BOŻE DARY
Od kilku już dni za oknem biało, płatki śniegu w ogromnych ilościach nieustannie lecą z nieba. W witrynach sklepowych dekoracje świąteczne przypominają, że wielkimi krokami zbliża się – jak co roku – wyjątkowy czas. Rozgłośnie radiowe budują klimat, delikatna muzyka sączy się z głośników. Bezwiednie myśli przywołują smaki, zapachy, dźwięki, kolory dzieciństwa. Nawet jeśli one były wówczas mniej barwne, nie tak bogato brzmiące, zmysłowo aromatyczne czy wysublimowane, to jednak budzą się z pogrążonego zimowego snu, przywołują wyraźnie nieobecne już twarze, odległe głosy, minione miejsca, radość, uśmiech, beztroskę, dobry czas.
Niezwykły ten nasz ludzki umysł. Jak tytułowy ,,Boży Dar”. Jeden z wielu. A każdy ponadprzeciętny, osobliwy, rzadki. Jakby specjalnie dobrany dla każdego z nas z wybitną starannością, precyzją. Wręcz przypisany osobowo, imiennie.
Grudniowa pora przenosi mnie niejednokrotnie w odległe chwile. Pragnę dziś podzielić się słowem sprzed wielu, wielu lat i obrazem sprzed raptem tygodnia.
Wśród różnych książek na bibliotecznej półce, jedna ma blisko osiemdziesiąt lat. Stare, mocno zniszczone w niej okładki, papier pomarszczony jak na sędziwy wiek przystało, ubytki, zaplamione stronice, dziecięcą ręką niezdarnie naniesione zapiski, październik 1943 rok, drukarnia we Lwowie. Naszej małej Mamie książeczkę tę czytała Jej Mama. Tak jak po latach, Mama czytała ją Nam. Trójce rodzeństwa. Można powiedzieć, że wychowywaliśmy się na tych treściach, na zwyczajnych, prostych słowach. Dziś brzmiących prawie archaicznie, staroświecko, przestarzale. W ilustracjach, w zasadzie rysunkach Leszka Górskiego, słowie – znakomitego Józefa Ignacego Kraszewskiego. Bajeczki. Kolory już wypłowiałe, a wspomnienia wyraźne, żywe, nadal aktualne. Na próżno szukać wśród pożółkłych stronic popularnych dziś bohaterów, tytuły kolejnych bajeczek też mało chwytliwe czy pożądane… może nawet niezrozumiałe, mgliste, zawiłe… ,,Garbucha”, ,,Głupi Maciuś”, ,,Mitręga”, ,,Z chłopa król”, ,,Kwiat paproci”, ,,O królewnie czarodziejce”, oraz ta rozpoczynająca ,,Boże dary”…
… krótka, jak to bajka, ale skoro tyle już lat jest przy mnie, to znaczy, że w treści ważna. Wiodąca przez życie. A gdzie mnie ona zaprowadziła, w dalszych słowach opowiem…
,,Drogież to, drogie te lata wasze, moje dzieci kochane, choć wam tak pilno pożegnać się z nimi, choć wam tak, jak każdemu z nas serce bije na myśl zrzucenia dziecinnych sukienek i wyswobodzenia, aby samym pójść na szeroki Boży świat, kosztować wszystkiego i zapoznać się ze wszystkim, na co zazdrośnie z okna rodzicielskiego domu patrzycie!
Ale gdybyście wiedzieli jak później do siwego włosa człowiek tęskni i żałuje tych dni, które dla was tak pomalutku się wloką; jak mu drogie te łzy nawet, które wylał będąc dzieckiem, słodsze od niejednego późniejszego uśmiechu…
Dzieci! Wy mnie może nie uwierzycie… ale tyle to szczęścia w życiu, co lat młodych i dni jasnych zarania!
Z kolebki wychodzimy owiani jeszcze tchem niebieskim, pod wrażeniem snów zaświatowych i przynosim z sobą w duszy zapas na całe życie.
Pomyślcie tylko… spojrzyjcie w koło, jak się wam pięknym wydaje świat w blasku tego, coście z sobą z nieba przynieśli… Jak wam bije serce do wszystkiego co piękne i poczciwe, jak nie wierzycie co złe nawet!
