Sincos

W zaleznosci od kąta

Obraz test

STUDIUM

Analiza, malowidło, komentarz, opis, rozprawa, projekt. Różnorakie konteksty tematyczne, czasem myśli nieuczesane. Nieuporządkowane, może nawet sprzeczne dla otoczenia. Choć dla mnie one klarowne, dopełniające, jakby idealnie pasujące, zazębiające się, krok po kroku, osobiste, znajome.

Dawno niczego nie publikowałem, pomimo iż żyję, tworzę podobnie jak ongiś, może nawet intensywniej, w bogatszym brzmieniu, z większym oddechem lub rozmachem.

Wolność, niezależność, swoboda wyborów.

W zgodzie z własnym sumieniem. Po swojemu i dla siebie.

We własnym tempie, niespiesznie.

W swoim świecie. W zapachu książek. W taktach muzyki dopasowanej do chwili.

U siebie.

Aż tu pewnej nocy spływa mail: ,,Zaglądałam na Twój blog, myśląc, że znajdę jakieś echo wystawy… a tam głucho…’’

I siadam po kilku kolejnych tygodniach, by spróbować połączyć te rozsypane, pozostawione w różnych zakątkach świata siebie własne kawałki. Bo dopiero tak mogę oddać to co we mnie od lat. Choć tak wiele już tego w poszczególnych blogowych wpisach. Tak wiele przywoływanych podczas spotkań. Może już jedynie powtarzam się, powielam znane fakty…

Rok 2017. Krakowski Kazimierz. Otwieram bramkę, skutecznie pozostawiając zgiełk ulicy za sobą. Na czubek głowy kładę kawałek zielonego materiału. To z kilku płatków uszyta lekka, wypukła jarmułka. Ani to sukno, ani adamaszek, ale identyczny w nim ukryty wyraz szacunku. A przecież po drugiej stronie tej bramki, skąd przyszedłem przed chwilą, niekoniecznie szacunek oznacza to samo… ,,stosunek do osób lub rzeczy uważanych za wartościowe i godne uznania”.

Przekraczam próg synagogi Remuh. Półmrok. Znajome postacie. Zatopione w modlitwie sylwetki. Podchodzę do okiennej kraty zza której w świetle dnia bielą się cmentarne macewy. Kiwają się kapelusze, pochylają brody. Z każdego z tych miejsc zabieram ze sobą po kilka kadrów zapisanych na karcie pamięci. Ale też w sobie. Z zapachem wosku świec, z dźwiękiem kładzionych kamyków na blaszanych parapetach, okapach, metalowych skrzyniach pełnych gorących płomieni. Przed jednym z nagrobków stoi pochylony młody chasyd. Płyta pokryta jest dziesiątkami, setkami kartek papieru, zwitkami wymieszanymi z kamieniami próbującymi zachować ład podczas porywów wiatru.

Dwa dni wcześniej byłem w Leżajsku. Zimny marzec, niska temperatura. Namiot dostawiony do ohelu jeszcze pusty. Uchylone metalowe drzwi. Cisza. Kilkadziesiąt kartek spoczywa na płycie zamkniętej w złotej, metalowej klatce.

Po czterech dniach powracam w to miejsce. Diametralnie odmienny obraz. Tysiące chasydów. Gwar, ścisk, ale jakby jeszcze zimniej, brakuje jedynie opadów śniegu. Tak niedawno pusty ohel, teraz pęka w szwach.

Rok 2020 – lipiec. Otrzymuję od Małgosi informację na temat ciekawego konkursu fotograficznego, pod intrygującym tytułem: ,,Polska jest piękna”. Nawet nie zastanawiam się. Wysyłam kilka zdjęć sprzed trzech lat, w tym tego młodego chasyda. Piękno Polski dostrzegam przede wszystkim w jej różnorodności. Od wielu lat przecież interesują mnie inne kultury, odmienne religie. Przez dziesiątki lat następowało powolne, przemyślane zubożenie kultury. A przecież wystarczy spojrzeć na przeszłość, by zobaczyć co wnieśli różnowiercy do literatury, poezji, muzyki, tańca, śpiewu, czy nawet myśli politycznej i walki zbrojnej. Mnóstwo tych ludzi działało z innych inspiracji religijnych i narodowościowych , ale wnosili wkład do polskiej kultury.

