
O BOGACTWIE DAWANIA
Czyli rzecz o niebiańskiej buchalterii, ale nie tylko.
Bo czy jest ktoś wśród Was, kto nie słyszał przypowieści o pieniądzach i skarbonie? O wdowim groszu wrzuconym do skrzynki ofiarnej? O połyskujących złotych monetach bogaczy i zwyczajnym, małym pieniążku wdowy?
Oczywiście, tam wysoko, bardzo wysoko, wszyscy wiedzą, że sto to więcej niż jeden. Ale z drugiej strony, w niebiańskich niebiosach podobno nie liczą tak jak my na ziemi. Ponieważ liczą nie tylko to co jest widoczne. Liczą również to, co często jest pomijane – czyli wkład serca. A gdy to doliczą, wówczas z tego co mało, powstaje wiele, małe staje się wielkie, a niepozorne – wartościowe. Nie na giełdzie tak się dzieje, lecz u Boga. I jest coś uspokajającego w tym, że kursy nie są dyktowane wyłącznie przez giełdy.
Bo jednym z dobrodziejstw naszej wiary jest usłyszenie, że Bóg tak właśnie liczy.
Dawanie podobno ma wiele imion.
Jeśli ktoś obdarza nas swoim zaufaniem, daje wówczas wiele z siebie, gdyż ufając ujawnia się bezbronny, pozbawiony osłony.
Podobnie gdy ktoś dzieli z nami swoją radość, daje wiele z siebie, gdyż tą radością przecież żyje.
Równie wiele daje nam ten, kto dzieli się swoim smutkiem, swymi obawami, bezradnością. Bo jest wówczas smutny, zalękniony i bezradny, a przyznać to, oznacza dać wiele z samego siebie.
A ileż bogactwa dawania w przebaczeniu? Prosić o wybaczenie jest czymś ogromnie trudnym, a co dopiero – przebaczyć! Podobno nigdy nie można być tak bogatym dawaniem jak wówczas, gdy przebaczamy.
Dlaczego o tym piszę? Dlaczego tak często powracam do tego co już poza mną? co wybrzmiało, co niewyraźne, lub całkiem niewidoczne po zgaszeniu świateł, zamknięciu drzwi?
Cichnące rozmowy, oddalające się odgłosy kroków. Mała moneta w dłoni mojego niedoskonałego wysiłku. Czasem brakuje odpowiednich słów, siły przekonania, przenikliwości lub wytrwałości.
A przecież czy czegoś jest mało czy dużo, zależy od tego, ile dajemy z samych siebie.
A jak opisać to co codziennie otrzymuję? Wkład serca innych dla mnie!
Mija właśnie tydzień od niezwykłego popołudnia. Pozwólcie, że podzielę się z Wami obrazami tych chwil. W nich przecież tyle bogactwa, którego nie sposób przeliczyć, wyważyć, oszacować.



Bo najprościej można by napisać, że kolejny wernisaż przeszedł do historii… ale jak to? Tylko tyle? Przecież miało być o bogactwie dawania
A tu by trzeba cofnąć się pamięcią ładnych kilka lat… Narol… i raptem wiadomość – wspomnienie otrzymane od Małgosi sprzed trzech dni, jakby przypominające to co było ,,wczoraj” i to co zastaję ,,dziś” w krótkiej wzmiance, samej esencji, w której ukryty smak, zapach, dźwięk i barwa: ,,Tak patrzę jak te różne kropki łączą się w całość – nasza wiosenna włóczęga po Roztoczu, taka trochę spontaniczna – zainspirowana przez Ciebie, jak to zazwyczaj bywa, zaczyna obejmować coraz szerszy zakres, gdzieś pociągnie się za nić i ona prowadzi, taki efekt rzucenia kamyka na taflę wody – zatacza okręgi, coraz szersze, łączy z innymi, i w końcu dobija do brzegu. Ale tu trzeba też działania, jak to jest, to Duch święty pomaga, ale to człowiek musi wykazać inicjatywę, gdyby nie to, to by nic nie było, pociągasz za nitkę/nitki, tworzysz ruch, działania zataczają koła, fizyka i chemia, prawo przyciągania?”




Albo inne wspomnienie, 11 października 2023, kiedy w małej rzeszowskiej księgarence Pan Robert Gmiterek wpisuje mi dedykację do swojej książki zatytułowanej ,,Epifania pana Eliasza”. Kolejne dni spędzone nad tą niezwykłą lekturą. Rozdział za rozdziałem, miesiąc po miesiącu. I ten X ,,Gorzkie pestki czereśni”… ,,Szema Jisrael. Słyszysz mnie?”


