Sincos

W zaleznosci od kąta

Obraz test

Z OKNA POCIĄGU…

Lubicie jeździć pociągiem? W ostatnich latach, incydentalnie wsiadam do niego, można nawet rzec, czynię to od wielkiego dzwonu. Niestety, podróżowanie samochodem odbiera tę przyjemność, jaką było/jest podziwianie krajobrazu przez okno toczącego się wolno wagonu kolejowego. Nie wspomnę o zawieraniu nowych znajomości, poznawaniu niezwykłych historii, gromadzeniu pod powiekami przelotnych kadrów. Ileż to razy, aż chciałem wysiąść, by utrwalić umykający za szybą gotowy wycinek, scenę, fragment czegoś zachwycającego. A ile razy, zastanawiałem się jak w dane miejsce później powrócić, trafić samochodem dokładnie w ten unikalny punkt.

Odbyłem przed kilku laty podróż, przez wielu uznawaną, jako najpiękniejszą trasą kolejową świata. Odcinek ten liczy jedynie 20 kilometrów. Prowadzi z miejscowości Flåm do Myrdal w regionie Fiordów norweskich. Owszem, spektakularna to trasa, przebiegająca poprzez górskie masywy, ze stacyjkami niby platformy widokowe, z hukiem spadającej wody kaskadami z ogromnych wodospadów, z półkami skalnymi, urwistymi przepaściami. Często stojąc w bryzie spadających milionów kropel wody, z motywem muzycznym w tle, obserwujemy jakby zza kurtyn północnych sag, wyłaniają się znienacka na krótkie sekundy ich główne bohaterki, z rozpuszczonymi włosami spadającymi na długie, powłóczyste suknie w jaskrawych barwach, by zniknąć bezpowrotnie za skalnym wyłomem, a pojawić się na nowo na kolejnej stacyjce, w odmiennej scenerii, przy akompaniamencie innej muzyki.

Pierwsze plany budowy kolei powstały już około roku 1893, ale decyzję i budowę rozpoczęto w roku 1924. Słynna na cały świat Flåmsbana, każdego dnia pokonuje przewyższenie aż 863 metry. Żadna inna normalnotorowa linia kolejowa w Europie nie może poszczycić się tak ekstremalnym nachyleniem, by na odcinku 20 kilometrów wspiąć się na wysokość blisko jednego kilometra. O bezpieczeństwo podróży dba pięć niezależnych od siebie systemów hamulcowych. Na trasie znajduje się 10 stacji, wybudowano 20 tuneli, tylko dwa z nich powstały z niewielkim udziałem maszyn wiercących, pozostałe wydrążono w całości ręcznie. Mimo, że kolej aż cztery razy przekracza rzekę Flåm, nie spotkamy na niej ani jednego mostu. W każdym z tych miejsc rzekę poprowadzono specjalnym tunelem wykutym pod torami. To majstersztyk, prawdziwe arcydzieło myśli inżynierskiej.

Dlaczego przywołuję te obrazy wspomnień właśnie w tym wpisie? Otóż, bowiem dziewięć lat przed powstaniem pierwszych planów budowy powyższej Flåmsbany, na terenie rodzimego Beskidu Niskiego podobnie miała powstać ciekawa linia kolejowa. Kiedy kolorową, październikową porą przemierzałem te doliny w gronie wypróbowanej od lat Ekipy, po wielokroć zastanawiałem się jak dziś mogły wyglądać te miejsca, gdyby udało się takową inwestycję zrealizować. Bo przecież tereny choć pagórkowate, trudnością nawet nie śmiały konkurować z przywołanymi powyżej. A czy historia miejscowej ludności mogła wyznaczyć inne ścieżki na mapie zmian i tragedii dokonanych w latach kolejnych…? Dwa regiony, oddalone od siebie o tysiące kilometrów, dwa podobne pomysły kiełkujące w głowach prawie równocześnie. Spektakularna realizacja jednego z nich, spalone marzenia drugiego.