Otóż nie spieszcie się do naszej starości i smutków; zostańcie przy waszym weselu i wierze; wasz świat jest prawdziwym światem, nasz – cieniem jego i szkieletem; my starsi, to tyleśmy tylko coś warci, o ile nam się udało ze skarbów młodości uratować cząsteczkę…
Ażebym was przekonał, że prawdę mówię, powiem wam o tym bajeczkę… Bajka, to dla niektórych zabawka, ale jak się nad nią pomyśli, na dnie jej zawsze znajdzie się ziarnko prawdy.
Wiecie to, że niektórym świątobliwym ludziom dano jest dalej iść niż ziemia i wędrować w te kraje, do których duszom tylko iść wolno i to wybranym. Otóż był raz taki staruszek, bardzo zacny i święty, który żył we Włoszech.
Włochy, jak wiecie, są ślicznym krajem, który oblewa morze błękitne, stroją góry przecudne i ocieniają pomarańcze, laury i cytryny… Ów staruszek żył w jednym z miast włoskich najpiękniejszych, we Florencji, mieście kwiatów, a przepędziwszy młodość z szablą, wiek późniejszy przy uprawie roli, gdy bardzo zaniemógł, począł pragnąć spoczynku i tak sobie postanowił, że chodzić będzie, modlić się, myśleć o Bogu i nauczać maluczkich.
Wziąwszy więc kij w rękę – wędrował sobie od wioski do wioski powoli. A gdzie stanął, to dzieci zgromadziwszy koło siebie, rozprawiał i opowiadał im różne ciekawe dzieje i piękne rzeczy. A że to tam ciepło i jasno, i pogodnie, a kraj ludny i zamieszkany, chodził sobie powoli i spędzał godziny bardzo wesoło, bo mu nigdy na schronieniu, posiłku i słuchaczach nie brakło. Ale bywały dla niego takie dnie, że jak się zamyślił, jak się zadumał, to cały dzień na spiece nieruchomy przesiedział, słowa do nikogo nie mówiąc i kiedy mu to odeszło, jakby się z głębokiego snu przebudził.
Pytali go wówczas, co mu było? Ale odpowiedzieć nie chciał, zbywał tylko lub uśmiechał się i wstydził składając na jakąś chorobę. A nie była to choroba, bo gdyby bolał, toby potem znać to było na nim, zaś przeciwnie, weselszy i z jaśniejszą twarzą się przechadzał, i po takim zachwyceniu wstawał rzeźwiejszy daleko, z nierówno jaśniejszą twarzą, i jakby upojony…
Nikomu jednak nie powiedział co mu było… aż go raz dzieci napadły i jak zaczęły prosić, całować, uśmiechać się a dopytywać, tak popatrzywszy wkoło, żeby czasem ich kto nie podsłuchał, tak do nich przemówił: Jednego razu, gdy w zachwyceniu duszą został porwany na drugi świat, wcisnął się przez drzwi przymknięte do samego nieba.
Była to właśnie chwila, gdy sam Pan Bóg wyprawiał stamtąd młodziuchne duszyczki na pielgrzymkę życia błogosławiąc je na drogę. Każdej z nich zawieszał torbeczkę z różnymi darami… ale staruszek dojrzeć nie mógł co się tam w nich znajdowało, bo choć bardzo święty, ale oczyma świeżo z ziemi przyniesionymi pochwycić ich nie mógł.
Szczęściem stojący u drzwi jakiś święty mąż, widząc ciekawość staruszka, zbliżył się doń i zapytał czyby chciał wiedzieć co się w owych torebkach znajduje?
– O! i bardzo!
– więc wiedz – rzekł święty – że żadna dusza nie wychodzi stąd bez darów niebieskich, którymi szczodrą dłonią sam Pan Bóg je uposaża, ale wszystkie potem powracają nazad, muszą zdać ścisły rachunek ze skarbu im powierzonego.
– spojrzyj tylko – dodał święty – przez to okienko, w którym widać drogę ziemską i idące po niej duszyczki, co się z tymi niebieskimi torebkami dzieje!
