Sincos

W zaleznosci od kąta

Obraz test

TOSKANIA W 20 OBRAZACH

Hmm, już sam tytuł jest może zaskoczeniem, choć spostrzegawcze oko zapewne już dawno mogło przeczytać w zakładce ,,o Nas”, że ,,zajrzymy też nieraz poza granice naszego kraju”. I tak właśnie dzieje się. Przywołuję już znane treści i obrazy ale skłania mnie ku temu pewien fakt, który zadział się niedawno. Otóż po kilkunastu latach istnienia zakończył swoją działalność pewien portal podróżniczo fotograficzny na którym zamieściłem kilkadziesiąt opowieści – wspomnień. Niejako z dnia na dzień po prostu został zamknięty, przepadł… Mimo iż od dawna już na nim nie publikowałem, to żal wieloletniej pracy, zaangażowania, pozostawionych kadrów, przelanych myśli, stworzonych galerii. Dlatego w głównej mierze to powoduje by pozostawione gdzieś w sieci ,,zabawki” zebrać do jednej ,,piaskownicy” 🙂 choć równie ważna przyświeca jeszcze jedna idea, ale o niej na końcu tego wpisu 🙂  

Giorgio De Martino w swojej książce napisał takie słowa: ,,Nie ma jednej Toskanii. Toskań jest wiele – po jednej dla każdej pary oczu. Jej wrodzone dążenie do piękna (w sztuce, przyrodzie i stylu życia) miesza się z wrażliwością i tożsamością tych, którzy ją odkrywają, przemieniając się w doznania. Toskania jest regionem z duszą, przybraną ojczyzną każdego, kto wynosi ją do tej rangi. Aby poznać ją w pełni, trzeba doświadczyć jej osobiście.” Zapraszam do mojej Toskanii.

,,Toskania to region z duszą. Każdy krajobraz posiada własną melodię, głębię oraz barwę.” Żadne słowa nie wyrażą uczuć, których doświadczamy. Każdy bowiem widzi inaczej, czuje inaczej, mimo, że jesteśmy do siebie często tak bardzo podobni. Podobnie jest ze smakiem, zapachem, wrażliwością na dotyk. Mgła też pachnie, też smakuje. Dochodzi jeszcze dojmująca cisza. Zachwyt nad nią. Nad ulotnością i pięknem.

Raz jeszcze przywołam słowa Giorgio De Martino: ,,wylano już całe rzeki atramentu pisząc o tym regionie i jego latoroślach. Jednak nawet tysiące stron zapełnionych adresami miejsc w których warto coś zrobić, zobaczyć lub zjeść, nie wystarczą, by opisać subtelną, morską woń wiatru, czy też zmysłowy i pełen obietnic aromat lata, powietrze przepojone zapachem deszczu tuż przed oberwaniem chmury, bądź też jesienny taniec cyprysów”. Toskania – to jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie.

Montepulciano

Nadchodził świt,  można go było poczuć. Promienie słoneczne przebijają się na ziemię i napełniają ją kolorami. Powietrze zadrgało, zaczęły bić dzwony, grały powoli i dźwięcznie. Ich muzyka przenosiła się ponad cichymi wzgórzami niczym melancholijny welon. Kiedy dzwony zamilkły a echo wybrzmiało, świat ponownie pogrążył się w pełnej szacunku ciszy. Promienie rozganiały nocny jeszcze niedawno mrok, przemijające cienie, chwile niemożliwe do odzyskania. Budowle pełne zmysłowych kształtów, drżące światło i milczące wzgórza. Nad Montepulciano wstaje nowy dzień.

Pitigliano

,,Małe Jeruzalem” – tak mawiają o maleńkim miasteczku położonym na tufowych skałach. To na pamiątkę zgodnego życia przez wieki chrześcijan i Żydów. Na południu naszego kraju, jeszcze w ubiegłym stuleciu co drugie miasteczko to Jeruzalem. Ale wróćmy do Pitigliano, bo taka prawdziwa jest nazwa ,,Miasta tufu”. Średniowieczne dachówki, niektóre wciąż jeszcze różowe, lecz w większości spalone na brąz lub szary odcień popiołu, połyskują lekko w rozgrzanym powietrzu. Zaułki zagubione w labiryncie przecznic, plątanina kilkusetletnich ulic. W wąskich brukowanych uliczkach, gdzie trafiają się plamy chłodnego mroku, senne koty szukają schronienia. Idealne miasto by przespacerować się w samotności i rozkoszować spokojem.