W jakimś wpisie już polecałem, uczynię to po raz wtóry, szczególnie miłośnikom, osobom zakochanym w Beskidzie Niskim. Osobliwa książka Pani Moniki Sznajderman, zatytułowana: ,,Pusty las”. To z niej bowiem odtwarzam obraz znajomych mi miejsc, opuszczonych dolin, nigdy nie powstałych stacyjek, nigdy nie słyszanego stukotu metalowych kół…     

,,W marcu 1884 roku ,,Nowiny Jasielskie” donoszą, że konsorcjum na rzecz budowy kolei ,,porzeczem Wisłoki zainteresowało kilka miast przy proponowanej kolei leżących, wskutek czego reprezentanci miast Pilzna, Brzostku, Kołaczyc, Żmigrodu i Dukli zebrali się na posiedzeniu w dniu 13 zm. w Jaśle pod przewodnictwem p. Koralewskiego i uchwalili wygotować petycję popierającą to konsorcjum, przy czym objawili życzenie, że pożądaną byłaby budowa tej kolei z prawej strony Wisłoki, nie zaś z lewej, jak to przed kilkunastu laty proponowano, a to ze względu na położenie zainteresowanych miasteczek i większą stąd korzyść dla ich przemysłu”. Tak biegnąca trasa nie powstała – i dlatego jeszcze u schyłku XX wieku wielu najstarszych mieszkańców Olchowca, dla których Dukla była do końca życia najdalszym punktem na horyzoncie ich świata, umrze, nie ujrzawszy nigdy pociągu – ale w lipcu 1894 roku doktor Karol Lewakowski wizytuje tereny leżące dalej na południe, między Jasłem a Konieczną. Trwają już bowiem prace nad projektem linii kolejowej prowadzącej w głąb Łemkowszczyzny, z dwiema stacjami w samym Jaśle, potem w Dębowcu, Osieku, Żmigrodzie, Kątach, Myscowej, Krempnej, Świątkowej, Nieznajowej i z końcową stacją, jakżeby inaczej, w Koniecznej. Z czasem linia miała połączyć się z tą prowadzącą z Preszowa do Bardejowa, wówczas jeszcze zakończoną ślepo. Ten pomysł także upadł, ale uparty doktor Lewakowski nie ustawał w wysiłkach. ,,Wśród argumentów – pisze w lutym 1900 roku do wiedeńskiego Koła Polskiego w liście zawierającym prośbę o »poczynienie starania u Wysokiego Rządu« – oprócz gospodarczego i militarnego pojawia się także kwestia wzmożonej emigracji zarobkowej z terenu powiatu jasielskiego. Inwestycja miałaby zapobiec dalszemu odpływowi siły roboczej, a w konsekwencji pogłębianiu się zapaści ekonomicznej regionu”. Te słowa przywołują Tomasz Machowski i Grzegorz Nycz w książce ,,W dolinie Wisłoka. Koleją z Jasła do Rzeszowa. Najciekawsze linie kolejowe Polski”. W rezultacie w 1909 roku idea powraca i nabiera realnych kształtów, a nowy, śmielszy i bardziej wizjonerski plan, z całkowitym budżetem wysokości czternastu milionów koron, zakłada, że trasę zakończy niemal trzystumetrowy tunel.

