Sincos

W zaleznosci od kąta

Obraz test

CZŁOWIEK PRZEZ WYSOKIE C

Gdybym miał opowiedzieć o początku, muszę cofnąć się do dnia, kiedy wzrok mój przykuła okładka pewnej książki. Tytuł jej brzmi: ,,Tempo di Roma” Alexisa Curversa. Szperając w sieci by dowiedzieć się o niej czegoś więcej, trafiłem na następujące słowa: ,,Bywają książki, które, choć może nie zdobędą szerokiej popularności, szybko stają się ulubioną lekturą kręgu wtajemniczonych. Przekazywane z rąk do rąk, stopniowo krąg ten poszerzają, a ich znajomość służy za znak rozpoznawczy ukrytej wspólnoty, pozwala nawiązać nić porozumienia z kimś zupełnie obcym.

„Tempo di Roma” to jedna z tych powieści, w których miasto nie jest tylko tłem, ale jedną z postaci, bohaterem równoprawnym z ludźmi, a może nawet od nich ważniejszym.

Podkreślają to wspaniałe ilustracje – fotografie Wojciecha Plewińskiego, plon podróży odbytej jesienią 1957 roku. Piękna książka: i jako lektura, i jako dzieło sztuki edytorskiej!”

Takie były początki. Jak już łatwo wywnioskować z tych słów, książka powyższa znajduje się na mojej bibliotecznej półce. Tak zacząłem poznawać postać Pana Wojciecha Plewińskiego. Poprzez niezwykłe fotografie zawarte w bardzo ciekawej książce.

,,To był dla mnie szczególnie intensywny wyjazd
i czas”
– Wojciech Plewiński

Może to zbliżający się wielkimi krokami wiosenny czas, a może okrągła rocznica 10-iu lat jakie upływają w przyszłym miesiącu od mojej niezapomnianej włoskiej podróży (zawarte wspaniałe znajomości, delektowanie się wysublimowanymi krajobrazami, klimatem włoskich miasteczek i wiosek) powodują, że postanowiłem powrócić do posiadanych albumów. Fotografii, które za każdym razem zatrzymują mnie na dłużej. Na które z każdym kolejnym rokiem spoglądam z jeszcze większą przyjemnością, nostalgią, sentymentem. Za czymś co znajome z dziecięcych nierzadko lat, zapamiętane w biało – czarnych barwach.

Podobnie jak u Pana Wojciecha Plewińskiego, który mówi: ,,w czarno – bieli mogłem powiedzieć więcej, mocniej. W kolorze każdy przedmiot świeci po swojemu. Trzeba szukać proporcji, wagi przestrzeni i barw. Fotografując Włochy w 1957 roku nie patrzyłem kolorem, nie był mi potrzebny”

Tytuł wpisu: ,,Człowiek przez wysokie C…” zaczerpnąłem z wiersza Wisławy Szymborskiej zatytułowanego: ,,Koloratura”

Postać Pana Wojciecha Plewińskiego można ukazać na wiele różnorakich sposobów. Najprościej, w wielkim skrócie, można uczynić to poprzez liczby, które każdorazowo przywoływane są przy Jego dorobku artystycznym czy biograficznych notkach. Bo jakże przejść obojętnie obok ośmiuset dwudziestu udokumentowanych na fotograficznej kliszy spektakli teatralnych, ponad pół tysiąca wykonanych okładek dla tygodnika ,,Przekrój”, dziesiątek tysięcy zdjęć wykorzystywanych do reklam, mini reportaży, różnorakich ilustracji. Portretów, aktów, wystaw. A jak nie zatrzymać się przed niezwykłym wiekiem Mistrza, bowiem za trzy lata obchodzić będzie swoje setne urodziny!!!

,,Nie miałem do dyspozycji studia z oświetleniem, fotografowałem więc przeważnie w plenerze, w świetle zastanym. Moje modelki z reguły nie miały w co się ubrać, nie umiały się malować, o fryzurach nie wspominając. Na sesję przynosiły ciuchy i buty popożyczane czasem od całego akademika” – Wojciech Plewiński

,,To jeden z najwybitniejszych polskich artystów fotografii. Fotografie Wojciecha Plewińskiego, prezentowane na wystawach na całym świecie i wielokrotnie nagradzane, stały się kroniką ważnej epoki w historii polskiej kultury. Ze wspomnień wybitnego fotografa wyłania się nie tylko niepowtarzalny życiorys artysty, człowieka wielu pasji, lecz także niebanalny, pełen anegdot obraz minionego czasu. Z jego zdjęć patrzą na nas piękne dziewczyny, niezapomniane ,,przekrojowe kociaki”, które przez lata zdobiły okładki najpopularniejszego PRL-owskiego tygodnika. Ich zazdrośni narzeczeni niejeden raz robili awantury w redakcji ,,Przekroju”, wściekli z powodu odważnych zdjęć swoich ukochanych, które oglądała cała Polska.”