Rok 2020 – październik – ukazują się wyniki konkursu fotograficznego, w którym III miejsce oraz brązowy medal przypadł właśnie chasydowi z krakowskiego Kazimierza. Radość moja była ogromna, wzruszenie jeszcze większe. Jedną z nagród było wydanie albumu autorskiego. Wybór mógł być tylko jeden – Chasydzi. W grudniu otrzymałem to wyjątkowe dla mnie Dziełko. Poświęciłem temu wydarzeniu wówczas pewien wpis zatytułowany ,,Dwie opowieści”. Opowieść Romana Brandstaettera zaczerpniętą ze wspomnień pisarza, tarnowianina z Jego ,,Kręgu Biblijnego” oraz moją zamkniętą w cyklu fotografii pochodzących z Krakowa i Leżajska.

Jeden z komentarzy do wpisu, pochodził od członka Jury konkursu Pana Kazimierza Jastrzembskiego. Zdanie krótkie, ale mocno wymowne: ,,cieszę się że pana praca żyje, i jak drzewo rozrosło się w album i blog.”

Moja wówczas odpowiedź brzmiała tak: ,,Zdjęcie nagrodzone, to drobiazg, z których utkane ludzkie życie. Obraz ten już wniósł wiele dobrego, i nadal powoduje, otwiera, uruchamia, stwarza, wszczyna… pięknie Pan określa, że ,,rozrasta się jak drzewo”. Dużo przemian wewnętrznych da owoce nierzadko na zupełnie innych płaszczyznach codzienności.”

Szereg innych, krótkich epizodów.

Lucyno pamiętasz? Otrzymałem od Ciebie link, z ciekawą wypowiedzią znanego fotografika ziemi śląskiej (choć nie tylko) Pana Arkadiusza Goli. Utkwiło mi w Jego wypowiedzi pewne stwierdzenie, że ,,dzisiejsza fotografia jest bardzo odhumanizowana, brakuje w niej człowieka”. Wypowiedział te słowa ktoś, kto od Człowieka rozpoczyna fotografowanie. I wiele w tej wypowiedzi niestety prawdy. Tym bardziej cieszę się, że na ostatnio prezentowanych wystawach mogę ukazać ile znaczy Człowiek, nie tylko ten uchwycony w kadrze.

Rok 2017 – sierpień. Tuptając z Małgosią po Beskidzie Niskim, docieramy do Nowicy. Nieopodal drewnianej cerkwi, stoi dom Pana Szymona Modrzejewskiego, pomysłodawcy, założyciela Stowarzyszenia ,,Magurycz”. W oknie, za szybą dostrzegam wycinek prasowy. Na nim cytat z broszurki ,,Dziennik irlandzki” – Heinricha Bölla, niemieckiego pisarza, laureata literackiej nagrody Nobla: ,,cmentarze pełne są ludzi, bez których świat nie mógłby istnieć”. Małgosiu, pamiętam, że nie do końca zgadzałaś się z tą wypowiedzią.

Rok 2023 – luty. Goczałkowice Zdrój. Uczestniczę w zbiorowej wystawie poświęconej ,,Nekropoliom polskim”. Podczas wernisażu siedzimy na sofie, kiedy obok siebie słyszę Małgosi głos: ,,Błażeju, spójrz na te fotografie. Tylko na jednej z nich jest człowiek”. Był nim nagrodzony chasyd z krakowskiego Kazimierza.

Po kilkunastu kolejnych dniach, publikuję wpis z powyższej wystawy. Pod nim, w komentarzu, Pani Prezes – Lucyna Romańska kreśli takie słowa: ,,taki autorski wernisaż Błażeja dopiero przed nim. On jeszcze o tym nie wie, chociaż jak przeczyta ten wpis to już będzie wiedział. Taki los członków Stowarzyszenia „Przeciw Nicości”, że swoje zdjęcia na wystawach pokazują. Taki dobry los oczywiście.”

Zrewanżuję się teraz pewną myślą, o której wówczas jeszcze Lucyno nie wiedziałaś. Mimo, iż fotograficznie spełniam się na wielu płaszczyznach, z tytułu choćby różnorodnych zainteresowań, materiał o chasydach miałem gotowy od dawna, na tę więc pierwszą wystawę autorską w Galerii Weranda temat mógł być tylko jeden.

Drobiazgi, ale dla mnie niezwykle istotne, obok których nie przechodzę bez przystanięcia. W nich bowiem cała uroda życia. Zaskoczenia, które po czasie układają się w sensowny ciąg wydarzeń.

Rok 2024 – luty. Wernisaż w Galerii Weranda. ,,Opowieści z ulicy Górnej”. Cieszę się więc podwójnie, że mogłem rozpocząć tę podróż w miejscu, które nie tylko fotograficznie stało się dla mnie bliskie.