Lubię sobie wyobrażać, jak do okolicznych wiosek, Wołowca, Radocyny, Rozstajnego, Czarnego i Nieznajowej, ruszają inżynierowie i zaczyna się robota. Idzie hyr, że dobrze płacą, więc do pracy chętni są wszyscy. Skrzykują się chłopaki, zaprzęgają konie. W ruch idą siekiery, piły, tartaki, pachnie żywicą, świeżą jodłą i świerczyną – na kolejowe podkłady tnie się głównie iglaste. Furmankami zwożą ziemię na nasypy; żwir wybierają z dna rzeki. Wzdłuż planowanej linii, niczym osady na Dzikim Zachodzie, wyrastają obozowiska. Wisi nad nimi wieczny dym. Coś się wszędzie gotuje, bulgoce i kuje: smoła, żelazo, stal. Wokół ze straganami rozłożyli się handlarze. W uszach istna wieża Babel, dzień i noc słychać wielojęzyczny gwar, mieszają się języki, krzyżują słowa i przekleństwa: polskie, rusińskie, niemieckie, węgierskie, słowackie, tu i ówdzie żydowskie i cygańskie. Niedaleko torów rozkładają się słynne od stuleci nieznajowskie jarmarki – z Gorlic i okolicznych wiosek krytymi wozami i zwykłymi furmankami zjeżdżają się kupcy. Towary miejskie, fabryczne wymienia się na to, co oferuje wieś: bydło, kury, suszone grzyby, jajka.

Lubię wyobrażać sobie stację w Nieznajowej – wyglądałaby pewnie jak inne w Galicji: położony na dnie doliny jednopiętrowy murowany budynek kryty czerwoną dachówką lub gontem, na dole poczekalnia i kasy, na górze jakieś pokoje dla podróżnych lub biura, mieszkania dla pracowników kolei zaplanowano bowiem na dworcach w Żmigrodzie i Koniecznej. W poczekalni jesienią i zimą pachnie rozgrzanym węglowym miałem, żółty kaflowy piec w rogu bucha gorącem. Trzaskające co chwila drzwi wpuszczają do wnętrza fale mroźnego powietrza i zapach smoły, które natychmiast rozpuszczają się w poczekalnianym cieple. Ktoś podsypia w kącie na ławce, okutany baranicą. W Nieznajowej jest elektryczność, więc budynek i całą stację łatwo byłoby rozświetlić. Obok powstałaby pewnie karczma albo i dwie. Lubię wyobrażać sobie wreszcie czarne austriackie lokomotywy, jak suną powoli wzdłuż Wisłoki przez zielone doliny. Mijają Myscową, Krempną, Świątkową, Rozstajne. Trzy żywioły w jednym obrazie: ogień, woda i ziemia. Czerń stali, błękit wody, zieleń traw. A nad tym wszystkim białe obłoki pary. Obraz niemal zatrzymany w kadrze, bo maksymalna dozwolona prędkość to tutaj zaledwie trzydzieści kilometrów na godzinę. Od Nieznajowej lokomotywy mierzyłyby się z najtrudniejszym górskim odcinkiem: za Czarnem i pierwszymi domami Radocyny musiałyby skręcić ku Lipnej, minąć stojącą na rozstaju dróg cygańską kuźnię, którą opisał w swoich wspomnieniach podróżnych Roman Reinfuss, wcisnąć się w dolinę między Łysą Górą a Małym Beskidem, wspiąć na wysokość blisko sześciuset metrów, a potem ostrym zjazdem osiągnąć stację końcową. Wzdłuż torów stałyby dzieci i machały rączkami, a pociąg swoim gwizdem płoszyłby bydło i konie. Górski odcinek za Nieznajową pokonywałby bardzo powoli, z maksymalną prędkością dwudziestu kilometrów na godzinę, a i tak zdarzałyby się wypadki. Zimą, gdy tory zasypywałby śnieg, i latem, w czasie ulewnych deszczy, podróż byłaby niemożliwa.

