Sincos

W zaleznosci od kąta

Obraz test

BAGNO WCIĄGA

I w przenośni, i dosłownie

Pierwsze swoje kroki na bagnach stawiałem już blisko 30 lat temu w dalekiej Skandynawii. Były to rozległe przestrzenie, na których trudno było poczuć pod stopą bardziej stabilny grunt. Po latach wspominam ten czas jako pasjonujące doznania, choć wówczas najczęściej były to niemałe wyzwania. Poruszanie w takim terenie wymaga cierpliwości, wzmożonej uwagi, często wielokrotnych prób. By z pełnym przekonaniem wykonując kolejny krok przenieść swój cały ciężar ciała, by zaufać, że niewielka kępka traw pozwoli na krótki odpoczynek przed wykonaniem kolejnego ruchu. Teren ten wciąż pulsuje, żyje, oddycha, wydaje różnorakie odgłosy. Meandrowanie, kluczenie, powoduje, że droga nasza odbywa się jakby tylko w jednym kierunku. Nie sposób bowiem zapamiętać wykonywanych działań, zmian kierunku. Droga powrotna, jest zawsze inną drogą. Z identycznymi wątpliwościami , z kolejnymi próbami, z tą samą niepewnością. Czasem gdyby ktoś z boku uważnie nas obserwował, to wyłonił by się obraz poruszania niezdarnego, po omacku, jakby w kompletnej ciemności. W powyższym wypadku, dochodziły jeszcze chmary  krwiożerczych, agresywnych meszek, które skutecznie utrudniały mobilność, pozbawiały przyjemności z bycia ,,tu i teraz”

Po kolejnych kilku latach, już w naszym kraju trafiłem na maleńkie (porównując te przywołane powyżej szwedzkie) bagna usytuowane w lasach, po pozostałościach Puszczy Sandomierskiej. Zlokalizowane na podkarpackiej ziemi, między Dębicą a Mielcem, w bliskim sąsiedztwie miejscowości Przecław. Rezerwat tu znajdujący się to jakby mikroskopijne stanowisko, utworzone z rozmysłem w celach edukacyjnych, choć oczywiście teren ten stworzony został przez naturę a jedynie wytyczona ścieżka wraz z drewnianymi kładkami i pomostami ułatwia i umożliwia by poznać i odczuć przyjemność z bliskości, dotyku, zapachu.

Po wielu, wielu latach postanowiłem teraz skierować swe kroki tu ponownie. W zasadzie zatęskniłem za pewnym widokiem Mocno deszczowy, tegoroczny maj, oraz jak okazało się na miejscu działalność bobrów skutecznie próbowały utrudnić mi to przedsięwzięcie, niemniej spędzonych kilka godzin mam nadzieję pozwoli Wam poczuć choć namiastkę urody tego miejsca, niezaprzeczalnych walorów, zalet, których nie sposób wymienić. Blisko dwudziestoletnia przerwa a mam wrażenie jakbym był tu dosłownie  w dniu wczorajszym. Wszystko jakby identyczne, to samo i takie samo. Ta sama cisza, ten sam śpiew ptaków, kumkanie setek żab. Jakby te same uwijające się, zapracowane wszędzie mrówki.  Podobne kolory drzew. Ich kora, liście, świeże wiosenne przyrosty…

Oczywiście to zbyt wybiegające uogólnienie, uproszczenie. Bowiem sam widzę po sobie jak odmiennie postrzegam znane lub znajome mi już miejsca. Jak lata doświadczeń, nabytej wiedzy, zainteresowań, poznawanych przez ten czas ludzi, rozmów z nimi, zmienia nasz ogląd, wrażliwość. Percepcja zmienia się nieustannie. Dojrzałość i dojrzewanie, jakby nie miały końca…

Bagno wciąga… uzależnia, podporządkowuje… Skłania do mnóstwa refleksji. Podobnie jak wiele innych miejsc, w których czujemy się dobrze, rozumiemy nasze potrzeby. W których oddychamy jakby pełniej, otrzymujemy odpowiedzi na wypowiedziane a pozostawione bez reakcji tyle pytań…

