
SUBTELNOŚĆ
Kategoria subtelności w estetyce marginalnie pojawiła się już w starożytności, o czym wspominał Cyceron. W średniowieczu subtelność znaczyła większą delikatność i staranność w wykonaniu dzieła sztuki. Popularność i dzisiejsze znaczenie termin uzyskał w końcu XVI wieku, w okresie manieryzmu. Istotę subtelności sformułował Girolamo Cardano – włoski lekarz, matematyk i astrolog – wychodząc od założenia, że rzeczy proste i jasne, dające się łatwo przeniknąć w swym pięknie i harmonii, sprawiają największą radość, stwierdził, że jeszcze większą rozkosz sprawiać mogą rzeczy bardziej złożone i splątane, które jednak jesteśmy w stanie poznać i przejrzeć. Chodziło mu o dostrzeganie harmonii w dysharmonii, o celne uchwycenie rzeczy trudnych i niejasnych. Takie rzeczy nazywał subtelnymi, a te z natury proste i jasne – pięknymi. Subtelność w takim rozumieniu stała się ideałem wielu artystów końca XVI i całego następnego wieku. Stanęła obok a nawet ponad pięknem.
A skoro dziś o subtelności, dołączę kilka podobnie łagodnych taktów, może umilą one czas poświęcony na zapoznanie się z obrazem i słowem
Już samo brzmienie słowa – subtelny – bez żadnych twardych, drżących, kanciastych głosek przywodzi na myśl jego znaczenie. Subtelny to bowiem delikatny, łagodny, niuansowy, aluzyjny, wyrafinowany, finezyjny, wyszukany, wysublimowany. Subtelna może być osoba – łagodna, wrażliwa, taktowna. Może być i rzecz, o delikatnym kształcie i wyglądzie. Subtelna może być i sprawa, wymagająca dyskrecji i delikatnych rozwiązań.
Łaciński przymiotnik subtilis, odpowiadający pojęciu subtelności tłumaczy rzeczy jako wymagające, wytworne, szczególne. Podobnie przymiotnikiem tym można określić osoby, które są wnikliwe w postrzeganiu, dbają o szczegóły, są sumienne. Czy zatem przedmiot posiada cechy subtelne, czy też to odbiorca musi wykazywać się subtelnością, aby dostrzec taki obiekt? Jak widać rola zmysłu wzroku i wnikliwej obserwacji ma w tym wypadku niebagatelne znaczenie. Szczególnie by w rozpoznaniu subtelności odkryć to, co przed wzrokiem ukryte, nieprzeniknione, tajemnicze.
Pragnę dziś kolejny już raz powrócić do tematyki ikony. Łatwo odszukać powstałe wcześniej wpisy. Wystarczy w otagowaniu pod tym aktualnym kliknąć wyraz ,,ikona”. Zafascynowany jestem tym kawałkiem niepozornej deski, szczególnie kiedy jej oblicze jeszcze surowe, kiedy rama widzenia wyznaczona jest wgłębieniem lub prostym konturem obrzeża. Może właśnie dzięki tej ramie wewnętrznie przeżywam coś osobliwego, oczekując niezwykłości, która w niej się ma pojawić. Myślę, że każdy subtelny obserwator potrafi te niuanse wychwycić. Prawdziwa to uczta dla zmysłów.
Anglo – irlandzka pisarka Iris Murdoch wypowiedziała niezwykłe zdanie: ,,Jedną z tajemnic szczęśliwego życia są nieustanne maleńkie uczty”.
Dziś o miejscu, w którym doświadczyłem takich uczt aż dwóch

Był upalny sierpień 2017 roku. Tuptając po niezwykłej Krainie Łagodności, jak nazywany jest Beskid Niski, trafiliśmy do kultowej Nowicy. Malowniczo położonej wsi u podnóży Magury Małastowskiej. Już w dokumentach króla Kazimierza Wielkiego pojawiały się zapiski o niejakiej Unowicy, potoku przepływającym w dolinie. Nazwa Nowica udokumentowana została w roku 1512. W 1786 roku mieszkało w tej wiosce 385 grekokatolików i 5 Żydów, natomiast sto lat później zanotowano 583 grekokatolików i 3 rodziny żydowskie. Pod koniec XIX wieku wieś należała do najbiedniejszych. W roku 1947 wszyscy mieszkańcy Nowicy zostali wysiedleni. Po 1956 roku powróciło kilkanaście rodzin.
