
U STÓP LACKOWEJ
,,Nad Bieliczną trawa aż po pas,
Nad Bieliczną Lackowa stoi w chmurach,
Nad Bieliczną rosną lasy pełne malin i borówek,
Nad Bieliczną płacze dobry Bóg.
A w Bielicznej tylko cerkiew ukryta
W kępie drzew jak w zielonym kożuchu.
W środku krzyczą świętokradcze napisy na ścianach,
Poprzez sufit nieba sięga wzrok.
Tuż przy drodze czerwona poziomka
Śpi głęboko, spokojna o życie,
Bo niczyja nie zerwie ją ręka,
Tu w Bielicznej już nie mieszka przecież nikt.” – Krzysztof Kleszcz
Cisza. Świat wyprany z barw. Gdzieś opodal nieśmiały plusk wody. Tak bardzo lubię te miejsca… Ileż tu już przedeptanych ścieżek. Ileż powrotów. Późną jesienią lub wczesną wiosną, miejsca te wyglądają podobnie. Albo już wszystko dokoła zapada w sen, obumiera, ciemnieje, albo powoli, z ociąganiem budzi się do życia, jeszcze skostniałe po zimie, szare, twarde, mało przyjazne. Głuche echo. Z każdym rokiem coraz mniej widoczne ślady. Odległa, niema rzeczywistość. Wiele miejsc coraz mocniej i szybciej powraca do przyrody.
Kiedy za wzgórzami już ciepło, kolorowo, pachnąco, tu nadal jeszcze chłód, otępiałość, drętwota, paraliż, bezruch. To znakomity wówczas czas by niespiesznie dotykać, chłonąć, nasłuchiwać.
Beskid Niski. Rozległy. Pusty. Jakby martwy.
Tu nawet wiatr inaczej wybrzmiewa. Z tęsknotą. Żałośnie. Z nutą zwątpienia. W bólu.
Czy można te miejsca poznać prawdziwie, opowiedzieć o nich, poczuć je sobą i w sobie?
Kolejny spacer. A każdy odmienny, różny w wymowie, zupełnie inny.
Tak jak i ten. Oszczędny. Surowy. Bez hałasu i zbędnych upiększeń. Jak cały Niski. Powściągliwy. Skromny.
W obrazie Naszych wspomnień.
W słowie Pana Władysława Grabana. Z poetycką wrażliwością. O przemijaniu, o tęsknocie, duchowych refleksjach. O relacji Człowiek – Bóg. O Beskidzie Niskim, skąd Jego pochodzenie, korzenie rodzinne.
Na chwilę przed Świętem Bożego Narodzenia. Przed Wigilią. Wówczas zarówno miejsce jak i czas wybrzmiewają szczególnie. Jak cały Niski… który głęboko w sercu.
Świat mój
Świat mój jest mały
jak kolebka niemowlęca
poręcz nad rzeką
wydeptana ścieżka
chodzę co dnia do zdroju
Źródeł szukam ojcowych
pierzastych ostów dotykam
sukmany polnych chochołów
Świat mój jest mały
jak podwórko wiejskie
żuraw przed chatą
okno jaskółek pełne
korzeni szukam pradziadów
co oplatają trzewia ziemi
z ciężkim oddechem serca
z niemym łoskotem kamieni
Świat mój jest mały
mniejszy od liścia klonu
i choć minęły lata
wciąż szukam własnego domu
Przywołanie
Ponad piersi Beskidu
wietrze wiej
zaprowadź mnie tam
gdzie dzwonu echo
w przejrzystej kuli światła
pomiędzy niebem a ziemią
gdzie ptaki zwołują żywych
na wieczerzę
Może przyjdą Łemkowie
zdołają dostrzec
puste ścieżki
w zamglonym tysiącleciu
PSALM
Boże
wiedzieliśmy
że za dni pradawnych
osadziłeś naród nasz
w górzystej dziedzinie
z woli i światła swego
I żyli dziadowie ojców naszych
do końca dni
do zakończenia
tysiąclecia…
Aż wydałeś nas
jak ofiarę z koźląt
rozrzucając
pośród narodów świata
kości nasze za bezcen
A my