Staruszek, że był bardzo ciekawy takich rzeczy, głowę wychylił przez okienko i spojrzał… Gościńcem szły tysiące duszyczek z torebkami na piersiach pełnymi, a szlak był ich pełen i mrowiło się tego niezmierne mnóstwo. Nierychło rozpatrzył się stary w tym tłumie, ale powoli okiem poszedł za jedną, potem za drugą duszą i rozpoznał jak się te dary Boże marnują. Jedni szli śpiewając i rozsypywali je po drodze przez nieuwagę, drudzy padali nie spojrzawszy pod nogi i rozrzucali co mieli w torebce, innym zabiegali drogę filuci i za lada cacko wyfrymarczali najdroższe zapasy życia… a mało bardzo było takich, co by donieśli do mety, co im Bóg dał, całe lub pomnożone. Najczęściej odarty i nagi przychodził człowiek do kresu i dopiero u drzwi niebieskich spostrzegł, że próżną niósł torebkę. Byli i tacy co chronili całą spuściznę swą, ale gdy przyszli nazad do rozrachunku, pytano ich, czemu z Bożych darów nie korzystali i nie pomnożyli ich pracą?
Niektórzy zamiast brylantów niebieskich, wracali z torebką błota i piasku… inni z nalaną łzami gorzkimi i żalem… Ale tych staruszek Ojciec niebieski do serca przytulał, bo łzy i żal warte były drogich kamieni. Patrzał się tak a patrzał staruszek i byłby tam nie wiem jak długo pozostał, taki był widok cudny tych ziemskich pielgrzymów w białych z początku sukienkach, które się brukały, prały we łzach i znów świeciły i znowu czerniały… gdyby święty ów nie odciągnął go od okienka.
Zdawało mu się, jakby ze snu się przebudził i znalazł się znowu na tym kamieniu, na którym siedział przy drodze.
Ale pamięć tego widzenia przez całe się w nim nie zatarła życie; przypomniał sobie potem z czym wyszedł na pielgrzymkę życia i z czym z niej powinien powrócić; zbierał to co utracił, pomnażał co zebrał, a gdy przyszedł do rozrachunku, pewnie łzą żalu poczciwą resztę torebki dopełnił.”
Trafiłem przed tygodniem do nieodległego miejsca. Wszystkie ilustracje – obrazy pochodzą właśnie stamtąd. W miejscu tym, spotkałem niezwykłe Osoby. Osoby, które z wypełnionymi ,,niebieskimi torebkami na piersiach” witają każdego gościa z uśmiechem, serdecznością, życzliwością. Obdarowują każdego wchodzącego ,,Bożymi Darami” obficie, nie szczędząc nikomu. Doprawdy, widok to niebywały, zdecydowanie niecodzienny. Szczególny. Wyjątkowy.
Po wielokroć zaznaczałem, że wpisy otagowane nazwą ,,Święta”, są mi jednymi z najdroższych. Podobnie jest i tym razem. Zapraszam dziś do świata bajki z dzieciństwa. Zapraszam do Nowej Dęby, niewielkiego podkarpackiego miasta, w którym swoje miejsce stworzył Pan Janusz Biliński. Miejscem tym jest Firma Biliński i Muzeum Bombek Świątecznych.
Wsłuchajcie się więc w opowieści Pana Janusza, cofnijcie wspomnieniem do swoich dziecięcych lat, do rodzinnie spędzanych Świąt wokół choinki, do wieszanych na świerkowych lub jodłowych gałązkach, szklanych, misternie tworzonych bombek…
,,Ozdoby wieszane na naszych choinkach tworzą niezwykle bajkową atmosferę rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia. Każdego roku, w Wigilię Bożego Narodzenia ubieramy świąteczne drzewko – dekorujemy je Betlejemską Gwiazdą, kolorowymi łańcuchami, włosami anielskimi, cukierkami, i jak co roku, od wielu lat, delikatnie bierzemy do rąk kruche, szklane, wielobarwne bombki, niesamowicie prezentujące się na zielonych, pachnących gałązkach. Aby poczuć świąteczną atmosferę tego okresu, warto zagłębić się w tajemnicę tych małych, drobnych, istnych rękodzieł artystycznych. Trudno uwierzyć, że świąteczna bombka wzięła się z „biedy”. Swoją karierę rozpoczęła w połowie XIX wieku w mieście Lauscha, na południu Niemiec. Jeden z pracowników tamtejszej szklanej manufaktury, Hans Greiner, wydmuchał z cienkiego szkła kształt przypominający jabłko, gdyż nie stać go było na prawdziwe owoce, orzechy i cukierki, które dotychczas zdobiły bożonarodzeniowe drzewka. Szklane kule powiesił na choince. Spodobały się one sąsiadom i w kolejnych latach, każdy z nich chciał także bombkami dekorować swoje drzewko. Dzięki temu innowacyjnemu pomysłowi fabryka rozkwitła i do dziś produkuje świąteczne ozdoby. Szklane cacka z Niemiec trafiły najpierw do Wielkiej Brytanii, a potem były poszukiwane już w całej Europie. Pod koniec XIX wieku, choinkowe bombki popłynęły za Ocean do Stanów Zjednoczonych, gdzie zrobiły zawrotną karierę. Do Polski zawitały w tym samym czasie. Importowano je z zagranicy, ale powoli i u nas zaczęto produkować szklane ozdoby. Najpierw miały kształt owoców i orzechów, potem przybierały formy przedmiotów codziennego użytku (pantofelków, parasolek), bałwanków, zwierzątek, aniołków. Dziś, bombki wykonywane są z cienkiego szkła, od środka posrebrzane i najczęściej malowane ręcznie. Niegdyś również dmuchano je z cienkiego szkła i malowano ręcznie, co świadczy o tym, jak długą tradycją jest tworzenie bombek.”