Dziś Nowica, to cicha wioska, zachowanych kilkanaście starych, drewnianych chyż. Elektryczność w niej doprowadzono dopiero w 1972 roku, asfalt dotarł w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Na granicy z sąsiednim Przysłupem drewniana kaplica z roku 1889. W dniu 28 sierpnia odbywa się tu odpust greckokatolicki. Po nabożeństwie święci się zioła, plony i wodę. Tuż obok budynek dawnej plebani użytkowanej aktualnie przez Bractwo Młodzieży Greckokatolickiej ,,Sarepta”.

Zatrzymaliśmy się przed pięciu prawie laty przy kompleksie budynków Sarepty. Kaplica zapraszała przyjemnym chłodem tego upalnego dnia. Była pora obiadu. Fotografowaliśmy okoliczne tereny, odpoczywaliśmy na starych, kamiennych podmurówkach. Wspomnienia czasu i miejsca trwają niezmiennie od lat wciąż te same, wyraźne, jakby to było wczoraj. Był to niezwykły czas. Mnóstwo w nim bardzo bliskich, osobistych przywołań i śladów. Oczy są wprawdzie jedynie pośrednikiem w odbieraniu rzeczywistości, ale są miejsca, które staram się utrwalić w pamięci, zakodować, chłonąć z nich dobro, które czuję zmysłami. Nie istnieje konkretny, utrwalony i powielany wzór, wprawiający nas w zachwyt. Owszem, znamy jego rezultat, wpływ jaki wywiera w danym momencie na nasze ciało i umysł. Bodźce wywołujące zachwyt są nieuchwytne, niemierzalne. Atmosfera miejsca, towarzystwo, rozmowy, to dopełnia, ubogaca. W tym i tytułowe subtelności.
Wspomniałem powyżej o porze obiadowej. Wówczas pewne zmysły są inaczej wyostrzone, ukierunkowane, wyczuwalne, wyraziste. Z uchylonych nieopodal drzwi, dochodził do Nas coraz intensywniejszy zapach. Przyciągał, uwodził, czarował. Nowica zapamiętana sprzed lat, to letnia cisza, jeden przydrożny sklepik. Tym bardziej zmysł węchu wiercił się niemiłosiernie. Odgłos kuchennych naczyń tylko potęgował głód. Weszliśmy po schodkach do obszernych pomieszczeń. Na ścianach rozwieszone były kolorowe ikony, przyciągały wzrok. Uśmiechem przywitała Nas młoda dziewczyna. Musiałem coś wspomnieć o niezwykłych aromatach wydobywających się z kuchni obok. Usłyszeliśmy odpowiedź, że właśnie ukończyła gotować zupę dla młodzieży, która miała przyjść na obiad za kilka minut. Zaproponowała Nam gorącą, parującą z talerzy pyszną zupę kalafiorową. Tego dnia, była to najwspanialsza uczta dla ciała. Trudno czasem wyrazić słowem, opisać precyzyjnie, poszukać wyraz, który odda klimat miejsca.

Sierpień 2019 roku. Małgosia przysyła mi informację, iż dojeżdża do Nowicy. Dokładnie po dwóch latach, zmierza w znajome dla Nas miejsca. Ciepło poczułem w sercu. Niezwykłe te nasze drogi. Wybory, powroty. Ma tu spędzić tydzień, na warsztatach pisania ikon. Nierzadko z daleka towarzyszę w tej Jej drodze, choć zawsze otaczam te kolejne kroki ogromną życzliwością. Wspieram jak potrafię, okazuję pomoc, wzmacniam.


To już trzecia część, w której myślą pochylam się nad ikoną. Byliśmy w Olsztynie koło Częstochowy, niedawno odwiedziliśmy Przemyśl, dziś wspominam Nowicę. W miejsca te docieram dopiero w dniu poświęcenia ukończonych prac. Jestem krótko, spotykam osoby, z którymi Małgosia dzieli swój twórczy czas. Są to zazwyczaj jednorazowe spotkania, choć niezwykłe dla mnie. W poprzednich wpisach starałem się oddać to co pozostaje we mnie, jak odczytuję znaki, których tyle wokół mnie. Tym razem upajałem się w Nowicy ucztą dla ducha. Przy okazji tego wpisu, mimowolnie powracam wspomnieniem w każde z wymienionych miejsc. Były one tak różne. Olsztyn z maleńkim budynkiem pośród sosen. Przemyśl w samym sercu dużego miasta, przycupniętego na okolicznych wzgórzach, z monumentalnym budynkiem byłego Seminarium Greckokatolickiego. Nowica, maleńka, choć mocno rozciągnięta, senna wioska z małym drewnianym domkiem, w którym umiejscowiony jest Dom Ikon. Pamiętam każdą twarz, pamiętam rozmowy. Noszę w pamięci Nasze spotkania.