Civita di Bagnoregio

Ktoś pięknie powiedział, że ,,w Toskanii są miasta ceglane i marmurowe, miasta kamienne, miasta rozkwitające i ginące”. Civita di Bagnoregio to jedno z ginących. La Citta che Muore… Umierające Miasto. To prawdziwa perła włoskiej ziemi, to tu na świat przyszedł św. Bonawentura. Trzęsienia ziemi niszczyły zabudowania. Tufowe skały, na których powstało miasto wciąż poddawane są procesom erozji, skała kruszy się, zabierając w otchłań kolejne budynki. Przez setki lat miasto praktycznie było izolowane od świata. Jedyną drogą były kręte schody dla pieszych. Dopiero na początku ubiegłego stulecia powstał most łączący z cywilizacją, ale pomieszkuje już tam tylko kilkanaście osób. Dzisiaj wielu postanawia wrócić, ożywić te mury, ale niepewność, nietrwałość fundamentów, tylko oddala na chwilę proces niszczenia, powolnego umierania.

Cud nagłej zmiany otoczenia należy do jednej z nigdy niekończących się przyjemności w Toskanii. Gliniaste pagórki Crete Senesi to jedne z najbardziej fotogenicznych pejzaży tej części Włoch. Są one unikalne, niezwykłe, niezapomniane, o bardzo ubogiej roślinności, ale mieniące się różnymi odcieniami zieleni, beżu, złota. Samotne drzewo na nagim pagórku, pozostawione w spokoju przez całe pokolenia, może ze względu na cień, który rzucało, a może na Piękno. W drżącym świetle wygląda jak symbol wytrwałej wiary. Promieniująca spokojem przestrzeń, wyrastające skąpane w słońcu samotne pagórki. Upływ czasu w tym miejscu wyznaczają wschody i zachody słońca, wyznaczają też rano, w południe i wieczorem bijące kościelne dzwony.

Otwarte przestrzenie to jeden z największych uroków Toskanii. A gdzieś na grzbiecie wzgórza, w środku doliny dom. Mały, bezpretensjonalny, samotny dom, otoczony owalnym pierścieniem drzew i zarośli. I czego chcieć więcej? Budowle pełne zmysłowych kształtów, drżące światło i milczące wzgórza. Nieograniczone naturalne piękno i wiekowe cuda, które wyszły spod ręki człowieka. W tym leży urok Toskanii. Cisza absolutna. Niczym nieskażony krajobraz. Z łatwością można poczuć się jak ludzie mieszkający tutaj sto lat temu, albo dwieście i więcej. Po pewnym czasie zatraca się poczucie teraźniejszości. Dom… każdy człowiek pragnie i tęskni za ciepłym, bezpiecznym swoim domem. Od setek lat to niezmienne, tak jak niezmienny krajobraz Toskanii.

W Toskanii linie i kąty proste nie istnieją. Zamiast tego są łagodne zakręty i łuki. Tutaj drogi i granice działek podążają wzdłuż żlebów i potoków, droga zmienia kierunek ze względu na rosnące drzewo, a domy w miasteczkach nigdy nie stoją prosto. W takim miejscu linie i kąty proste wydają się ordynarne. Uwielbiam toskańskie pejzaże – tak jak na powyższym obrazie. Charakterystyczna łagodność wzgórz i drzewa. Rozpościerają się majestatycznie, pijąc od wieków wodę z biegnącego obok strumienia. Wiosną kolory świeżości i rozkwitające dokoła życie napełniają człowieka entuzjazmem i energią. Latem silne i przytłaczające upały wymuszają leniwy bezruch. Ale zawsze jest to znakomite miejsce do wyciszenia, aby znaleźć równowagę, by określić swoje proporcje.

