BIESZCZADY LETNIM ŚWITEM
Taniec mgieł w promieniach budzącego się słońca. Przesypiamy najpiękniejszą porę dnia. Słońce też niby wstaje zaspane, ale chyba tak długo jak my, nie spogląda w lustro 😉 Bierze pod pachę paletę farb, pędzle i miesza bezustannie kolory. Barwi, spogląda ukradkiem… i znów coś doda, a jak równocześnie i Wiatr postanowi otworzyć swoje oczy, to zaczyna się rywalizacja o każdy zakamarek. O konar drzewa, małą, drobną krzewinkę. Mgła snuje się, wciska, dotyka, otula, tańczy i zaprasza. Opada, by za moment wznieść się delikatnie, dyskretnie, czule. Świat w pastelach, w subtelnych odcieniach. Tak wyglądał sierpniowy wschód słońca na Wielkiej Rawce w Bieszczadach.
Zawsze to wielka niewiadoma, czym przywita nas nowy dzień. Tym razem scena teatralna była fantastycznie rozległa, widownia natomiast to jedynie dwie osoby. Spektakl zapowiadał się pysznie. Lekki ciepły wiatr delikatnie smagał nasze twarze oraz czerwieniejące wokół jagody… Początkowo ciemna noc zamieniła się kolorami w niebieskości, mgły niespokojnie przesuwały się odkrywając jedynie czubki drzew w dolinach. Słońce mimo, że wstało znad widnokręgu, wolno majaczyło za zwałem gęstych chmur. Jedynie nieznacznie przebijające się promienie przetykały i podkreślały swą jasność i moc. Iście magiczne jest takie wyczekiwanie. Wydaje się, że świat cały wstrzymuje oddech. To była chwila. Krótkie mgnienie. Jasność podświetliła obłok, użyczyła dla podkreślenia ważności koloru czerwonego. Tarcza rozgrzanego słońca błyskawicznie zapanowała nad oniemiałą z wrażenia widownią. Gęste mgły w dolinie rozpoczęły swój balet. Światło czarowało kolorami. Światło, które stawiane jest na równi obok gry aktorów, rekwizytów, efektów dźwiękowych.
Tego poranka, światło było najważniejsze. Operator obsługujący konsolę oświetlenia był bezbłędny w swoich wyborach. Co rusz wyłaniały się kolejne fragmenty dekoracji. I nawet wówczas kiedy słońce wypłynęło wysoko przybierając jaskrawą, mniej ciekawą barwę, kiedy kurtyna opadła na scenę, to spektakl ten trwał jeszcze długo w nas, i trwa nadal… Był to cudowny, niepowtarzalny dzień. Można rzec, że dopisało dosłownie wszystko. Było nas jedynie dwóch, ojciec i syn… choć zapewne gdzieś w środku staraliśmy się przesłać choć cząstkę tego też komuś, kto wówczas smacznie spał… 🙂 Wielka Rawka w Bieszczadach kojarzy mi się od tego dnia z pięknym wschodem słońca. Z eterycznym, delikatnym, subtelnym tańcem mgieł.
Kojarzy się też przede wszystkim z czasem wspólnie spędzonym. Dziękuję Synu. Dziękuję szczególnie też za ten krótki film. To jedynie kilka chwil, ale nie sposób przeliczyć tego poranka na sekundy, minuty czy godziny…
Bądź pierwszym komentującym