nie zapomnieliśmy o tobie
nie złamaliśmy przykazań
i jak dawniej
wznosimy świątynie
pośród zielonych dróg
W naszym życiu
nie było innego Boga
prócz ciebie
Boże…
prześladowana cerkiew nasza
za krzyż trójramienny
naznaczona cierniem stoi
na rozdrożu życia
bezmowna
Boże…
czemu nas opuściłeś
zapomniałeś
prawdy nasze
i groby przodków
Ty za dni pradawnych
posadziłeś nas
zielonym drzewem Beskidu
w Łemkowynie
Boże nasz
Płacz
Cóż że za tobą płaczą
cerkiewne kopuły
one jakby do smutku nawykłe
tkwią w spokoju
jeszcze tkwią
unieruchomione serca dzwonów
nienawykłe do bicia
ani przeszczepu
Cantabile
Niech wam zagrają wszystkie dzwony
z pękniętym sercem
z wyszydzonym
niech echo leśne dźwięk ten niesie
po lesie po lesie
Z pieśni bezsłownej utrapionej
ulepić ciszę upragnioną
niech echo leśne chłonie dźwięki
piękniej i piękniej
Nakreślisz z światła kuli białej
obłok nad lasem
nad wołałem
i będziesz szukać swych korzeni
w tej ziemi
w tej ziemi
w ziemi
Jego sługa
W białą przepaść zamglonej połoniny
gdzie ocean puszystych śniegów
otula rozpadliny
i kępy drzew
odległych od ludzkich sadyb
pulsujących podskórnie strumieni
pochylił się w zamyśleniu
Bóg
Może szuka odpowiedzi
na nietrwałość materii
z której zbudował świątynię
jego sługa
człowiek
Mój Bóg
Jest podobny do mnie, nie ma cerkwi,
wygnany z własnego nieba szuka schronienia u obcych.
U swoich miałby trudny wybór konfesji
aby nazywać się Ukraińcem, musiałby wstąpić w szeregi UPA
Będę do was powracał
bo do zmarłych świat potomnych należy.
Nikt was nie odbierze tej ziemi
a razem jest nas dużo
pewnie wieleset tysięcy
Razem
jak mawiał Majakowski
Rozładujemy wagony
nawet te, które stały na rampie w Jaworznie.
Barwinek
Ja ciągle kocham bukowe lasy
maszty jodeł rozparte
w szklanej kuli nieba
chodzę pośród kretowisk ludzkich
podnoszę zdeptane barwinki
Ten niebieskooki kwiatek
niemowlęciem wyrasta
z mogiły pradziadów
Bez słowa
Porozmawiać z wiatrem
najprościej
bez słowa zrozumiesz
duszę pól
a kiedy ucichnie
dostrzeżesz na połoninach
białe stada owiec
powalone kłody lasów
i czuhy
co nie poszły na zachód
Przede mną
Przede mną jesiony rosłe
stoją jak chłopy
zalękniona
dzika róża
bez czarny
jabłoń stara
która babunię pamięta
Oto dom mój
nowy bez okien i ścian
ulepiony z ciszy
na ojcowiźnie
własny jak oddech
Dzień jak co dzień
Chodzę po cmentarzu
jak po własnym domu
cmentarz jest taki cichy
śpią moi dziadowie
choć dziadami być nie chcieli
Potrząsam dziada skalpowaną głową
i po cóż było ci tej ameryki
gniotłeś zielone
kupowałeś morgi
chciałeś by góry w pas się pokłoniły
a pochyliłeś głowę w piaskowe okowy
Dzień jak co dzień
stawał co raz nowy
Dzisiaj ja twój odległy potomek
idę śród mogił
jak ty w połoninie
niepewny jutra
A dzień
jak co dzień
Zapisać słowa
Zapisać słowa
przecież ich tak wiele
ułożone w obrazy
rozrzucone w nieładzie
co krok
spotykasz kilka słów
Zapisać słowa
to z tak wielu znaczeń
ułożyć bryłę przestrzeni
spiąć obręczą
rozsypane pejzaże
odnaleźć ludzi
i zapytać ich
To wasza mowa ?
