POD NAPIĘCIEM
Jeszcze kilkanaście lat wstecz, najbliżej można to było uczynić na Węgrzech. Do braci Madziarów docierały nie tylko pelikany, ale też cudownie wybarwione żołny. Teraz te drugie pojawiają się i u nas, a spotkania takie nie należą już do rzadkości, ptaki te coraz chętniej przemieszczają się w kierunku północnym. Po prostu ocieplenie klimatu pozwala na ich dalsze wędrówki.
Kręcąc się w ubiegłym roku po nieodległych terenach, spotykałem tajemnicze otwory w skarpach nadrzecznych, wyrobiskach żwirowych, różnorakich nasypach. Wówczas jeszcze nie udawało się dostrzec gospodarzy tych zagłębień. W ubiegłym tygodniu szczęścia miałem zdecydowanie więcej 🙂
Wraz z Siostrą (miłośniczką ptaków wszelakich 🙂 ) wybraliśmy się w konkretnym celu, by na własne oczy przekonać się, iż te kolorowe skrzydlate piękności nie tylko są osiągalne na zdjęciach w atlasach lub profilach wytrawnych ornitologów, czy obserwatorów ptasich upodobań, ale że można je spotkać w realu, choć nie jest to może zjawisko już całkowicie powszechne.
Oczywiście, niezbędny jest ten przysłowiowy łut szczęścia, by znaleźć się dokładnie w tym miejscu, o tej właśnie porze. Ale jak to mawiają różni ludzie, szczęściu należy pomagać, wychodzić naprzeciw, przynajmniej stanąć na poboczu drogi, aby przejeżdżający nią podobny nam pasjonat mógł przystanąć, opuścić szybę, i zza ciemnych okularów słonecznych zadać pytanie: ,,czy chcecie może zobaczyć żołny?” 🙂 Myślicie, że takie historie tylko wymyślone? Oczywiście, że jest to czysta prawda 🙂 Tak właśnie było. Pojechaliśmy szukać żołn i je znaleźliśmy 🙂
Niedawno dotarły, na krótko pojawiają się w drugiej połowie maja, by odlecieć w długą podróż już w pierwszych dniach sierpnia. To podobnie jak z maskonurami na Islandii, połowa sierpnia jest jakby progowym terminem, kiedy zalega cisza, a kolorowe ,,klauny”, ,,papugi północy”, ,,pingwiny Arktyki” jak wdzięcznie nazywane są te ptaki, odleciały w sobie tylko znanym z precyzji kierunku.
Żołny, to jedne z najpiękniej wybarwionych przedstawicieli awifauny naszego kraju. Oczywiście, można spotkać wiele innych niezwykłych, ale żołnę trudno pomylić z jakimkolwiek innym ptasim przedstawicielem, nawet mam wrażenie, że do tej szerokości i długości geograficznej te stworzenia po prostu nie pasują 🙂
A już na pewno, jeśli weźmiemy pod uwagę jaki tryb życia prowadzą, gdzie gniazdują. Ale coś w tym jest. Bo tak przyrównuję choćby do człowieka 🙂 Ktoś, kto pracuje, czy mieszka pod ziemią, jakby z tego tylko tytułu jest szary, nieciekawy, mało rzucający się w oczy. U ptasich piękności jakby na przekór tym utartym stereotypom. Bo chociażby zimorodki, czy omawiane żołny, gniazda wykopują w norach dochodzących nierzadko do 2 metrów długości. Jakby z premedytacją tak bardzo chcą zniknąć przed otoczeniem, by niezwykłą szatą nie przyciągać nieproszonych intruzów.
Samica składa jaja w czerwcu i zazwyczaj jest ich 5-6 w jednym zniesieniu. Skorupki są śnieżnobiałe, a po około 20-21 dniach wysiadywania wykluwają się pisklęta, które następnie są odchowywane przez oboje rodziców. Po miesiącu opuszczają rodzinną norkę.
Natura jest fenomenem. Często nie zastanawiamy się nawet jaki trud podejmują te małe piękności. Pokonywać odległość 5 tysięcy kilometrów, tylko po to, by szybko złożyć jajka, przekazać życie i po trzech miesiącach, szykować się w podobnie długą podróż, to graniczy z wysiłkiem ponad nasze wyobrażenia. Z całą więc pewnością to osobliwość, która zapewne choćby dlatego przyciąga wciąż nowe rzesze obserwatorów, całkowicie pochłoniętych pasją ludzi.
Jedyne sensowne wytłumaczenie, to chyba takie, że tam gdzie wracają, mają życie jak w sielance, pachnące, dostatnie, w podobne barwy opływające, jak ich upierzenie, mieniące się kolorami tęczy.