Każdy posiada swoje ulubione miejsca. Czy to w kościelnej ławce, czy parkowej alejce, przy kawiarnianym stoliku, nawet w podróży wybieramy często to co znajome, ulubiony hotel, przytulny pokój… przyzwyczajenia, nawyki, kultywowane maniery. Na granicy światła i cienia spotykam sędziwego mieszkańca kolejnego klejnotu Toskanii, maleńkiej, niesamowicie urodziwej Pienzy. Miasteczka urodzin Enea Silvio Piccolomini. Miasto w założeniach i marzeniach swego twórcy idealne. I takim też pozostało, niezmienione od kilku już wieków. Może mały Eneo przysiadywał na tej samej kamiennej ławie, a może w wieku dojrzalszym, kiedy został Papieżem Piusem II odwiedzał pobliski kościół, może dłonią swą dotykał ciepły, nagrzany promieniami słonecznymi kamień. Dzisiaj już ktoś inny, ale miejsce na pewno ulubione. W dłoni może już jedyna Przyjaciółka, dodająca otuchy, podpierająca w potrzebie. Takie osoby spotykane w podróżach, często w cieniu, na uboczu, ciche, skromne, pełne pokory i doświadczeń życiowych, to najlepsi przewodnicy o jakich możemy marzyć. Znają historie tych miejsc, których na próżno szukać w sieci czy księgarniach. Znają każdy zapach, melodię dzwonu na kościelnej wieży, wystarczy jedynie przysiąść, zamienić słowo lub pobyć razem w milczeniu.

Monticchiello

Kiedy pojedziecie do Toskanii koniecznie odwiedźcie teatr. Ale nie taki jaki znacie. Odwiedźcie Teatr Ubogi. Czy można natrafić na miasteczko gdzie po godzinie lub dwóch, nie sposób spotkać mieszkańca? Oczywiście, to Monticchiello. To tu przed laty polski reżyser Jerzy Grotowski powołał powyższy teatr, oparty na współuczestnictwie widza i aktora. Aktorzy zwracają się bezpośrednio do publiczności, od jej reakcji uzależniając własne. Nie ma dekoracji, rekwizytów, nie ma podziału na scenę i widownię. Mieszkańcy Monticchiello są zarówno widownią jak i aktorami, miasteczko całe, to jedna wielka scena. Owszem, zapraszani byli młodzi aktorzy z całego świata, ale przy zatartej granicy miedzy widownią i sceną, nie sposób odróżnić prawdziwego życia od teatru. I spacerując po kamiennym mieście, pustych uliczkach, można poczuć klimat sceny teatralnej. Miasto jak z bajki, wszystkie mury wyciosane z identycznego kamienia. Doznania zagwarantowane. Świeciło cudowne zachodzące słońce. Przy wejściu do miasta, tuż przy bramie św. Agaty znajduje się Osteria La Porta, restauracyjka z Przewodnika Michelin. Z jej wnętrza można wyjść na mały tarasik z którego roztacza się niezapomniana panorama na wzgórza, na smukłe cyprysy. Przy lampce wina, smaku oliwek można zapomnieć o całym pozostałym świecie.

Monteriggioni

Agnieszka Osiecka przed laty tak pisała o podlaskim Tykocinie: ,,Prawdziwe magiczne miastko, miastko zabawka, miastko lalka, miastko sen.” Monteriggioni też takie jest. Maleńkie, ciche, przytulne… tchnienie dawnych epok zaklęte jest w duszy tego miasta. Kilkaset lat ukrytych w każdym kamieniu, niepowtarzalny koloryt czuje się i oddycha całą swoją istotą. Raptem dwie restauracje spoglądające na siebie z przeciwległych ścian placu, senne koty, samotny krzyż, od czasu do czasu zbłąkana kropla deszczu z nieba, smutny kelner z papierosem w ustach oparty o zniszczone drewniane odrzwia, dźwięk naczyń wydobywający się z restauracyjnej kuchni. I nagle pojawili się Oni. Czworo. Dwie pary. Głośni, weseli, kolorowi. Jedno z nich postawiło aparat na cembrowinie kamiennej studni, powietrze zastygło w napięciu, nawet dzwon zamilkł, a jeszcze przed momentem chwalił się przed starymi murami swym zawodzącym brzmieniem. To była chwila, sięgnąłem po aparat, intuicyjnie przyklęknąłem… podskoczyli… dwukrotnie wcisnąłem spust… trach, trach… A po kilku kolejnych sekundach nastała znajoma cisza. Zniknęli… Każdy powrócił do swoich czynności. Trudno uwierzyć, ale kiedy spotykam gdziekolwiek nazwę Monteriggioni, jeden jedyny obraz mam przed sobą, utrwalone mgnienie oka.

