i zielarstwa. Ufam, że będzie mi dane by odwiedzić to miejsce raz jeszcze. Autorem natomiast wspomnianych publikacji, imiennik i Przyjaciel Pana Krzysztofa, Pan Krzysztof Kmieć. Nieżyjący już doktor farmacji, zajmujący się roślinami leczniczymi, a zwłaszcza ich historią w rozwoju terapii. Inną pasją Pana Krzysztofa było tworzenie ekslibrisów. Zbieżność dat i szczegółów. Śmierć Pana Krzysztofa Kmiecia nastąpiła w roku, kiedy poznałem Pana Krzysztofa Nowaka. Druga wzmianka to taka, że Pan Krzysztof Kmieć był absolwentem Liceum Ogólnokształcącego im. Kazimierza Brodzińskiego w moim rodzinnym Tarnowie. Sięgając po wielokroć do Jego publikacji, oczami wyobraźni przywołuję sylwetkę Autora, zbiegającego z ulicy Wałowej po schodkach w kierunku Liceum usytuowanego przy zbiegu ulic Kopernika i Piłsudskiego. Książeczki, które leżą teraz przede mną to: ,,Rośliny lecznicze w Panu Tadeuszu” i ,,Rośliny lecznicze w ekslibrisie Krzysztofa Kmiecia i fotografii Aleksandra Chmiela”. Tak często odnoszę się do książek, przywołuję i załączam cytaty, polecam krótsze lub dłuższe wzmianki. W zasadzie mógłbym akurat tym dwóm pozycjom poświęcić nawet osobny post. Znamienne, że raptem kilkanaście dni temu opracowując jeden z poprzednich wpisów zatytułowany ,,Prastara Puszcza”, wspominałem opisy przyrody w literaturze. Jakże wiele myśli przeplata się ze sobą, uzupełnia, przenika. Podobnie czynię i tym razem w poście poświęconemu brzozie. Gorąco polecam powyższy tytuł, by powtórnie powrócić po latach do choćby właśnie ,,Pana Tadeusza”. By odkryć na nowo, a może dopiero tak prawdziwie po raz pierwszy, by zrozumieć, by dostrzec piękno, niesłychane bogactwo… Może warto, kiedy nadchodzą krótsze dni, kiedy wieczorem za oknem plucha…
Brzozy zatrzymują mnie od lat, dołączam tych kilka obrazów, które starałem się uwiecznić, do których powracam, miejsca te należą do moich ulubionych. Dotykam każdorazowo tej charakterystycznej kory, której nie sposób pomylić z żadną inną. Może i słowo na kogoś wpłynie zbawiennie, wszak brzoza to przecież jedna z roślin leczniczych.
,,Drzewo bardzo popularne na Litwie i szczególnie ulubione przez Mickiewicza. Wymienia je w poemacie siedmiokrotnie. Wśród brzóz, na niewielkim pagórku stoi dwór soplicowski. Snujące się wśród białych pni brzozowych postacie grzybobrania skojarzyły się Hrabiemu z cieniami elizejskimi. Najbardziej zaszczytne miejsce przypada brzozie w księdze III, w opisie litewskich lasów, którymi Mickiewicz tak się zachwycał i tak często je opisywał. Wśród innych drzew wysmukłą brzozę porównano do powabnej dziewczyny kochanki. Ale jej wiotkie zwisające gałęzie porównano też do wieśniaczki opłakującej syna. Wśród brzóz znajdowało się mrowisko, którego mieszkanki tak dały się we znaki przerażonej Telimenie. Brzoza uważana za chwast leśny, bardzo łatwo się rozsiewa i takie właśnie małe drzewka widzimy na zaniedbanych grzędach gospodarstwa Maćka nad Maćkami. Posłowie zebranej szlachty przybywając do Maćka wiążą swoje konie do pni brzozowych. Protazy i Gerwazy rozmawiając, częstują się z tabakiery wykonanej z kory. Chociaż poeta nie pisze, że została ona wykonana z kory brzozowej, to wszystkim w czasach Mickiewicza było wiadomo, że z tego materiału je wykonano.”
Drzewa piękne i lubiane chyba przez wszystkich. Czy marzyło się komuś z Was by spotkać prawdziwy las brzozowy? Nie jedynie kilka samotnych drzewek, niewielki zagajnik ale prawdziwy wielki las. Taki jak spotykamy czasem: bukowy, sosnowy, jodłowy. Realny, brzozowy las. Niestety możliwe to raczej nie jest, choć może to i dobrze. Byłby przecież już dawno zadeptany przez fotografów 🙂 A dlaczego takowych nie ma? Pozwólcie, że ponownie przywołam słowa Petera Wohllebena, Autora pięknej książki p.t. :,,Sekretne życie drzew”. Pierwszy raz polecałem tę pozycję opisując ,,Przyjaźnie” wśród buków. Tym razem dołączam cytat poświęcony brzozom.