Małgosiu, wpisem tym pragnę podziękować za całe wzruszenie, którego doświadczam każdorazowo przy podobnych okazjach. To niezwykłe szczęście, że mimo iż nie biorę czynnie udziału w warsztatach, mogę w nich uczestniczyć w tak subtelny sposób. Dyskretnie ale też uroczyście, to za każdym razem prawdziwa duchowa uczta.
Na koniec pragnę przytoczyć słowa Pani Katarzyny Bieniasz, absolwentki Lwowskiej Narodowej Akademii Sztuk na Wydziale Sztuki i Konserwacji Dzieł Sztuki, która zajmuje się sztuką ikony. Uczestniczyła m.in. w Międzynarodowych Warsztatach Ikonopisów w przytoczonej powyżej Nowicy, a od kilku lat prowadzi też warsztaty ikonopisarskie. Myślę, że słowa te oddadzą to jak odbieramy a jak powinniśmy postrzegać, jak patrzyć na ikony.
,,Na podstawie osobistych doświadczeń zauważam wyraźne różnice w sposobie obcowania ze sztuką ikony. Spostrzeżenie to ma charakter ogólny, bo mogę wymienić niejedną postać, która (jako niezbędny wyjątek) potwierdzi tę regułę. Punkt widzenia, jaki – moim zdaniem – dominuje wśród polskich odbiorców, odważę się określić jednym długim słowem o nieco sarkastycznym zabarwieniu: przeintelektualizowanie. Taka postawa, być może, wynika z niezrozumienia, a raczej braku intuicyjnego odczuwania zjawiska, jakim jest ikona. A to z kolei spowodowane jest jej odmiennością, pewną egzotyką, którą odczuwa odbiorca wychowany w kręgu kultury środkowoeuropejskiej w jej odmianie kończącej się dokładnie na linii Bugu i Sanu. Postawa ta przybiera niekiedy formę groteskową. Wtedy ikonę stawia się na nieosiągalny dla percepcji piedestał i zamyka w gablocie z artefaktami archeologicznymi dawno przebrzmiałej epoki. Jedynym kontaktem z ikoną jest chodzenie dookoła przeszklonej szafy i owijanie umieszczonego w niej obiektu zwojami reguł, często sprzecznych ze sobą, oraz zbyt poetyckich fraz, które niczego nie wnoszą do odbioru, a nawet wręcz nie dotykają przedmiotu bezpośrednio. Te frazy bywają po drodze zniekształcane i w miarę wzrostu ich powtarzalności tracą sens. Goście muzeów, widząc w ekspozycji ikonę, starają się jak najszybciej przypomnieć sobie wszystkie te określenia i figury retoryczne, chcąc pokazać swoją elokwencję i znajomość tematu. Niestety często przykrywają one brak szczerego zainteresowania. Niejednokrotnie wypowiedzi te wymagają logicznej korekty, ale w obliczu niezłomnej pewności siebie, a zarazem bogobojnej i snobistycznej postawy prelegenta czynność ta z założenia skazana jest na niepowodzenie. W takich momentach zasłyszane przypadkiem zdawkowe komentarze „niedokształconych” widzów, takie jak: – o, całkiem ładne, strasznie pomarszczone to czoło albo ale wielkie oczy – działają jak miód na serce. Cieszą, bo zdradzają szczerą obserwację i stwarzają wolną przestrzeń dla pytań, na które można odpowiedzieć. A odpowiedź nie ugrzęźnie w gęstej ciszy, nie napotka niewidzących oczu i odwróconej obojętnie głowy. To prawda, że szanse na ciekawą dyskusję wciąż jeszcze nie są przesądzone. Dalszy bieg wydarzeń zależy od wrażliwości pytającego i jego skłonności do uważnego słuchania, a w końcu… od jego grafiku spraw bieżących ułożonego na dany dzień. Ale ten ostatni czynnik musimy pominąć, bo jakkolwiek może mieć decydujący wpływ na wynik takiej dyskusji, pozostaje on poza zasięgiem naszych możliwości sprawczych.