,,Echo” – Zjawisko echa obserwuje się najczęściej w wyniku odbicia dźwięku od ścian lasów, górskich zboczy, skał, jarów. Czasem wydaje się, że już nie powróci. Że wybrzmiało gdzieś po drodze, zamilkło. Ale jeśli jest tak mocne jak ,,echo wystawy”, to warto czekać nawet dwa miesiące, ono nadal słyszalne, nadal wyraźne.

I choć wystawa odjechała do kolejnego miasta, równie dla mnie ważnego – miejsca w którym przyszedłem na świat – to pozostawiłem tu spory kawałek siebie.

Niedawno w innym miejscu napisałem: Inne miasto, inny budynek, inne ściany, wiele innych też fotografii, może też odmienne ,,Opowieści…” choć ta sama ,,Ulica Górna”. Nowe twarze Gości, nowe znajomości, podobny dreszczyk emocji, mnóstwo radości. Dziś uchylam odrobinę kurtynę, przywołuję okruchy, odpryski własnych wspomnień. Chwil, które są już historią, przeżyciem, czymś minionym, choć nadal wyraźnym, wyczuwalnym, znajomym. Nie sposób wyrazić co we mnie otwiera każda z prezentowanych fotografii. Ile wraz z nią odgłosów, zapachów, kolorów, dźwięków, ukradkowych spojrzeń, ale też własnych, osobistych wyrazistych odczuć, obaw, lęków, zaciekawień. Ile skupienia, zamyślenia, czujności, fascynacji.

Spoglądacie na finalny, końcowy rezultat, ale przecież tak wiele dzieje się ,,przed”, w ,,trakcie”, też ,,po”. I mnóstwo podobnych wrażeń, doświadczeń, podczas każdych z tych spotkań, rozmów, czasem jedynie na ułamek sekundy równoczesnych spojrzeń, wymian myśli, ślizgnięć, ocierań…

Każda wystawa jest inna. Bogata w głębokie odkrycia. Też te własne. Swojego wnętrza.

I wpisem tym postanowiłem połączyć dwa miasta. Goczałkowice Zdrój z Tarnowem, gdzie od kilku dni prezentuję swoje prace. I wspominam oba wernisaże. Wiele podobieństw i wiele różnic. Ale wszystkie one łączy niezwykła Serdeczność, przychylność Gości.

Mógłbym wymieniać Wasze Imiona i Nazwiska, przywoływać twarze, zasłyszane rozmowy. Bo od kogo rozpocząć, by nikogo nie pominąć, by nie przeoczyć… Podczas wernisaży zazwyczaj mętlik w głowie nie pozwala pamiętać o wszystkim. Mam jednak to szczęście, że właśnie w takiej formie łatwiej powrócić, pochylić się raz jeszcze.

Kazimierzu i Romualdzie, Panowie – Zbigniewie i Danielu, to od Was wszystko się zaczyna. Jesteście pierwszymi osobami, które dotykają swoimi dłońmi kolejnych ram. Serdecznie Dziękuję!!!

I wszystkim pozostałym osobom – serce otwieram. Drogie Panie – Lucyno, Ewo i Basiu – Dziękuję za wspaniałe Plakaty, Zaproszenia, Foldery, ale przede wszystkim za cierpliwość, serdeczność, zawsze okazywany mi czas i zrozumienie. To wiele znaczy, że swoim doświadczeniem wspieracie dyskretnie, tworzycie atmosferę i klimat miejsc. Dziękuję za zaufanie!!! W tej pokrzywionej, wypaczonej czasem codzienności to bardzo budujące.

Dziękuję Każdej / Każdemu z Was!!! Wystawa, to spełnienie marzeń, realizowanie siebie, rozwój, proces. Ale ile by to wszystko znaczyło, gdyby nie było wokół życzliwych ludzi. Was – Gości, bo przecież choć przychodzi mi stanąć w różnych miejscach, to czuję, że to ja przez godzinę lub dwie jestem gospodarzem tych wyjątkowych pomieszczeń, ale najważniejszymi postaciami jesteście Wy!!! Rodzina, Przyjaciele, Bliscy, Znajomi czy Nieznajomi, ale na te kilkanaście, czy kilkadziesiąt minut wspólnie, razem, w tym samym świecie, w tym samym kierunku. I mam też świadomość, iż odpowiedzialnych osób za powodzenie wystawy jest zdecydowanie więcej, o których nigdy nie usłyszę, nie poznam. I dla Was więc niskie ukłony, po prostu Dziękuję!!!

