
BLASKI I CIENIE MIASTA ŁODZI
Czas wydawał się mało sprzyjający, aura tego dnia dostroiła się wybitnie do prognoz podawanych w audycjach radiowych. W strugach deszczu oraz miotany porywistymi podmuchami wiatru wybrałem się do Łodzi. Informacje co kilkanaście minut podawały nowe dane na temat przechodzącej trąby powietrznej przez Wielkopolskę oraz właśnie Łódź.
Tak się składa, że przejeżdżałem przez to miasto wielokrotnie, ale cała moja znajomość sprowadzała się do obrazu zapamiętanego z lat dziewięćdziesiątych z rozkopanej Piotrkowskiej, lub jeszcze wcześniejszego okresu, kiedy na początku lat siedemdziesiątych Tato kupił mi proporczyk Widzewa. Przez dziesiątki lat kibicowałem później tej naszej piłkarskiej ,,legendzie”, ale poza tym żadnej styczności z Łodzią nie miałem.
Przed dwoma tygodniami był to jakby ten ,,pierwszy raz” 🙂 I przyznam, że wystarczyły trzy doby, by przepaść totalnie.
Dziś więc jedynie dotknięcie, jakby przyjęcie z niebywałą ostrożnością pewnych ram w których, jestem przekonany, przyjdzie mi poruszać się jeszcze wielokrotnie. Bo Łódź na to zasługuje. W swojej niezwykłości na każdym dosłownie kroku.
Jak powiedział przed laty Architekt Miasta Łodzi, Pan Marek Janiak: ,,Łódź jest miastem, które zachowało niezwykłą w skali europejskiej strukturę przestrzenną XIX-wiecznego, najdynamiczniej rozwijającego się w tej części świata miasta kreatywnego kapitalizmu. Niezwykłość ówczesnej erupcji budowlanej, biznesowej i przemysłowej jest zapisana w tkance tworzącej historyczne centrum Łodzi: ulicach, kamienicach, podwórkach, pałacach i zespołach fabrycznych. Materialne dziedzictwo Łodzi mimo, że często naruszone zębem czasu, zaniedbaniem czy niedocenieniem pozostaje świadkiem niezwykłej przeszłości, zyskuje i będzie zyskiwało na wartości z każdym dniem.”
Czy możliwe więc jest pokazanie obrazu miasta w jeden przyjęty z góry sposób? Absolutnie nie. Łódź wymyka się dosłownie i w przenośni wszelkim utartym kanonom. Bo ile oczu tyle innych Łodzi. Można skupić się na miejscach ciekawych i niezwykłych, opisujących arcydzieła architektury przemysłowej i najpiękniejszych kamienicach. Można podążać poznając historie fabrykantów, architektów, artystów, świętych związanych z Łodzią, można też poznawać urodę miasta z dala od pofabrykanckich willi i pałaców. Nowoczesność miesza się z przeszłością, niejako na każdym prawie kroku z gruzowisk można wyjść na błyszczące nowością bruki, by po kilku kolejnych metrach zatopić się ponownie w odgłosach historii.
Dlatego dziś zapraszam bardziej obrazem, by on sam poruszył sobą wyobraźnię. Często nie trzeba wielu słów, by obraz przemówił po swojemu. W wielu miejscach nawet nie sięgałem po aparat, jednego dnia nie wykonałem żadnego zdjęcia. Rzadko mi się to zdarza. Łódź jest odmienna, niepowtarzalna, bezprecedensowa, swoista w swoim pięknie, czy brzydocie jak niejeden też powie. Oprócz blasków i cieni jest wiele też barw, odcieni pośrednich, drugorzędnych czy nawet trzeciorzędnych. Niuans, fragment, detal… Koloryt nadany przez człowieka. Istotę równie niezwykłą, wielowymiarową, wyjątkową.
Zapraszam do mojej Łodzi 🙂








Dawny Hotel Polski. Wzniesiony wg projektu Karola Mertschinga w 1853 roku dla Antoniego Engla. Był jednym z najelegantszych domów w mieście. Dla gości urządzono 30 pokoi z 60 łóżkami. Drzwi wewnętrzne posiadały napisy w języku francuskim, co dodawało hotelowi europejskiego charakteru. Na parterze znajdowała się wykwintna restauracja, którą odwiedzali znamienitsi łodzianie.