,,Istnieje kilka gatunków drzew, które gwiżdżą na opiekuńczą społeczność i dziwnie się w zasadzie zachowując, biorą nogi za pas. To tak zwane pionierskie gatunki drzew, które życzą sobie rosnąć możliwie najdalej od mamy. Z tego powodu ich nasiona potrafią lecieć wyjątkowo daleko. Są maciupeńkie i albo opakowane w puch, albo zaopatrzone w maleńkie skrzydełka, dzięki czemu gwałtowna burza może je zanieść wiele kilometrów dalej. Ich celem jest wylądowanie poza lasem i zdobycie nowych terenów. Wszystko się nada, byle tylko nie było żadnych dużych drzew. I ma to uzasadnienie. Gatunki pionierskie nienawidzą cienia. Zahamowałby ich parcie wzwyż, a kto wolno rośnie, ten już przepadł. Bo między pierwszymi osiedleńcami rozgorzeje walka o miejsce pod słońcem. Tak jak przyrosty wierzchołkowe młodziutkich buków i jodeł mierzy się w milimetrach rocznie, analogiczne przyrosty pionierów wynoszą czasem więcej niż metr. Już po dziesięciu latach szumiące na wietrze zagajniki rosną na dawnych ugorach. Najpóźniej w tym momencie większość sprinterów zakwita, by za pomocą nasion zrobić skok na nowe obszary. Prędki wzrost u drzew pionierskich oznacza również szybkie powiększanie średnicy pnia, który sprawia sobie grubą, chropowatą korę. U brzozy można poznać to po tym, że gładka biała kora pęka, tworząc czarne listwy. Z twardym materiałem przegrywają zęby roślinożerców, poza tym nie smakuje im tkanka przesycona olejami. To zresztą jest także powodem, dla którego brzozowa kora świetnie się pali również w stanie świeżym i dobrze nadaje na rozpałkę. Kora kryje w sobie jeszcze jedną niespodziankę. Biały kolor zawdzięcza betulinie, organicznemu związkowi chemicznemu, który występuje w korze w znacznych ilościach. Biel odbija światło, chroniąc pień przed zgorzelą słoneczną. Oprócz tego zapobiega rozgrzaniu w cieple zimowego słońca, co może doprowadzić do pękania pozbawionych ochrony drzew. Brzozy jako drzewa pionierskie rosną często samotnie na otwartej przestrzeni i nie mają sąsiadów, którzy rzucaliby na nie cień, dlatego takie rozwiązanie jest rozsądne. Betulina ma ponadto działanie antywirusowe i antybakteryjne, co zostało wykorzystane w medycynie. Największym zaskoczeniem jest jej ilość. Kto, będąc drzewem, wytwarza dużą część kory z substancji obronnych, ten ciągle znajduje się w stanie gotowości alarmowej. Nie istnieje starannie wypracowana równowaga między wydatkami na wzrost i na leczenie, lecz na wszystkich frontach działa się z największą energią. Dlaczego właściwie każdy gatunek drzewa tak nie postępuje? Czy nie byłoby sensowne, by zasadniczo tak być przygotowanym na atak, że agresor wyzionąłby ducha już przy pierwszym kęsie? Dla gatunków społecznych nie jest to opcja godna rozważenia, bo każdy osobnik ma za sobą wspólnotę, a ta w razie potrzeby zatroszczy się o niego, w porę ostrzeże, nakarmi w biedzie i chorobie. Oszczędzają przez to energię, którą mogą zainwestować w drewno, liście i owoce. To jednak nie jest przypadek brzozy, która zdana wyłącznie na siebie, chce się przebijać przez życie. Jednak także ona wytwarza drewno, i to nawet o wiele szybciej niż inne drzewa, również ona chce i potrafi się rozmnażać. Ale skąd bierze na to energię? A może ten gatunek prowadzi skuteczniejszą fotosyntezę od innych? Nie, Tajemnica tkwi w tym, że spala się bez reszty. Brzozy pędzą przez życie jak szalone, żyją przy tym ponad stan i koniec końców doprowadzają się do całkowitego wycieńczenia. Bezustanna walka i szybki wzrost mają jednak swoją cenę. Po pierwszych trzech dekadach pojawia się wyczerpanie. Pędy szczytowe, miernik żywotności gatunków drzew pionierskich, są coraz mizerniejsze. To jeszcze nie byłoby najgorsze, jednak pod brzozami czai się katastrofa. Wiele niewykorzystanego światła dociera przez ich korony do ziemi, przez co później przybyłe gatunki mogą zapuścić tu