I piszę do Roberta, że marzy mi się, by wspólnie połączyć Jego słowo z moim obrazem. One jeszcze zawieszone wówczas w moim rodzinnym Tarnowie, ale w tamtym czasie już wiedziałem, że czeka je droga na Roztocze. Szczególnie po ciepłym, serdecznym przyjęciu tej propozycji przez Roberta.




,,Pociągam więc za kolejną nitkę, myśli swoje wprawiam w ruch”, ,,nieśmiało” 25 kwietnia 2024 roku piszę do Pani Gabrieli Kołodziej, że ,,szukam przyjaznego kąta”. Bo wiem, czuję podskórnie, że jeśli, to tylko w tym miejscu, gdzie mnóstwo zapalonych świec, gdzie przez tyle lat modlitwy wiernych na stałe wchłonięte zostały przez mury cerkwi. Odważny to krok. Jakby na przekór wielorakim stereotypom, bojaźniom, lękom.
Ale przecież to opowieść o Wierze, Modlitwie, Tęsknocie, Powrotach, Szacunku, Tradycji, ale przede wszystkim o Człowieku!!! O podobnych, zwyczajnych ludziach, których czasem jedynie ubiór wyróżniał…


17 listopada 2024 roku wyruszam by dotknąć, by poczuć całym sobą, wszak tego dnia ,,Śmierć z Tarnoszyna” czytana jest w cerkwi na Krupcu. Skrzypce, szepty, szmery, płonące świece, wspaniała akustyka. Mistyczne, metafizyczne to wręcz doznania. I ludzie!!! Jakże wspaniałych, niezwykłych, delikatnych ludzi spotykam na swojej ścieżce. Tego wieczoru poznaję Panią Ewelinę Szumilak. I mimochodem odzywają się we mnie wspomnienia sprzed lat, kiedy z Małgosią dotarliśmy do Bełżca. Aura tego dnia nie sprzyjała, szarość, krople deszczu, głuche odgłosy kroków. Nie ma tu baraków, stosów butów, ubrań, włosów. Dokoła jedynie hektary żużlu. Holo – kautóo – spalam ofiarę w całości… nie znam innego, tak bardzo dojmującego, porażającego miejsca, by swoją ascetycznością, surowością, pozostawiało tak wyraźny ślad.


W jakże wielu blogowych wpisach akcentuję fakt naczyń połączonych, zrządzeń losów, tych przyciąganych, ale też tych oczekujących, cichych, po które wystarczy wyciągnąć swoje dłonie. By czerpać garściami, by dzielić się później nimi.


Wernisaż wystawy fotograficznej ,,Opowieści z ulicy Górnej”. Mógłbym spokojnie zmienić tę nazwę na: ,,O bogactwie dawania”.
Bo ileż dobra otrzymałem przez dwa kolejne dni, wiem tylko ja!!!





Gabrysiu, Ewelino, Aniu i Robercie, Panie Piotrze i Pani Ulu, Panie Grzegorzu, Piotrze z Agnieszką (bo przecież nic bez Niej) Pani Magdo, Panie Bartku, Danusiu, Tomku z Anną, Panie Bogusławie, Edyto z Robertem, Małgosiu, Macieju, ale i Wszyscy, których imion nie pamiętam, lub których Imiona przeoczyłem (Przepraszam jeśli tak się stało) – Dziękuję z serca i sercem.


Dziękuję za życzliwość, serdeczność, za nieustannie w moim kierunku wyciągnięte czyjeś dłonie, wpatrzony wzrok, jakby czekający by w każdej chwili wesprzeć, dodać otuchy, uśmiechem rozładować zdenerwowanie lub niepokój. Dziękuję za Wasz czas!!! Za przebyte nierzadko setki kilometrów, by tego dnia, o wyznaczonej porze spotkać się, wspólnie dzielić radość i te ważne chwile w moim życiu. Dziękuję za zaufanie i odwagę, że warto… warto bezinteresownie, bezwarunkowo dawać to co w nas najlepsze, ale też warto przyjmować to samo i tak samo od innych.