Spacerując w grudniowe wieczory ulicami miast czy wiosek, widzimy niemal w każdym oknie rozświetlone choinki. W czasie tym, stają się one wziętym towarem. Nie miejsce tu, by rozsupłać odwieczne dylematy, które piękniejsze? Świerki czy jodły? A może sosny lub cyprysy? Żywe, pachnące czy sztuczne? Tak czy owak, żeby Święta były prawdziwe, choinka być musi 🙂
Powróćmy więc do bajkowego spaceru, zajrzyjmy przez okno jak wyglądają udekorowane drzewka pod inną szerokością geograficzną, w niezwykłych aranżacjach wspomnianego powyżej Muzeum Bombek Świątecznych w Nowej Dębie. To niekończąca się opowieść Pana Janusza Bilińskiego oraz Współpracowników. Tylu uśmiechów, serdeczności oraz dyskretnie pomocnych dłoni, nie doświadczyłem w żadnym innym miejscu, choć bywam tu i tam, nie zawsze tylko gdzieś ,,na skraju kraju” 🙂 I to nie tak, że wspomnienia teraz najświeższe, dlatego mocno wyraziste, lub, że zapominam łatwo i szybko o innych równie wyjątkowych miejscach czy Postaciach. Mogę otwarcie przyznać, że mam to szczęście spotykać Dobro w czystej postaci po wielokroć, może pomaga w tym i moja otwartość i ciekawość, może uważniej dostrzegam te niepozorne ,,niebieskie torebki” o których tak pięknie pisał Mistrz Kraszewski.
Styl amerykański
,,Ozdoby z tej wyjątkowej kolekcji powstały w nawiązaniu do stylu ,,American Dream”, który charakteryzuje się wielkością, nowoczesnością, przepychem, mnogością użytych brokatów, a w szczególności zróżnicowaną, wręcz agresywną kolorystyką. Łącząc wszystkie te elementy tworzy się dzieła sztuki, które u większości kolekcjonerów zza oceanu wzbudzają uczucia ekscytacji i pożądania, a wrażenia z widoku każdej z ozdób można porównać do widoku ze szczytu Statuy Wolności – ikony oraz motywu przewodniego Krainy Wielkiego Jabłka.”
Styl wiktoriański
,,Szlachecki styl, którego głównym projektantem była angielska dostojność i elegancja, a zapoczątkowany przez samą królową Wiktorię w XIX wieku, do dnia dzisiejszego nie stracił nic ze swego uroku, któremu poddaje się każdy kto zwróci swój wzrok ku ozdobom, których złote elementy tak samo odbijają blask niczym złote wykończenia królewskich komnat. Kamea, złoto, precyzja, powtarzający się schemat w wykonaniu to tylko niektóre z głównych cech dzięki któremu możemy rozpoznać styl, pochodzący z wciąż istniejącej monarchii starego kontynentu.”
Święta w Krainie fiordów
,,Gdy skończy się kalendarz adwentowy i zostanie zamknięty ostatni jarmark przed Ratuszem, a papierowy koszyczek w kształcie serca zostanie napełniony pachnącymi orzechami, Norwegowie zaproszą nas do skosztowania wieczornego, wigilijnego przysmaku jakim jest krem ryżowy, w którym sprytna gospodyni ukryła migdała przynoszącego znalazcy szczęście. Tej mrocznej nocy, oświetlonej milionem świec bądźmy czujni, bo być może pod choinką przyglądać się nam będzie zabawny lecz złośliwy troll z głębokiego fiordu, którego koniecznie trzeba udobruchać talerzem owsianki.”