A dziś, niejako na zapleczu, w podwórku kamienicy, gdzie przed laty mieściła się stajnia i wozownia, powstał niezwykły Pasaż Róży. Lustrzana mozaika o powierzchni 800 m2. Ściany oficyny budynku zostały pokryte lustrzaną mozaiką i tym samym obdarzone możliwością reagowania na światło. Ta architektoniczna skóra jest odpowiednikiem siatkówki – błony szczelnie wyściełającej dno oka. Światłoczuła mozaika pokryła wszelkie detale architektoniczne, takie jak ościeża, gzymsy, uskoki i nisze. Całość jest, w rozumieniu artystki Joanny Rajkowskiej, tkanką organicznie wrośniętą w ścianę, składającą się z powtarzającego się układu rozety, symulującego układy komórek nerwowych w siatkówce.
,,Patrzenie” jako proces, jest tu punktem odniesienia, ale również źródłem namysłu i obiektem fascynacji, natomiast ,,widzenie” zostało sprowadzone do fenomenu fizjologicznego odbioru obrazu.
Projekt powstawał długo i w szczególnych okolicznościach. Róża, córka artystki, chora na nowotwór oczu – retinoblastomę – zdrowiała. Powoli stawało się jasne, że będzie widzieć. ,,Pasaż Róży” to podróż od niewidzenia do widzenia.
W tym miejscu czułem się jak w magicznym kalejdoskopie. Dziś powracam do chwil, kiedy w dłoni trzymałem optyczną zabawkę. Obracając nią, w odpowiednio rozmieszczonych zwierciadłach obserwowałem różnobarwne, symetryczne figury.
Fragmenty luster dają z pozoru obrazy niedopasowane do siebie i zniekształcone. Jednak będzie to tylko złudzenie, które wynika z rozbicia luster, symbolizujących chorą siatkówkę oka. To do przechodniów należy podjęcie wysiłku złożenia fragmentów rzeczywistości na nowo. Pasaż Róży jest projektem o obowiązku składania obrazu w jedną całość. Działania te, to symboliczne gesty nawiązujące do odbudowy siatkówki oka Róży po chemioterapii. Dziewczyna po chorobie widzi szczątkowo, możliwe, że jej sposób percepcji rzeczywistości polega również na scalaniu w całość fragmentów jednego obrazu.
To miejsce zatrzymuje. Zatrzymuje dosłownie. Ileż to razy sam patrzę i nie dostrzegam…

Łódź… przyjąłem niezwykłe Zaproszenie by uczestniczyć w plenerze Stowarzyszenia Fotograficznego ,,Przeciw Nicości” im. Mieczysława Wielomskiego. Ścieżki nasze wciąż meandrują, codziennie dokonujemy wyborów, w jednym miejscu podejmujemy wyzwanie, w innym rezygnujemy odchodząc. Często w życiu mówimy: ,,to nie moja bajka”, Ktoś lub coś z innej rzeczywistości, z innych realiów, z innego świata. Zarówno Łódź, a tym bardziej Stowarzyszenie to moja bajka 🙂
Zgodnie przystaliśmy na pomysł wspólnej wystawy poplenerowej. Z ogromną Przyjemnością zamieszczam poniżej kilka kadrów autorstwa Pani Lucyny Romańskiej i Pana Kazimierza Jastrzembskiego. To Łódź dla równowagi, pomiędzy moim ,,blaskiem i cieniem” 🙂 To super idea, albowiem to samo miejsce ma przecież różne oblicza, a też i nasze postrzegania mają inny wymiar, odmienną przestrzeń.