korzenie. To powolniejsze klony, buki, graby bądź jodły, które i tak wolą spędzać dzieciństwo w cieniu. Niechcący zapewniają go właśnie pionierzy, podpisując tym samym na siebie wyrok śmierci. Teraz bowiem zaczyna się wyścig, którego nie wygrają. Obca drzewna dziatwa powoli dorasta i po kilku dziesięcioleciach dogania wreszcie dawców cienia. Ci zresztą są tymczasem wypaleni, całkowicie wyczerpani i maksymalnie na wysokości trzydziestu metrów przestają rosnąć. Dla buków i spółki to nic nie znaczy, dlatego przebijają się przez ich korony i radośnie rosną ponad nimi. A ponieważ jako gatunki cieniolubne zdecydowanie lepiej spożytkowują światło, dla pokonanych brzóz już go nie starcza. Jednak uciemiężeni jeszcze się bronią, zwłaszcza brzozy brodawkowe wypracowały strategię, która pozwala przynajmniej przez kilka lat utrzymać uciążliwą konkurencję pod kontrolą. Jej cienkie, długie, zwisające gałęzie działają jak bicze, którymi już przy najlżejszym wietrze zaczyna smagać wokół siebie. Uszkadza przy tym korony obcych gatunków w sąsiedztwie, młóci ich liście oraz pędy i w ten sposób przynajmniej na krótką metę hamuje ich wzrost. Podnajemcy w końcu prześcigną brzozy i od tego momentu wszystko pójdzie już stosunkowo szybko. Jeszcze tylko parę lat, a ostatnie rezerwy się wyczerpią i drzewa umrą, i zmienią się w próchnicę. Jednak nawet bez ostrej konkurencji innych gatunków ich życie skończy się po – jak na leśne drzewa – krótkim czasie. Bo wraz ze spowolnieniem wzrostu maleje również odporność na ataki grzybów. Wystarczy ułamany konar, by otworzyła się przed nimi brama wejściowa. A ponieważ drewno składa się z dużych, szybko wytworzonych komórek, które zawierają dużo powietrza, destrukcyjnie działająca grzybnia może szybko się rozprzestrzenić. Pień butwieje w szalonym tempie, że zaś pionierskie gatunki drzew często rosną same, bez towarzyszy, nie potrwa długo, póki najbliższa jesienna burza go nie obali. Dla gatunku jako takiego nie jest to jakaś tragedia. Swój cel, jakim jest szybka ekspansja, prędkie dojrzewanie płciowe i rozmnożenie się, dawno już osiągnął.”
Niejako z premedytacją nie odnoszę się do właściwości leczniczych tych drzew. Trafiłem bowiem ostatnio na ciekawą stronę. Może niezbyt to popularne ale szczerze Polecam. Nie tylko jako uzupełnienie treści. W końcu i to miejsce leży ,,na skraju kraju”, choć diametralnie po drugiej stronie naszej Ojczyzny. Jeśli po tej dawce ktoś ma jeszcze ochotę, to naprawdę warto. Gospodyni tej strony zapewne z ogromnym smakiem zabierze Was w świat ziół, zapachów. Wcześniej nawet warto przygotować sobie filiżankę gorącej herbaty, wygodny, przytulny fotel. Brzoza bowiem posiada nie jedno oblicze. Zanurzcie się więc w Zielonym Świecie Roślin. Autorka wprawdzie słowa zaproszenia kieruje do kobiet, myślę jednak, że i męską reprezentację przyjmie i ugości równie sympatycznym uśmiechem A może Kogoś coś zainspiruje? Warto poszukiwać. Spotkanie pod brzozą może posiadać leczniczy wpływ 😉
https://ziolawpelni.pl/brzoza-rodzaca-swiatlo/
A jeśli podczas najbliższego spaceru wzrok Wasz przykuje z daleka biała, charakterystyczna kora, jeśli ktoś wspomni jakiś drobny szczegół z tego wpisu, to będę szczęśliwy 😉 To będzie znaczyć, że warto, że jest dla kogo… A może i sami posiadacie własne, wyjątkowe miejsca, gdzie ,,Betula bielą otula” 🙂
D.
9 listopada 2019 20:26Warto. Jest dla kogo. I mnie ta biel otula… Nie umiem powstrzymać się od dotykania gdy MIJAM. Lubię. Piękne zdjęcia, podziwiam.
admin
10 listopada 2019 19:26Dziękuję. Doceniam. Opowiem to brzozom… Lubisz Walca? Cudownego Walca Bułata sprzed lat? Brzozowe oczy… jakże pięknie brzmią w Jego wykonaniu…
А музыкант играет вальс. И он не видит ничего.
Он стоит, к стволу берёзовому прислонясь плечами.
И берёзовые ветки вместо пальцев у него,
а глаза его берёзовые строги и печальны.