Styl francuski
,,Francja od niepamiętnych czasów jest postrzegana jako światowa stolica mody i elegancji. Nie inaczej mogło być w dziedzinie mody choinkowej. Niepodważalnym dowodem na to jest stylowa, stonowana kolorystyka oraz przewaga klasycznych a zarazem jakże wciąż modnych ozdób. Dużą rolę odgrywa tutaj nieustanna walka kształtu z detalem, która to odbywa się na jasnej arenie, bardzo korzystnie wpływając na świąteczny wygląd prowansalskich salonów. Z pewnością niejeden francuski monarcha byłby bardzo rad, mając przyjemność spożyć wigilijną kolację w tak dostojnym otoczeniu.”
Styl staropolski
,,Któż byłby skłonny przejść obojętnie obok stylu, który jest nam aż tak dobrze znany. Tworząc tę piękną kolekcję chcieliśmy u Państwa obudzić poczucie przynależności do wielkiej rodziny, którą łączy wspólna historia i jedna z najstarszych tradycji, jak dzielenie się opłatkiem w ciepłej, drewnianej, pachnącej świeżym chlebem izbie. Większość z przedstawionych tutaj ozdób, zapewne przypominają Państwu te same ze świątecznych drzewek ubieranych za czasów naszych Dziadków.”
Zgromadzony zbiór Muzeum Firmy Biliński, obejmuje podobno blisko dziesięć tysięcy eksponatów. Nie potrafię rzetelnie odpowiedzieć ile razy należy przyjechać, by zapoznać się z tą niezwykłą kolekcją. Ufam, że będzie mi dane uczynić to jeszcze nie raz i nie dwa, oraz nie tylko w okresie zimowym, chociaż klimat tej pory jest jedyny i niepowtarzalny właśnie wówczas. Przed laty miałem okazję odwiedzić urocze Muzeum znajdujące się w Bergen w Norwegii, położone tuż obok malowniczej Starówki Bryggen. Całość zaaranżowana w tonacjach, kolorystyce czerwieni, z wszędobylskimi trollami, elfami, reniferami. Można rzec, że to w większym wymiarze obraz przedstawiony powyżej, jako aranżacja z ,,Krainy fiordów”, aczkolwiek zdecydowanie pokazana jednowymiarowo, monokulturowo, z ozdobami występującymi lokalnie, przypisanymi do jednego regionu. Muzeum Bombek Świątecznych w Nowej Dębie to miejsce niepowtarzalne, nie znajdujące raczej odpowiednika nawet na innych kontynentach. Tym bardziej godne polecenia, by przyjechać i podziwiać unikatowe kształty, wzory, formy, by móc również zajrzeć w miejsca, gdzie tak naprawdę wszystko się zaczyna, by krok za krokiem poznać cały proces powstawania tych szklanych arcydzieł, wytwarzanych identycznie od blisko dwóch stuleci.
Posłuchajmy więc raz jeszcze Pana Janusza Bilińskiego.
,,Dmuchanie ozdób choinkowych jest jednym z najważniejszych procesów od którego zaczyna się cała przygoda. Aby stać się dmuchaczem, trzeba najpierw poświęcić pięć lat na praktyki, w celu poznania większości tajników tego rzemiosła. Wszystko zaczyna się od rury sodowej, którą to artysta – dmuchacz musi rozgrzać na palniku aż do osiągnięcia temperatury topnienia szkła, czyli ośmiuset stopni. Następnie rzemieślnik musi wykazać się nie lada refleksem i zręcznością, gdyż ma tylko pięć sekund na wrzucenie rozgrzanego szkła do aluminiowej formy.
Szkło w tym momencie zachowuje się niczym miód, dlatego też artysta musi dmuchnąć w formę z takim wyczuciem, jakby obchodził się z mydlaną bańką. Po dmuchnięciu i wyjęciu ozdoby z formy, należy ją jeszcze delikatnie musnąć płomieniami palnika, aby pozbyć szkło niepotrzebnego naprężenia. Z takim oto wstępnym dziełem, udajemy się do srebrzalni, magicznego miejsca, w którym pod wpływem temperatury i specjalnych chemikaliów wtłaczanych do wnętrza każdej z ozdób otrzymujemy niepowtarzalny efekt lustra.”