Chwilę temu byliśmy w Monticchiello, na klimatycznym tarasiku z którego roztaczają się bajeczne widoki. Przysiedliśmy niby na chwilę, w oczekiwaniu na nadchodzący zachód słońca, ale atmosfera i klimat przy kieliszku znakomitego czerwonego wina tak zgęstniała, że nogi zaczęły szeptać by pozostać w tym miejscu dłuższy czas. Rewelacyjna miejscówka, wyborne towarzystwo, smukłe cyprysy przed oczami… szermierka słowna przy stoliku, śmiech i dobra zabawa. Żal było opuszczać miejsce, w którym siedzibę swą znalazł wspomniany Teatr Ubogi. Kilkaset metrów dalej, powolnym spacerkiem dotarliśmy do kolejnego obłędnego widoku – słynnej spirali, krętej drogi wijącej się na zboczach pagórku, obsadzonej majestatycznymi cyprysami. Prezentuje się jak gotowy kadr filmowy i takim wielokrotnie bywał. Gdzieś nawet mignął czerwony lakier samochodu. Do pełni szczęścia zabrakło jedynie obok kierowcy rozwianych włosów kobiecych… kolorowego jedwabnego szala lub apaszki.

Dolina w okolicach Pienzy wydaje się być otwartą falującą łąką. Delikatny wiatr rozpędza chmury i nieoczekiwanie światło się zmienia, niebo robi się błękitne, promienie słoneczne przebijają się na ziemię, napełniają ją kolorami. Gdyby ktoś namalował taki obraz, można by powiedzieć, ze jest on zbyt dokładny, precyzyjny, ale jak widać, są miejsca, które wyglądają na doskonałe źródło pięknych baśni, jak ogród pełen mieszających się ze sobą cieni i kolorów, jakby zagubiona w czasie, magiczna dolina pełna pagórków i wzgórz, niczym fale na spokojnym morzu, wyrzeźbione na podobieństwo przypływów i prądów wodnych. I te domy, które same w sobie posiadają niemal mityczną naturę, były trwałe i klasyczne, od zawsze cechowały się silnym charakterem, niemal religijną nabożnością. W ich architekturze można znaleźć jeden wspólny element, zawsze pełen rozsądku, melodyjny i proporcjonalny, towarzyszy mu spokojna harmonia. To od setek lat świat kompletny.

Pienza – Katedra Santa Maria Assunta

Czasem słyszałem takie czyjeś stwierdzenie: ,,nie potrafię się modlić”. Od lat odwiedzam maleńkie, wiekowe, drewniane kościółki. Wypełnione wonią okadzonego drewna, pełnych mroków i prześwitów. To miejsca, które potrafią przenieść w inny wymiar. W jednym z nich, w małej, ciasnej ławce modliła się staruszka. Mówiła półgłosem, ale maleńka powierzchnia oraz akustyka tego miejsca pozwalała na uczestniczenie w Jej rozmowie. Słowa wypowiadała bardzo wyraźnie, przestrzegała każdej kropki i przecinka, co chwilę milczała jakby czekała na odpowiedź. Modliła się za chorych i tych, którzy mogą zachorować, modliła się o deszcz i o słońce, o zdrowie, pokorę i cierpliwość. Rozmawiała w sposób prosty, ale z łatwością, która przychodzi z doświadczeniem i wiekiem… kończyła o przebaczenie grzechów swoich oraz innych… Byliśmy już w Pienzy… tuż obok ławeczki na pograniczu światła i cienia znajdują się mury Katedry Santa Maria Assunta. Wnętrze jest ciemne, piękne ołtarze, stalle, kropielnica, a pod sklepieniem Krzyż. Powracam często myślami… pamiętam swoją wówczas rozmowę.