Nie ma ciebie
,,Ne ma tebe, ne ma mene…”
Nie ma nas, choć żyjemy
pojedynczo,
po jednemu,
przeklęci na wietrze
na gontowej witce
chybotliwego czasu
Jak ptasie pióro
w kałuży smutku
przeklęci na wietrze
przyszpileni
wilgotną czułością pocałunku
do ukrzyżowanego Chrystusa
o kamiennej twarzy
Uczyniono z niego niemowę
zaledwie pół wieku temu
przeklęci na wietrze
tonąc
chwytamy ostrze czasu
żartobliwi śmiesznością
poczynamy śmielej
przeklinać wiatr historii
Przeklęci…
Refleksja
Nie ma przestrzeni
nie ma czasu
historii i przyszłości
Jest dzień
który zamknął lot ptaka
pomiędzy jednym i drugim wzgórzem
Wszystko
co było przedtem
i potem
rozgrzeszy tolerancja
Dom
Dom z drewnianych bali
ciepły
dom z drewnianego strachu
odległy
dom z drewnianego bólu
codzienny
Dom
jak ostrze do szczapy
ostrze do ostrza
Dom
Bieliczna ’90
Kamień na kamieniu
i przy progu próg
bezdomni
dziki sad
cierpkie tarniny
w bieli kwiecia
zawieszone
pod błękitem nieba
śród gór rozpięte
na rozstaju dróg
rzeka Biała
żegna Bieliczną
co rana
rany ukwiecone
z napisem na kamieniu
Brejan – Legnica
ślad żywych
Ci
co pozostali stróżami
pod krzyżem
Wieczni
Mój dom
Mój dom podparto kołkiem
strzechę – nie ma już strzechy
nie ma też okien i kwiatów
tylko ciepłe szczekanie psa
pozostało
ktoś je powiesił na sośnie
Mój dom podparto kołkiem
strze… – nie ma już strzechy
nie ma też sosny
kołkiem podparto
ciepłe szczekanie
psa
Mój dom podparto kołkiem
Powroty
Na wzgórzu dom
mego dzieciństwa
bosonogi
wracam do niego zasmucony
coraz odleglejszy
Kwiaty z okien
powędrowały donicami rzek
jak białe łabędzie
bezszelestnie

Nowy dom
Zachowujemy dekalog
garść dawnych pieśni
próbujemy z popiołów
ulepić nowy dom
a przecież jesteśmy
więc dla nas
lepiej być
bo umieranie z godnością
nie będzie najwyższą ceną
więc nie słowa
sława i chwała
próbujmy z popiołów
ulepić nowy dom
By nie zgasły świece
Tu w każdym miejscu
ikonostas lasu
zanosi modły
za ludzi
bez ludzi
Wigilia
Nas kilku ludzi
to tak
jak by nas nie było
wdeptani
w mroźne morze śniegu
w górzystą dziedzinę
Łemkowie
rozproszeni jak ptaki
a chaszczy tu tyle
że mogę przysiąść
tysiące
Znakiem krzyża
podzielimy ziarnko
na czworo
pośród smugi lasów
rośnie jeszcze chleb
na kiesełyciu
rośnie na niebie
snop gwiazd
snop jęczmienia
znajdziecie
w sinym stogu nieba
Idzie wigilia
darujmy sobie
garść ciepła
jak przed wiekami
przyjdzie Jezus
on tak niewiele
potrzebuje
Wpisy pojawiające się w minionych latach w okresie około świątecznym, zazwyczaj charakteryzowała barwa, radość, wybrzmiewały w nich piękne, bogate dźwięki. Dzisiejszy jest inny. Może to nostalgia, tęsknota za czymś przeszłym, a może aktualny obraz zza okna, który ciemny, mało nastrojowy, skłaniający bardziej do zadumy i refleksji, niż bezmyślnej, żywiołowej ekscytacji. I choć za dni kilka gorączka udzieli się większości, przyjmijcie w spokojnych jeszcze chwilach życzenia, by tegoroczne Święta wypełnione były miłością, wiarą i nadzieją a wokół Was, by jak najmniej pozostawało pustych krzeseł. Dużo dobra dla Was!!!
Beata
18 grudnia 2024 06:38Jak zwykle pięknie i nawet ptak się załapał
admin
18 grudnia 2024 17:50Dzień dobry
W tej niezwykłej Krainie, ptaków więcej niż ludzi, choć to co pozostało po ludziach, zdecydowanie ważniejsze od ptaków… przynajmniej mnie to mocniej zatrzymuje. Ale to co w powietrzu również przykuwa uwagę, może nawet obraz ten szczególnym echem odbija się w pustych ścianach opuszczonych cerkwi, trudno dostępnych cmentarzyskach, pozostałościach po nieistniejących już wioskach. Szczególnie taką porą, kiedy chłód, brak liści na drzewach, krótki dzień…
Dziękuję i Pozdrawiam,
Błażej