Lucyno i Kazimierzu – Serdecznie Dziękuję za Zaproszenie oraz niezwykłe przyjęcie mojej osoby z życzliwością i ciepłem. Długo by pisać, więc dziękuję za odświeżenie obrazu ,,Ziemi obiecanej”, za łódzką opowieść kiedy na brukach chodników częściej było słychać odgłosy skórzanych trzewików, za możliwość obejrzenia Waszych ,,malarskich” prac, za umożliwienie dotknięcia przeze mnie tematu i cech fotografii piktorialnej. Dziękuję za atmosferę, oraz wiele niezwykłych słów, których wysłuchałem o Stowarzyszeniu, a przede wszystkim Waszym Mistrzu, Mieczysławie Wielomskim.
Dziękuję Wszystkim pozostałym uczestnikom pleneru:
An – za wspaniałe ogórki 🙂 towarzystwo przy ,,pikantnej węgierce” i zupie ,,cytrynowej” 🙂 ale też za świetne spotkanie w Galerii Łódzkiego Towarzystwa Fotograficznego, za poznanie Sławka 🙂 wyniosłem z tego miejsca nie tylko dwie książki 🙂
Joanno i Ewo – za jakże miłe pogaduchy o ścieżkach w Białymstoku 🙂 ale też za otwarcie moich oczu w Pasażu Róży 🙂 Jesteśmy umówieni na kładkach Śliwno – Waniewo, mam obiecane mgiełki 🙂 Ewo, specjalne Dzięki za naukę szybkiego czytania, tym razem postarałem się by akapitów było więcej, a treść krótsza 🙂 🙂 🙂
Haniu – za niezwykłe wspomnienia z toskańskich krajobrazów, powróciły w jednej chwili kolory świeżej wiosennej zieleni, niezapomnianych pagórków, wzgórków, pofalowań 🙂
Edyto – za klimat Beskidu, za bliskość Podkarpacia, za rozmowy o dzieciakach, też za wysłuchanie 🙂
Jurku – za tajemniczą Cynkownię, za białe, nieskazitelne rękawiczki 🙂 za dzielenie ,,prawie” wszystkiego 🙂 🙂 🙂
Leszku – za ułańską, pełną fantazji jazdę po torowiskach tramwajowych 🙂 za niespożytą energię i ciekawość. Za umiejętność znikania!!! Skoro po latach inni uczestnicy plenerów, nie potrafią ustalić, czy byłeś, czy też Ciebie nie było 🙂
Pawle – za niezwykłe opowieści o Czesławie Jastrzębcu Kozłowskim, o wspominkach Jerzego Ficowskiego, o ,,Zbrodni i karze”… jakże inaczej brzmią te słowa dziś…
Mirku – za zaświecenie latarki w miejscach, które tego wymagały, stąd mam i swoje zdjęcia 🙂 choć niewidoczny, pozostaniesz już na tych obrazach 🙂 jesteś więc prawie ich współautorem 🙂

Po prostu Dziękuję, miło było Was poznać 🙂 a przebywanie w Waszym towarzystwie, to duża przyjemność 🙂
Lucyna Romańska
6 marca 2022 17:02Drogi Błażeju, ja także się cieszę, że plener w Łodzi był dla Ciebie wspaniałym przeżyciem artystycznym i towarzyskim. Łódź jest warta niejednego takiego pleneru. Tekst jak zwykle wzruszający i dający do myślenia. To, że wszyscy mamy pewien niedosyt, pozwoli powrócić tam za jakiś czas. Pozdrawiam.
admin
6 marca 2022 17:53Dzień dobry,
przyznam się bez bicia, niejako z premedytacją nie przyswoiłem żadnych treści przed wyjazdem (zdarza mi się to niezwykle rzadko, może nawet nigdy), również i otrzymane od Ciebie materiały pozostawiłem na ,,po”. Postanowiłem pojechać na plener z wiedzą jedynie już posiadaną. Za to po powrocie wzbogaciłem się o świetne książki, teraz czytając je zaczynam jakby inaczej widzieć i rozumieć ich treść. Tak, plener ten był niezwykły. I masz Lucyno rację, iż teraz będą tam już tylko powroty, bo Łódź jest zjawiskowa.
Również miejscówka wyszukana przez Ciebie jawi się wręcz idealnie. Zapewne za kilka dni dotknę miejsca, które wywarło na mnie ogromne wrażenie.
Pozdrawiam Serdecznie,
Dziękuję.