San Gimignano

Niezapomniane San Gimignano w cieniu dzwonu na wieży… szyszki pinii, symbol płodności, łask i życia. Ale i podobno najlepsze lody na świecie w Gelaterii Dell’Olmo. San Gimignano wielu uznaje za jedno z najpiękniejszych miast Toskanii. Już z daleka przyciągają wzrok wysokie wieże, charakterystyczny symbol miasta. Do dziś dnia pozostało ich 14, i za ich przyczyną przylgnął przydomek Średniowiecznego Manhattanu. Widoki z Torre Grossa niezapomniane. Na sędziwe mury miasta, przyległe gaje oliwne, kamienne detale. Tu wszystko zachwyca. Tu prawdziwa kwintesencja tego co najpiękniejsze we włoskich miastach.

Pisząc o Toskanii, nie sposób by nie wspomnieć o kuchni… winie, serach, oliwkach… smakach, które dopełniają klimatów tego regionu. Tworzone przez stulecia z niezwykłym pietyzmem. Gwoli uzupełnienia zapraszam, do zakładki ,,Galeria – w naszym obiektywie”, w której jeden z albumów poświęcony został właśnie temu, z czego Toskania i jej mieszkańcy są dumni – tam słów kilka jak smakuje Toskania .

Pitigliano

Ileż czasu marzyłem o Toskanii. Podążałem różnorakimi ścieżkami, obierałem wciąż inne kierunki, a Ona nie przybliżała się nawet na odrobinę. Czytałem o Niej, podziwiałem zdjęcia różnych autorów. Wyobrażałem sobie jakie spotkać tam można zapachy. Bo wszystko gdzieś pachnie. I przeszłość ma swój zapach. W każdym domu dominuje woń ostatniego właściciela, na którą nakładają się zapachy wszystkich wcześniejszych gospodarzy. Tak mieszają się czasy i ludzie. I przyszedł czas na wytęsknioną Toskanię. Potrafiła Ona we mnie rozbudzić pasje, poszerzyć zainteresowania, dodała mi odwagi by nie tylko marzyć ale przede wszystkim realizować siebie. I choć okres od podróży meandrował, kluczył, wyhamowywał, to myśl, która narodziła się pod włoskim niebem cały czas była blisko, czekała cierpliwie, od czasu do czasu cicho przypominała się, wierciła niespokojnie. Długa to była droga, zarówno do samej Toskanii jak i od Niej. Długa, ale niezwykle Piękna, bogata, urozmaicona, pełna zaskoczeń, nierzadko zadziwień. A Toskania jest przy mnie, tak jak kolorowe uliczki Pienzy, pachnące kwiatami, serami pecorino, winem. Toskanii zapach jest kompletny, jakby zawierał wszystkie kwitnienia i więdnięcia roślin w historii. Dla mnie to zapach Dobra, którego tam mnóstwo spotkałem i doświadczyłem.

Pienza

To kontynuacja planów na przyszłoroczne podróże. Termin raczej ten bardziej odległy czyli jesienny. Bardzo chcielibyśmy pokazać Wam to, co Nas zachwyciło, co już znamy, ale by również odkrywać wspólnie to co jeszcze i Nam nieznane. Planujemy wspólnie wybrać się do Toskanii. Co Wy na to? 🙂

komentarze 2

  • M.

    Odpowiedz 13 grudnia 2020 16:41

    Dobry wieczór 😃
    Błażej pragnę Ci podziękować za ten post, ponieważ to był wyjątkowy i wspaniały czas. To właśnie tam w Toskanii ponad pięć lat temu w tym pięknym miejscu ziemi włoskiej się poznaliśmy i także wspólna pasja do FOTOGRAFII, która przerodziła się w PRZYJAŹŃ, gdyż do DZIŚ STARAMY SIĘ spotykać jak tylko MOŻEMY na wyprawach fotograficznych i świetnie się czujemy w Naszym Towarzystwie . Aż mi się łezka pojawiła ze szczęścia, gdyż to są wspomnienia, które się będzie pamiętać do końca ŻYCIA.

    Pozdrawiam serdecznie Ciebie, Gosię, Jacka i Adama

Dodaj komentarz