Ostatnim etapem jest malowanie… w tym miejscu jakich bym użył słów, nie oddadzą one w pełni kunsztu, precyzji, cierpliwości osób biorących te kruche cacka w swoje palce. Nasuwa mi się jedno słowo – powtarzalność. Mimo, iż każda bombka jest wytwarzana ręcznie, posiada jakby wspólną cechę, bo choć każda z nich jest jedyna, niepowtarzalna, to spoglądając na kilkanaście leżących obok siebie, mam wrażenie, że są identyczne. Forma zapewne precyzuje dokładnie kształt, ale kiedy obserwowałem wydmuchiwane bombki okrągłe, doprawdy precyzja ich wykonania chyba w każdym powoduje zachwyt.
Dar to niespodzianka, prezent, upominek, ale to też zmysł, zacięcie, umiejętności, talent, uzdolnienie, predyspozycje. Idąc tym tropem, rozwijając choćby słowo talent, bliskoznaczne określenia podpowiedzą nam kolejne… geniusz, sztuka, mistrzostwo, bystrość, błyskotliwość, smykałka, kunszt, wirtuozostwo, przenikliwość, spryt, lotność…
Boży Dar… ileż ich w każdej / każdym z nas… bo skromnie opisuję przecież jedno miejsce, ale każdy na tym świecie jest inny, czymś się wyróżnia. Jesteśmy niby podobni, ale to analogicznie do pudełka z bombkami świątecznymi, dopiero przy wnikliwym bliższym poznaniu, możemy dostrzec różnice, wydobyć piękno i zachwycić się prawdziwą wyjątkowością.
Kończąc, pragnę tym wpisem Podziękować Państwu Anecie i Mateuszowi Bilińskim, którzy mimo gorącego czasu jakim są grudniowe dni w Ich Firmie, poświęcili mi wiele uwagi i serdeczności. Państwo nie tylko korzystacie, ale też pomnażacie otrzymane Boże Dary a sercem dzielicie się z innymi. To dziś niezwykłe.
Na Państwa ręce, składam Podziękowania dla Wszystkich Współpracowników – za uśmiech, życzliwość, każdy, nawet najmniejszy gest. W dołączonych fotografiach bombek świątecznych, ukryte Wasze Piękno i Talent.
Szczególne Podziękowanie kieruję do Pani Magdaleny – bombka stworzona przez Panią jest Wyjątkowa, nie tylko z tej racji, że jest unikatem, pojedynczym egzemplarzem. Zarówno w nazwie, jak i logo, ukrytych wiele osobistych wzruszeń i marzeń. Mnóstwo wysiłku ale też przyjemności i satysfakcji. Śnieżynki są miłym dopełnieniem pięknego, grudniowego dnia.
Za kilka dni Święta Bożego Narodzenia. Proszę przyjmijcie zamiast życzeń, poezję niezapomnianego księdza Jana Twardowskiego. Poezja ta, nie pozwala na obojętność, podobnie jak bombki zawieszane co roku na choince. Dużo Dobra dla Was!!!
M.
15 grudnia 2022 20:06Dobry wieczór Błażej,
Te bajeczki czytane z pokolenia na POKOLENIE. Bardzo miło się zrobiło, gdyż Moja Mama jak byłem dzieckiem to mi czytała BAŚNIE Andersena, a teraz ja czytam Mojej Córce. Mam słabość do ozdób świątecznych szczególnie takich ręcznie robionych, ponieważ mają w sobie duszę.
Pozdrawiam serdecznie.
admin
15 grudnia 2022 20:32Dobry wieczór Michale,
Klasyka… trwała wartość, ponadczasowa jakość. Różnorakie mody przemijają, a klasyka zawsze w cenie, mam wrażenie, że w dzisiejszej dobie, niezbędna dla każdego.