Kiedy myślę o tym pociągu, który, tak niewiele brakowało jeździłby przez moją okolicę, przez lasy, doliny i góry, zasnuwając je węglowym dymem, i budził mnie nad ranem swoim odległym gwizdem, przypomina mi się opis górskiej kolejki u Zygmunta Haupta w opowiadaniu ,,Poker w Gorganach”, bo ta nieznajowska wyglądałaby pewnie tak samo: ,,Wąziutkie szyny kolejki idą dokładnie po warstwicy stopy góry w dolinie rzeki i kręcą się tak jak warstwica, ale idą w górę i lokomotywka sapie, zadyszana, i od czasu do czasu gwiźnie cieniutko i echo powtórzy to wiernie od drugiej ściany doliny. Czasem zatrzyma się przed mostem, bardzo często przeskakuje z jednej strony rzeki na drugą i zeskakuje z lokomotywy chłop, i wiadrem zaczepionym na sznurze zaczerpnie wody, i nalewa jej do zbiornika, i woda ścieka mokrymi plamami po żelaznych blachach maszyny. Potem znowu ruszamy i nieprzyjemnie jest, kiedy rozgrzana od słońca ściana skały, pod którą właśnie trasa przechodzi, uwalnia luzem kamienie i te z szelestem zbiegają po jej załomach. Zawsze widać tam rumowisko tych oberwańców. Ale robi się coraz lesiściej i jodły zbiegają ku nam już bardzo natarczywym tłumem, i robi się dziko i niezamieszkale”.

Albo jeszcze inny pociąg, tym razem kolejka nie górska, lecz miejska: ,,Jak obudzone gdzieś w dali trzęsienie ziemi dudni z daleka pociąg. Toruje sobie drogę rozżarzonymi do białości oczami, które ślą w ciemność zwarte snopy promieni, by ją przebić. Drąży ciemność, tak jak się drąży tunel przez góry”. W opowiadaniu ,,Cuda”, z którego pochodzi ten cytat, Joseph Roth przeprowadza na sobie samym i na nas eksperyment z wyzerowania doświadczeń, z wyuczenia się pierwotnej niewiedzy. Jego pociąg widziany oczami ,,dzikusa”, który nagle znalazł się w Europie Środkowej, to ten sam pociąg, który – gdyby losy świata potoczyły się inaczej – przejeżdżałby przez Czarne, Radocynę i Lipną, dudnił na torach w tunelu zieleni, rozpraszał mrok nocy światłami reflektorów, straszył starych ludzi i zwierzęta. A ja dziś może, zamiast do Zagórzan, Tarnowa lub Stróż, jeździłabym na stację w Nieznajowej i stąd wyruszała w podróż. A może wcale bym tu wtedy nie mieszkała, bo ten świat wyglądałby całkiem, ale to całkiem inaczej? Nieznajowa zmieniłaby się w ludne miasteczko, takie jak na przykład Stróże, z brukowanymi placami, z kamieniczkami wzdłuż głównej ulicy, a wszystko zasnuwałby czarny węglowy pył? Z Wołowca prowadziłaby do niej szeroka, wyjeżdżona droga.

Cud się jednak nie zdarzył, pierwsza wojna światowa położyła tym planom kres. Nieznajowa nie została – jak zamierzano – jedną z ważniejszych stacji na trasie, z racji zaczynających się za nią trudności wyposażoną w dodatkowy tabor i górującą nad wsią wieżą wodną, a mieszkańcy mojej wsi nie mogli stąd wyruszyć w szeroki świat. Pociąg nigdy nie wjechał na stację w łemkowskiej La Ciotat i dla wielu starszych mieszkańców na zawsze pozostał mirażem. A sama Nieznajowa została spalona.”

Kiedy ponownie odwiedzę ulubioną Krainę Łagodności, zapewne w ciszy beskidzkich dolin raz jeszcze zadudni myśl…

Obrazami przeplatanymi z tekstem, są nieodlegle wspomnienia sprzed miesiąca. Prawie jak z okna jadącego pociągu… coś mignie, coś wyłoni się znienacka, gdzieś samotny krzyż, zjawiskowe drzewo, zadumana kapliczka, jesienny pejzaż, ludzka radość pojawiająca się w ułamkach sekundy, zmiana krajobrazu, zmiana pogody, upływający czas… Prawie wszystkie zdjęcia powstały dokładnie na tych ścieżkach, gdzie planowana była linia kolejowa, zapewne świat ten dziś miałby zupełnie inne barwy, warto więc, choć przymknąć powieki i pozwolić swojej wyobraźni przenieść się w inny wymiar, może niekoniecznie ciekawszy, w sam raz dla nas…

Ani widoki tak spektakularne jak norweskie, ale jestem przekonany, że gdyby zamysł sprzed ponad stu lat ziścił się, dziś i ta nasza, rodzima trasa kolejowa byłaby zachwytem dla wielu zagranicznych turystów. Bo choć te zagraniczne atrakcje są opakowane i podane jak na złotej tacy, to z biegiem upływających lat, coraz mocniej dostrzegam piękno naszego kraju.