Dawanie ma wiele imion. Niektóre z nich, poznaję dopiero przeglądając Wasze pozostawione ślady w księdze pamiątkowej. Serdeczną czcionką zawsze myśli te przelewane.
Dziękuję Wam Wszystkim za Wszystko!!!
Kończąc podzielę się jednym zdaniem jakie otrzymałem w mailu od Pani Eweliny Szumilak: ,,Z Twojej inicjatywy Świątynia Pana na nowo ujrzała modlących się ludzi.” Ogromna moja radość z tego faktu.
Wystawa ta potrwa do 18 kwietnia 2025 roku, Serdecznie Zapraszam w imieniu Gospodarzy jak też własnym. Jeśli ścieżki poprowadzą Was przez roztoczańskie pagórki, wstąpcie koniecznie, zanurzcie się w świat, który pokazuje jak różnorodna i kolorowa przez wieki była i nadal jest Nasza Ojczyzna!!!
P.s. To rzadkość, by zamieszczone we wpisie zdjęcia nie były mojego autorstwa, ale w tym wypadku zrozumiałe, że musi być inaczej Małgosiu i Tomku – Dziękuję za dokumentowanie tych wspaniałych chwil!!! Dzięki Wam powstał powyższy wpis
Lucyna Romańska
18 lutego 2025 19:12Błażeju,
muszę przyznać, że potrafisz dawać i potrafisz być wdzięczny. I ta radość, że mogło się podzielić kawałkiem swojego świata, swoimi przemyśleniami na temat szczególnie Tobie bliski. Nie po raz pierwszy zauważam, jak ważne jest miejsce ekspozycji wystawy. Oprawa wydarzenia ma znaczenie, działanie na zmysł wzroku i słuchu, wypowiedziane i przeczytane podczas wernisażu słowa. Spotkanie z Autorem i jego dziełem. Chwila, która, jak to chwila, szybko przemija, ale ślad w sercu zostaje i, wierzę w to, gdzieś we wszechświecie także…
Pozdrawiam ciepło,
Lucyna
admin
18 lutego 2025 20:15Droga Lucyno,
ukrywana przed światem całym 
w goczałkowickiej ,,Werandzie”. I wciąż we mnie wspomnienia tych chwil, twarze Gości, płonące świece menory… Dla Autora to zawsze czas wyjątkowy, bardzo osobisty, wielkiej miary.
Dziękuję!!! Taka już ta konstrukcja, jej nie sposób zmienić, z każdym kolejnym rokiem dłonie swoje wyciągam tylko mocniej. Przyznaję – otrzymuję aż nadto, dawać – też to czynię… a czy równowaga w tym zachowana?
Każda z wystaw inna, miejsca różne, i choć ,,opowieści…” tytułowe te same, to klimat zawsze niepowtarzalny, wyjątkowy, unikalny. Dostrzegam, iż z coraz większą troską o szczegóły, pietyzmem spoglądam na ściany na których przychodzi mi prezentować swoje prace, i wybierane one nierzadko z sentymentu, utrwalonych dobrych chwil z życia. I podobnie będzie niebawem, choć to jeszcze tajemnica
Mnóstwo radości dają te chwile. Ulotne – jak Lucyno zaznaczasz, ale trwale wpisujące się w codzienność. Ponieważ z tych drobin, maleńkich kawałków utkane to co najpiękniejsze w nas.
Tym mocniej cieszę się, że ten pierwszy krok wykonałem równo przed rokiem, bo jeśli pamięć moja nadal niezawodna, to działo się to dnia 17-go lutego
Serdeczności Lucyno!!!
Błażej
m.
17 marca 2025 12:39Dzień dobry,
Błażej, znamy się już trochę czasu i jak Cię poznałem na wspólnym wyjeździe to mi serducho podpowiadało, że bije od Ciebie dobroć i jestem wdzięczny losowi, że dalej utrzymujemy kontakt, i zawsze jak rozmawiamy to czuję pozytywną energię. Swoim usposobieniem bycia, Jesteś po prostu Sobą i potrafisz zjednać ludzi. Gratuluję Ci kolejnej wystawy, bo naprawdę zasłużyłeś na takie miano i mam nadzieję, że jeszcze czeka przed Tobą wiele takich wspaniałych wydarzeń w Twoim życiu, które Cię uszczęśliwiają i dodają skrzydeł.
Pozdrawiam,
Michał.
admin
17 marca 2025 17:20Dzień dobry Michale,
Dziękuję za miłe słowa. Lubię ludzi, mam łatwość w nawiązywaniu znajomości. Ciekawy jestem Ich historii, i wszystkiego wokół. Między ludźmi poruszam się swobodnie. Zapewne to wszystko powoduje, że wszędzie mnie pełno Śmiałość i uśmiech otwierają nie tylko wiele drzwi ale i serca, wówczas już jak z górki… choć kolejne etapy tak zawieranych znajomości wymagają rzetelności, sumienności, uczciwości. Można wymieniać bez końca. Dobra relacja, to praca obu stron!!!
A odnośnie wystaw. To daje mnóstwo przyjemności, nieukrywanej satysfakcji. Każde kolejne miejsce, to nowe spotkania, nowe twarze, nowe historie. Doceniam mocno każdą taką chwilę i Dziękuję, że tak wiele otrzymuję każdego dnia.
Serdeczności Michale!!!