Radują mnie Twoje słowa Michale, wrażliwość nie ułatwia, ale bez niej pusto, bezbarwnie…
Serdeczności 🙂
Lucyna Romańska
21 grudnia 2022 19:29Błażeju, jak zwykle pięknie i z refleksją odpowiednią na ten świąteczny czas. Podróż sentymentalna do lektury z dzieciństwa zawsze wzrusza. Jeśli chodzi o style choinek zaprezentowane na zdjęciach to najbardziej, ale to najbardziej i tak szczerze to podobają mi się… niestety wszystkie. I dlatego swoją choinkę ubieram we wszystkich możliwych stylach, czego i Tobie życzę, bo to są najpiekniejsze choinki. Moja wizyta w tym miejscu skończyłaby się niestety moim bankructwem, bo na pewno nie umiałabym się zdecydować na jedną ozdobę.
Wesołych Świąt Bożego Narodzenia,
Lucyna
admin
22 grudnia 2022 10:54Dzień dobry Lucyno,
kolory… wiesz, czekałem przed laty na przedświąteczny czas. Choć za wyjątkiem wielobarwnej choinki, był on zazwyczaj wyprany z barw… biegałem od rana by kupić w kiosku czarno białe gazety, które w okresie tym były ,,grubiutkie”, bogate w ciekawe wywiady, opisy, słowo w nich ilustrowane było skromnie jakimś zdjęciem w podobnych odcieniach. Wyobraźnia wypełniała ten przekaz barwami. Podobnie jak w telewizorze, kiedy Panowie Tomaszewski, Mrzygłód, czy inni, starali się dokładnie z detalami opisać stroje tancerzy w łyżwiarstwie figurowym, by oglądając obraz b&w, pomóc własnej inwencji malować po swojemu znanymi kolorami. I później przez lata, barwa zaczęła dominować, przesłaniając powolutku, krok za krokiem treści, jakby one były zbyteczne, niepotrzebne, mało istotne. A niestety nie wszystko można pokazać obrazem, wytłumaczyć, sięgnąć sedna… zachłysnęliśmy się blaskiem, światłem, z czasem do tego stopnia, że dziś często słowo przeszkadza wręcz, drażni, lub po prostu jest już niezrozumiałe… o niedocenieniu nawet żal wspominać. I całe szczęście, że chociaż choinka nadal wielobarwna, a po wieloletnim zauroczeniu zagranicznym blaskiem, powracamy do stylu staropolskiego, z kolorowymi bombkami, łańcuchami, ręcznie wykonywanymi ozdobami, do tradycji, które u nas niezwykłe, zdecydowanie ponadprzeciętne, a równie zachwycające. Mam to szczęście, że poznałem wartość zarówno słowa jak też obrazu, by nie spłycać, by sięgać głębiej, by też Człowieka zrozumieć prawidłowo i prawdziwie… bo wszyscy żyjemy na tym samym świecie, w tej samej bajce 😉
Serdeczności Lucyno 🙂 jak będziesz gdzieś przejazdem, wstąp do Nowej Dęby, warto nabyć choć jedną bombkę, z pewnością dopełni piękna i Twojej choinki 😉
Dużo Dobra dla Ciebie i Twoich Bliskich,
Błażej
Lucyna Romańska
22 grudnia 2022 17:39Błażeju Drogi,
znowu trafiasz w sedno, przynajmniej ja także tak o tym sednie myślę. Czytanie ze zrozumieniem a w dodatku z jakimś zachwytem nad słowem to zawsze była elitarna umiejętność, a dzisiaj to już chyba margines uważany przez większość za nieszkodliwych dziwaków. Natomiast choinka to taki uroczy kicz, na który się godzimy, ale przynajmniej nie udaje sztuki. Przy okazji polecam wywiady z księdzem profesorem Józefem Naumowiczem o Bożym Narodzeniu. Napisał także książkę „Choinka” (jeszcze nie czytałam), ale mam na liście.
Raz jeszcze pozdrawiam ciepło. Pomyśl także ciepło o wyjeździe do Trójmiasta. 🙂
https://kosciol.wiara.pl/doc_pr/3656551.Nasz-dom-to-drugie-Betlejem
admin
22 grudnia 2022 19:00Dziękuję za wywiad oraz lekturę 🙂 (z przyjemnością do niej sięgnę)
Wywiad bardzo ciekawy, mogę słuchać takich kazań 😉 rzeczowych, konkretnych i na temat 😉
Lucyno Droga, Trójmiasto… myślę ciepło o cieplejszych miesiącach 🙂 niby ze mnie skandynawski typ, a jakoś coraz trudniej na dalszy wypad w okresie zimowym… do zobaczenia więc latem, obiecuję 😉
Serdeczności,
Błażej