Jak z książki Pani Moniki Sznajderman: ,,Powtarzane często pytanie: ,,Co ja tu robię?” jest ostatecznie pytaniem: ,,Kim jestem?”….

Beato, Małgosiu, Mariolu, Adamie, Michale – Dziękuję, że odpowiedzieliście zgodnie na mój pomysł, że poświęciliście swój czas, dotarliście, często z odległych swoich ,,małych Ojczyzn”, by spotkać się, wspólnie poszukiwać i swoich odpowiedzi… i obok ,,Kim jestem” w jednym rzędzie rozbrzmiewa też ,,Było warto”.

,,Są ludzie i miejsca, które łączą się w jedną historię,

Są ludzie i miejsca, o których nigdy się nie zapomni.”

Dziękuję 😉

komentarzy 6

  • M.

    Odpowiedz 28 listopada 2022 14:17

    Dzień dobry,
    Błażej jestem naprawdę wzruszony i bardzo się cieszę, że mogłem uczestniczyć w tej naszej małej wyprawie z tak wspaniałą Ekipą, w tak wyjątkowym i magicznym miejscu jakim jest Beskid Niski. Bardzo mi się podobał ten zakątek Polski w szczególności w jesiennych klimatach otaczającej Nas przyrody. Znów mogłem się poczuć przez chwilę szczęśliwy FOTOGRAFUJĄC piękno przyrody w barwach, wśród Moich Przyjaciół. Wspominając jeszcze, że TAKA podróż pociągiem jest też wspaniałą sprawą, gdyż przekonałem się o tym obserwując Moją CÓRKĘ, gdyż była zachwycona jak razem z Moją Najbliższą Rodziną pojechaliśmy tym środkiem transportu nad samo MORZE.
    Na koniec Błażej chciałem Ci podziękować, gdyż znów stanąłeś na wysokości zadania oraz chciałem też podziękować pozostałym Członkom Naszej Ekipy za wspólny spędzony czas na wędrówkach i oczywiście pasji fotografii.
    Pozdrawiam Was Wszystkich serdecznie.

  • Beata

    Odpowiedz 28 listopada 2022 19:53

    Cudowne wspomnienia wspólnie spędzonych chwil, wieczornych rozmów przy dobrym winie w jeszcze lepszym towarzystwie, wczesnych poranków, pysznej kuchni Pani Bernatki no i polowań na mgły i jesienne krajobrazy. Zdecydowanie musimy to powtórzyć. Dziękuję Wam wszystkim za ten piękny czas.

  • Lucyna Romańska

    Odpowiedz 30 listopada 2022 19:42

    Błażeju,
    Twój opis wyobrażonej sceny budowy trasy kolejowej po prosty fenomenalny literacko. To co bieżące umyka szybciej niż widok za oknem pociągu. LITERATURA PRZENOSI RZECZYWISTOŚĆ W SFERĘ MITU, NAWET TA SZARA ZACZYNA BŁYSZCZEĆ. Chociaż dla Twojego tekstu słowo „błyszczeć” nie jest jednak adekwatne. To intensywność, gęstość opisanego świata zachwyca. Czytając Twój wpis, uświadomiłam sobie kolejny raz, że prawdziwe życie już było.

    P.S. Już wkrótce jazda pociągiem może na powrót stać się obowiązkowa, jeśli tego „zielonego” szaleństwa nic/nikt nie zatrzyma, ale nie będę psuć poetyckiego nastroju rozwijaniem tej myśli.

    Pozdrawiam,
    Lucyna

Dodaj komentarz