Powtórzę – drobiazgi. Jak telefon odebrany 20 minut przed rozpoczęciem wernisażu, by wypowiedzieć / usłyszeć kilka słów, znajomy głos. Jak otrzymany sms tuż przed zapadającą ciszą przed powitaniem: ,,Powodzenia Błażeju. Nieustającej radości i satysfakcji z tego co robisz i jak robisz. Ściskam mocno, myślami jestem na wernisażu.”

A jak wyrazić wdzięczność za przemierzanie nierzadko kilkuset kilometrów by na tę chwilę być obok. Ponoszony trud, nie wspominając o tych przyziemnych, zwyczajnych aspektach. To są te najbardziej wymierne oznaki zainteresowania, życzliwości, chęci bycia, wsparcia, dodania otuchy.

I choć nie wszyscy przeczytają te słowa, w nich zawarte myśli o wielu z Was. Jak o Tobie Magdo, która łącząc tyle własnych obowiązków znajdujesz czas by przynieść wiaderko z wodą do umycia podłogi, by było ładnie, estetycznie, by każdy miał poczucie święta. Jak o Pani, Pani Kasiu, która spieszy z korkociągiem w dłoni, by zdążyć przed przybyciem pierwszych Gości. Wszyscy jednoczą siły by było udanie, przyjemnie. By pachniało i smakowało.

W powyższych zdaniach gdzieś ukryte te moje ścieżki, droga, kolejne etapy. A co o samej wystawie? Najpiękniej opowiadacie o niej same / sami…

Mam nadzieję, iż nikogo z Was nie urażę, publikując Wasze słowa kierowane do mnie. Zamiast zdjęć, niech dopełnią ten wpis treści z Księgi Pamiątkowej. W mediach sporo relacji, czy to w formie filmów, czy reportaży, ale dla mnie jakże ważne te pisane czy malowane odręcznie, na gorąco, od serca. W nich najlepsze podziękowanie za trud, ale też potwierdzenie, że warto to czynić, jest dla kogo.

Serdecznie Dziękuję WSZYSTKIM za WSZYSTKO!!!

Spotkania z Wami były i są dla mnie ogromnym Zaszczytem!!!

Do zobaczenia w kolejnych miejscach!!!

komentarze 4

  • LUCYNA ROMAŃSKA

    Odpowiedz 14 kwietnia 2024 20:12

    Błażeju, każdy Twój wpis na blogu czytam z przyjemnością. W tym tekście zostałam wymieniona z imienia i nazwiska, co, muszę przyznać, schlebia także mojej próżności. Jest mi niezmiernie miło, że mam swój mały wkład w Twoje artystyczne poczynania. Dokładniej, że nagroda w konkursie, album pokonkursowy, członkostwo w naszym Stowarzyszeniu „Przeciw Nicości” doprowadziły do pierwszej z cyklu wystawy „Opowieści z ulicy Górnej”. Swoją drogą Twoja wystawa perfekcyjnie wpisuje się w idee „przeciw nicości”. Cenię Twój dar wyrażania emocji i myśli zarówno przez obraz jak i słowo. Jestem przekonana, wiem to po prostu, że umiejętność werbalizacji tego, co nam w duszy gra pomaga zachować równowagę, chroni przed stoczeniem się w jakiś ciemny dół rozpaczy. To rodzaj pięknej terapii przez sztukę, na której korzysta autor, ale także widz i czytelnik. Pozostaje mi życzyć Ci kolejnych wspaniałych odsłon Twojej opowieści o chasydach i układanie nowych fotograficznych i literackich historii na blogu i w galeriach.
    Pozdrawiam ciepło
    Lucyna Romańska

  • m.

    Odpowiedz 27 kwietnia 2024 09:34

    Dzień dobry,

    Błażej właśnie Twoja podróż się rozpoczęła w tym kierunku, który sprawia Ci wiele przyjemności. Lepiej późno niż wcale. Każdy w życiu ma swoje pięć minut, a na dodatek jeśli zasługuje na ten czas chwały dzięki swojej ciężkiej pracy, czy pasji to jak najbardziej mu się należy, by zaistnieć w tym zawirowanym czasie. Gratuluję Ci jeszcze raz i mam nadzieję, że jak napędziłeś to koło to już się nie zatrzymasz i będziesz dalej te Swoje „Opowieści” przedstawiał w Kraju, a nawet i na Świecie . Tego Ci bardzo życzę.

    Pozdrawiam,
    Michał

Dodaj komentarz