Przyjechałem więc tu ponownie… tym razem dla wełnianki dla zwyczajnej byliny, która na wilgotnych, podmokłych łąkach,  torfowiskach czuje się najlepiej. Która swymi dekoracyjnymi, puszystymi owocostanami, jakby kłębkami waty na patyku, na wietrze faluje w ciszy… niby razem a każda z osobna… Zawieszone te puszyste piękności jakby zupełnym przypadkiem. W Magazynie Przyrodniczym ,,Salamandra” przeczytałem piękny opis tych ,,delikatności” autorstwa Pani Magdaleny Szczepanik – Janyszek: ,, Nie jest ona trawą. Należy do rodziny ciborowatych, zwanych dawniej także turzycowatymi. Od traw rośliny te odróżnić można przede wszystkim po tym, że ich łodyga jest pełna w środku (u traw natomiast – pusta), a jej przekrój ma kształt trójkąta. Nadziemne łodygi wełnianek wyrastają z podziemnych kłączy. U ich podstawy rosną długie, wąskie liście. Wyższe liście są znacznie krótsze i jest ich niewiele. Na szczycie łodygi, w kącie najkrótszego liścia – tzw. podsadki – stoi jeden lub kilka kłosów zawierających kilkanaście do kilkudziesięciu kwiatów. Rośliny te kwitną – w zależności od gatunku – od marca do początków czerwca. Kwiaty są zapylane przez wiatr, dlatego nie są barwne. Nie muszą bowiem przywabiać do siebie owadów. Z tego też powodu roślina ta nie wytwarza nektaru. Płatki każdego kwiatu przekształciły się w wieniec krótkich szczecinek, pomiędzy którymi doskonale widoczne są trzy pręciki i słupek. Pręciki produkują duże ilości ziaren pyłku, które z łatwością porywane są przez podmuchy wiatru z nieosłoniętych niczym pylników. Wiatr przenosi je na znamiona słupków, które sterczą z kwiatów jak anteny, czekając na „powietrzną” przesyłkę. Po zapyleniu roślina zaczyna wytwarzać owoce. Są to niewielkie (około 1 – 2 mm długości) orzeszki, z których każdy zawiera tylko jedno nasienie. Małe szczecinki, w które przekształcone były płatki kwiatów, zaczynają teraz rosnąć i wyrastają w długie na 1 – 2 cm włoski. Ich komórki – po dojrzeniu – wypełnione są powietrzem. Nadaje im to charakterystyczną, białą barwę. Powierzchnia włosków ma bardzo ładny, jedwabisty połysk. Włoski te to przystosowanie do rozsiewania owoców. Rolę odpowiedzialnego za to czynnika przejmuje znów… wiatr. Pod koniec lata puchate owocki wełnianek odrywane są przezeń od roślin, na których wyrosły, i unoszone w dal na dłuższą lub krótszą wędrówkę”.

 

Przyjechałem dla takiego widoku, dla cudu o którym pisze Pani Magdalena. Przez lata bowiem nie zastanawiałem się jak powstaje spotykany gdzieś taki czy inny obraz. Jaki to proces, ile skomplikowanych mechanizmów, sekwencji, jaka ukryta w tym dramaturgia. Przyjmujemy, że jest bo było. Skoro było to będzie. Często nawet jeśli coś znika bezpowrotnie to albo nie zauważamy, albo przechodzimy nad tym do porządku dziennego. Ot, jak ten zwykły kłębuszek waty na źdźbłach traw.

Warto raz jeszcze powrócić do słów Pani Magdaleny: ,,Jeżeli w trakcie letnich wypraw zobaczycie na łące lub torfowisku białe owocostany wełnianki, zwróćcie uwagę także na jej otoczenie. Miejsca, które są „wybierane” przez te rośliny, to na ogół środowiska mało zmienione przez człowieka. Z całą pewnością w sąsiedztwie wełnianki napotkacie również inne interesujące gatunki roślin i zwierząt, których nie uda się już odnaleźć w miejscach bardziej przekształconych przez ludzką gospodarkę”

Jakże trafne i nakazujące słowa, by zastanowić się w codziennym pędzie, w tęsknocie za przemijaniem.

Jak wspomniałem powyżej, w tym roku bobry dość skutecznie utrudniają podglądanie tych piękności. Opady deszczu dołożyły od siebie swoje i ścieżki w wielu miejscach są całkowicie zalane, skutecznie komplikują spacer. Maj to oczywiście nie tylko białe plamy wełnianek. To również urok innego kwiecia spotykanego na bagnach, tym bardziej, że potrafi ono zniewalać nie tylko swym wyglądem ale również zapachem.

,,Bagno zwyczajne”, to taka sobie nazwa, choć jak dla mnie żadnej ,,zwyczajności” w sobie nie zawiera. To leśny rozmaryn z rodziny wrzosowatych. Urzeka czystą barwą, misternym kształtem, odurzającym wręcz zapachem i pięknie tworzonymi kwiatowymi kobiercami. To coraz rzadziej spotykane ziele.

,,Atlas roślin” w kilku zdaniach pozwoli nam uzmysłowić z jakim fenomenem mamy do czynienia: ,, ulistnienie skrętoległe. Liście są skórzaste, wąskoeliptyczne lub lancetowate, długości do 5 cm i szerokości do 2–5 mm, krótkoogonkowe. Blaszka liściowa z wierzchu jest ciemnozielona i połyskująca, od spodu pokryta rudawym kutnerem, brzegiem podwinięta. Kwiaty obupłciowe, promieniste, pięciokrotne, białe, zebrane na końcach ubiegłorocznych pędów w główkowate baldachy. Wyrastają na ogruczolonych szypułkach o długości do 2,5 cm i są szeroko otwarte. Mają 5-działkowy kielich, 5 białych, odwrotnie jajowatych, niezrośniętych płatków korony o długości 5–8 mm i 10 pręcików dłuższych od płatków. Pręciki z długimi nitkami i pylnikami bez rożków. Słupek prosty, o szyjce długiej, ale krótszej od pręcików. Pokrój wyprostowany, zimozielony krzew, wysokości 1–1,5 m, o gęsto, rudawo owłosionych młodych pędach, z czasem nagich o brązowej korze. Gałązki wzniesione lub podnoszące się. Owoc torebka długości 4–5 mm, po dojrzeniu zwieszająca się ku dołowi, pękająca od strony szypułki pięcioma klapami. Nasiona liczne, drobne, spiralnie skręcone”.