W związku z powyższym mam pewną propozycję dla osób planujących wybrać się do muzeum ikon w Sanoku, Przemyślu, Lwowie czy Łańcucie. A gdyby tak, odwiedzając te miejsca, zapomnieć o przewodniku? Nie zauważając etykiet z opisami, dać się ponieść intuicyjnemu obcowaniu z oglądanymi dziełami? Nazwiska, daty, interpretacje, fakty i mity zawsze można „doczytać”, siedząc wygodnie w bibliotece czy w domu przed ekranem komputera. Prawdopodobnie będzie to potrzebne, ponieważ słowa mogą wyjaśnić nam wiele. Ale dopóki nie będzie pytań, wątpliwości, szczerej ciekawości – nie sięgajmy po zbyteczną wiedzę. Zamiast poznawać legendy i daty, spróbujmy zobaczyć wibrujące odcienie oliwkowych półcieni na twarzach świętych. Zamiast analizować teologiczne zawiłości w interpretacji symboli i soborowych dogmatów, zobaczmy wymowne napięcie, dramatyzm w rysunku dłoni. W wyszukanej kaligrafii ornamentów na szacie – bezbłędną pewność ruchów malarza, jego zachwyt nad fakturą pereł i mieniących się fałd aksamitu podpatrzonych u barokowych mistrzów. Podczas takiej wycieczki okaże się, że obrazy i obiekty muzealne (w tym także ikony) mogą być jak ludzie: ujmujące i urocze, a jednocześnie nieśmiałe; zdystansowane, chłodne, ale uczciwe; bezpośrednie, szczere, naiwne, czasem nawet narzucające się i krzykliwe. Skoro potrafimy już „wyłowić” charakter oglądanego dzieła, spróbujmy posunąć się o krok dalej. Być może w taki sam sposób można rozpoznać osobowość autora? Wniknąć w jego usposobienie i prześledzić tok jego myślenia? Nawiązać ciekawy dialog, zadając pytania i szukając odpowiedzi na nie w oglądanym właśnie dziele? Jeśli tak, to od tej pory każda wizyta w muzeum czy galerii przestanie być postrzegana jako wątpliwa rozrywka zarezerwowana dla introwertyków i stanie się towarzyskim przyjęciem pełnym ciekawych spotkań. Czego z całego serca życzę wszystkim Czytelnikom”.
Maj 2021. Dwuletni cykl jakby został wpisany w nasze życie. Choć wiosna po drugiej stronie wzgórza w pełni rozkwitała i wabiła kolorami, Nowica tak jak cały Beskid Niski dopiero budziła się z zimowego snu. Czy będzie Nam jeszcze dane wspólnie odwiedzić te miejsca, które tyle wlały w serca dobra, tyle przywołują wspomnień. Mnóstwo subtelności w codzienności… Podobnie jak w ikonie… Pod powierzchnią barwników ukryte prawdziwe wnętrze twórcy
Lucyna Romańska
30 stycznia 2022 20:51Panie Błażeju, muszę przyznać, że potrafi Pan wykorzystać subtelności języka, żeby zdefiniować subtelności sztuki i nie tylko. We współczesnej „migawkowej” kulturze, w której obrazy przesuwają się niemal z prędkością światła, nie ma wiele czasu na kontemplację subtelności. Dzieci w żadnej dziedzinie nie uczą się już cierpliwości, więc pewnie w tych pokoleniach niewielu wyrośnie koneserów potrafiących cieszyć się subtelnościami życia. Wyjątek widzę jedynie w dziedzinie gotowania i konsumpcji wyszukanych potraw. Taki substytut religii. W dobrym tonie jest doskonalić wrażliwość podniebienia.
Jeśli chodzi o ikony, to znam młodą artystkę, Danutę Jęczmyk, z Jawiszowic koło Oświęcimia, która pisze ikony i prowadzi warsztaty. Przypuszczam, że taki kurs w Beskidzie Niskim czy Przemyślu, przez samo otoczenie, dostarcza dodatkowych wrażeń, ale wspaniale, że także u nas są chętni na spotkanie z tą sztuką.
http://www.pracowniafides.com.pl/?fbclid=IwAR0bAbhvLDFeiWBkfk-IEioX4BJ_0VO8sGIgJJRuIDM-jfOX1cINz3aO0F4
admin
31 stycznia 2022 18:29Dzień dobry,
to może przyszłe pokolenia przez ,,podniebienie” odkryją nowe, niezbadane lądy czy choćby maleńkie wyspy w swoim umyśle
Warto poszukiwać 
Pani Lucyno, uśmiecham się, że skoro przekroczyłem tzw. smugę cienia, mam więcej czasu na kontemplację, spokojne realizowanie swoich zainteresowań, ale też by niespiesznie stawiać kolejne kroki. Fakt ten pozwala by dostrzec więcej, w tym ludzkie niezwykłości, poszukiwania, spełnienia… Czasem zastanawiam się czy dawniej faktycznie było więcej ,,koneserów potrafiących cieszyć się subtelnościami życia” ?!? Delikatna to materia, pełna zakamarków, mielizn, nieustannych znaków zapytania. Skoro można było przez żołądek łatwiej trafić do serca
Dziękuję za ciekawy kontakt. W tym temacie jestem jedynie obserwatorem, co nie znaczy, że może właśnie taka droga wskaże czy też zaprowadzi mnie w przyszłości do czegoś nowego, dziś postrzeganego z oddalenia.
Serdecznie Pozdrawiam – Dziękuję