,,Roman Polański tańczący na stole, Maryla Rodowicz w kasku na tle ,,malowniczej” Huty Katowice. Najodważniejsza sesja Anny Dymnej w negliżu pośród polnych kwiatów. Intymny portret małżeństwa Komedów. Nadzwyczajne zdjęcia Wojciecha Plewińskiego zapisały się już w historii. Legendarne postaci uchwycone w legendarnych ujęciach.”

I w podobny sposób można by długo, bardzo długo, nie kończąc nigdy rozpoczętego wątku. Bo jak próbować opisać kilkadziesiąt lat życia z aparatem fotograficznym w dłoni? Opisać ścieżki po których poruszał się i nadal porusza ten wielki Artysta? Przywołać postaci, sytuacje, wydarzenia? Obraz ten zawsze pozostanie niepełny, a czasem jedynie nieznacznie tylko dotknięty.

,,Nie wierzę w fotografię artystyczną. Fotografia powinna być rzetelna. Tematem, który mnie najbardziej interesuje w fotografii jest sytuacja między ludźmi, człowiek podpatrzony, zaskoczony w sytuacji” – Wojciech Plewiński

W sieci wiele prób opracowań. Warto sięgnąć, zapoznać się, choćby poprzez dostępne pozycje albumowe, choć często i one już nieosiągalne, trudne do zdobycia.

,,Z własnych zdjęć, najbardziej cenię te, które nazwałem ,,Zauważone”. Zresztą u innych cenię to samo – dostrzeżenie nieoczywistego zdarzenia. Albo takiego układu plastycznego, którego nie wymyślisz, ale który trzeba wydobyć z zastanego, zauważyć. Tego typu zdjęcia bawią mnie najbardziej, bo to jest rodzaj myślistwa. Trzeba zdążyć to sfotografować, przy tym zadbać, żeby było dobre plastycznie i bardzo dobrze wyselekcjonowane” – Wojciech Plewiński
Zazwyczaj, przez dziesiątki lat, zawsze po drugiej stronie aparatu.

Tym mocniej więc powracam do niedawnego sobotniego przedpołudnia, kiedy było mi dane osobiście poznać tę niezwykłą Postać. Radować się z obdarzenia mojej osoby ogromnym zaufaniem, przez podjęcie i goszczenie mnie w swoim domu.

By poznać tembr głosu, spojrzeć w oczy, które widziały tak bardzo dużo, by wysłuchać z ogromnym zainteresowaniem wielu ciekawych historii z Jego życia.  Nadzwyczajne to dla mnie chwile. Czas, który pozostanie na zawsze w pamięci.

Jakże inną wymowę mają teraz albumy Pana Wojciecha Plewińskiego spoczywające na półce mojej biblioteki. Ktoś pięknie powiedział przed laty, że wartość książki o wiele większa, kiedy ofiarowana, z dedykacją, dotknięta dłonią Autora. To ekskluzywne w wymowie i podobne w odczuciu.

W albumie zatytułowanym ,,Pozowane Podpatrzone”, w rozmowie z Aleksandrą Boćkowską zatrzymały mnie następujące słowa wypowiedziane przez Pana Wojciecha Plewińskiego: ,,Żałuje pan czegoś? – Powinienem pracować więcej

Jeszcze więcej? – Fotografem to ja jestem może w jednej piątej. Zawsze ważniejsze były sporty, pasje. Zawsze ważniejszy był sprzęt do nurkowania, dobra maska i fajka niż porządny aparat. Kiedy polowałem, strzelba była pierwsza na stanowisku, aparat chowałem pod puchówką, żeby się nie pocił. Wszystko to wydawało się cholernie istotne, a teraz myślę, że mnóstwo czasu straciłem.

Ale myślę też sobie, nie żałuj niczego, niczego z tego, co przemija, tego, co niepowtarzalne. To się odrodzi w innym człowieku, w innym pokoleniu, w innym układzie, będzie trwało.

 ,,Życie to nieustanny bieg, z ogromną przyjemnością zaczynam dostrzegać jak wiele zadowolenia daje rozmowa z drugą osobą” – to słowa Pana Wojciecha, kiedy żegnaliśmy się. Dziękuję!


Panie Wojciechu, Ogromnie Dziękuję za ofiarowany mi przez Pana czas. To był dla mnie zaszczyt!!!

komentarze 2

  • M.

    Odpowiedz 17 marca 2025 16:50

    Dzień dobry,

    Błażej wielki szacunek dla Pana Wojciecha, gdyż takie fotografie w czerni i bieli to mają duszę. Dla Ciebie również, że uzmysławiasz młodszym pokoleniom, jak można za pomocną zdjęć wyrazić ludzkie emocje, dzięki takim fotografom z wielką pasją jak szanowny Pan Wojciech, który pomimo wieku dalej się udziela w tej niesamowitej sztuce.

    Pozdrawiam serdecznie P. Wojciecha i oczywiście Ciebie,
    Michał

Dodaj komentarz