I kto teraz powie, że bagno nie wciąga? A jeśli dodam, że rośnie w tym miejscu ponad 200 gatunków innych roślin związanych z torfowiskami. Każda nazwa to obietnica by zatrzymać się, przyjrzeć z bliska, poznać tajemnicę corocznego wiosennego odrodzenia. Modrzewica zwyczajna, żurawica błotna, turzyca bagienna, przygiełka biała, bagnica torfowa, rosiczka okrągłolistna, widłak goździsty, pomocnik baldaszkowy, gruszyczka zielonawa, kruszyna pospolita… Nie wspomnę o drzewach, nie wspomnę o faunie. To prawdziwy raj, by przyjechać, odpocząć, porozmawiać z samym sobą. A jeśli ktoś lubi przy okazji fotografowanie tych maleńkich piękności, to obiecuję gwarantowane spełnienia.

Sezon rowerowy powoli rozkręca się. Zapewne jeszcze nie raz zaproszę Was w to miejsce. Każdy tydzień, miesiąc, każda kolejna pora roku to inne obrazy, inne zapachy.

Muszę Wam się jeszcze przyznać do jednej słabości Kocham język polski jego niesamowicie bogate słownictwo, wręcz śpiewność. Kiedy spoglądam na wiele traw, takich niby najprostszych, zwyczajnych roślinek to nie sposób, by właśnie nie pochylić się nad słownictwem. Tak często bowiem mam wrażenie, że sami ograniczamy się w wypowiedzi, sprowadzając nasz język do utartych zwrotów, przysłowiowej sztampy, skrótów nie tylko myślowych. Że wolimy zamienić bogactwo w mizerie, zubożenie, wręcz ubóstwo. Te zwyczajne trawy można opiewać w różnoraki sposób, że pochwy liści łodygowych rozdęte, że blaszki szczeciniaste, o przekroju poprzecznym rynienkowatym lub trójkanciaste, że kłosek odwrotnie jajowaty, plewy lancetowate, z błoniastym brzeżkiem, włoski okwiatu tworzące pióropusz, szypułki zwisające, blaszki grzbieciste z trójkanciastym wierzchołkiem… przecież wszystko potrafimy zrozumieć, wyobrazić sobie, narysować… choć już nie zawsze wypowiedzieć…

A gdyby ścieżka Którejś, Któregoś z Was przebiegała przez podkarpacką ziemię, gorąco polecam ,,Bagna Przecławskie”, maleńką enklawę kilkudziesięciu hektarów pośrodku lasu… Przed wiekami szumiała tu Puszcza Sandomierska. Historyczne, zauważalne jej krańce można dostrzec i pod Lwowem, i Krakowem. To właśnie jeszcze w tych lasach można spotkać rośliny, które znajdują się  pod ścisłą ochroną, jako najrzadsze występujące w naszym kraju, m.in. : wawrzynek wilczełyko i wawrzynek główkowaty.

I tak jakoś na koniec, sam nie wiem dlaczego, choć może dlatego, że mam taką potrzebę, przywołam słowa Wisławy Szymborskiej w wierszu pt. ,, Gawęda o miłości do ziemi ojczystej” . Może to miejsce, a może czas…

Bez tej miłości można żyć,
mieć serce suche jak orzeszek,
malutki los naparstkiem pić
z dala od zgryzot i pocieszeń,
na własną miarę znać nadzieję,
w mroku kryjówkę sobie uwić,
o blasku próchna mówić „dnieje”,
o blasku słońca nic nie mówić.

Jakiej miłości brakło im,
że są jak okno wypalone,
rozbite szkło, rozwiany dym,
jak drzewo z nagła powalone,
które za płytko wrosło w ziemię,
któremu wyrwał wiatr korzenie
i jeszcze żyje cząstkę czasu,
ale już traci swe zielenie
i już nie szumi w chórze lasu?

Ziemio ojczysta, ziemio jasna,
nie będę powalonym drzewem.
Codziennie mocniej w ciebie wrastam
radością, smutkiem, dumą, gniewem.
Nie będę jak zerwana nić.
Odrzucam pusto brzmiące słowa.
Można nie kochać cię – i żyć,
ale nie można owocować.

 

 

 

Bądź pierwszym komentującym

Dodaj komentarz