Mam to szczęście, że Podkarpacie cieplutkie choć przez kilka miesięcy, bogate w rzeki, obfite w błonkoskrzydłe, główny przysmak żołn. Kwadrans od domu, bliziutko, by podjechać i obserwować niezwykłe ptasie koncerty, bo poza przyciągającym wzrok ubarwieniem, wydają ciekawe dźwięki. Wielokrotnie powtarzane, miękkie, lecz żwawe, wibrujące ,,prriut” o perlistym brzmieniu, wydawane chórem przez lecące stada. Zaniepokojone przy gnieździe wydają czyste, krótkie, gwiżdżące ,,łiut”. Towarzyskie to ptaki, uwielbiają przesiadywać na drutach, przewodach wysokiego napięcia, tam czują się bezpieczne, oczekując na fruwający przysmak, zjadają bowiem chrząszcze, muchówki, osy, motyle, błonkówki. Polują na dużej wysokości, przeplatając ślizgi na sztywnych skrzydłach, krótkimi seriami szybkich uderzeń. Lot żołn jest płytko falisty, podobny do jaskółek.
I choć zdjęcia które im wykonałem, nie są folderowej jakości, to zabawę miałem przednią, obserwując niejako prawie koło domu, gatunek na wskroś ciepłolubny, gniazdujący na terenach suchych i gorących, w strefie śródziemnomorskiej, oraz na stepach i pustyniach Afryki.
Obserwując zachowania, podniebny taniec żołn, kojarzyłem podobny widok z Krakowa, znajdującej się nad Wisłą kładki Ojca Bernatka, gdzie na linach balansują figury akrobatów. Wystawa powyższych figur, wykonanych przez malarza i rzeźbiarza Jerzego Kędziorę, nosi tytuł: ,,Między wodą a niebem”.
Zastanawiając się nad tytułem wpisu, myślałem nawet by zapożyczyć pomysł i nazwać go ,,Między niebem a ziemią”, ale pierwsze skojarzenie podsunęło mi tytuł ,,Pod napięciem”, bowiem prawie całe obserwacje sprowadzały się do podglądania zachowań żołn na przewodach wysokiego napięcia. Czasem nawet miałem wrażenie, że pod większym napięciem byłem sam, obserwując te sympatyczne stworzenia 🙂
I choć nie jestem ptasiarzem 🙂 to lubię obserwować ptaki w ich naturalnym środowisku, może więc za czas jakiś powstanie kontynuacja podjętego tematu 🙂
Wpis powyższy z dedykacją dla Siostry 🙂 Dziękuję za przybliżanie, obcego mi fotograficznie świata 🙂 Chociaż wpis ten powinienem zacząć od początku raz jeszcze. Od wspomnień z dzieciństwa, kiedy będąc małym chłopcem podpatrywałem przylatujące zimą przed okno gile i jemiołuszki. Te pierwsze ze ślicznymi czerwonymi brzuszkami, a drugie z charakterystycznym czubem na głowie. Kiedy teraz powracam do tych odległych czasów, to myślę, że więcej już nigdy tych ptaków nie widywałem, a wówczas mogłem godzinami siedzieć przed oknem, takie ogromne stada ich docierały co roku na rosnące przed domem krzewy obsypane nieznanymi dla mnie owocami. Może więc, to faktycznie początek jakiejś nowej, tym razem ptasiej opowieści 🙂
Beata
4 czerwca 2022 18:55Dziękuję Braciszku za dedykację i za chwile wspólnie spędzone w „moim” ptasim świecie 😀 Tak sobie myślę, że może teraz lepiej rozumiesz moją pasję 😉 A co do zdjęć, teleobiektywów nie mamy ale byliśmy wśród Żołn. I to się liczy 🥰
admin
4 czerwca 2022 19:21Nasz wspólny, starszy kolega Adam, powtarza, iż prawie wszystko zostało uwiecznione, więc to co robimy, to jedynie powielanie tego samego. Warto więc zatrzymać się i czasem jedynie obserwować, wówczas można więcej dostrzec, a później to opowiedzieć słowem… i nic to, że najczęściej brakuje słuchacza z wyobraźnią, który bez dołączonej fotografii staje się bezradny. Warto to czynić dla siebie. Z każdą pasją jest podobnie.
Dziękuję Siostro 🙂
M.
12 czerwca 2022 19:05Dobry wieczór,
Ale Wam się trafiły wyjątkowe ptaszki. Cierpliwość jednak wynagradza. Mnie jeszcze za żywota nie udało się spotkać tak bardzo barwnych skrzydlatych przyjaciół.
Pozdrawiam Was serdecznie
admin
12 czerwca 2022 19:44Dobry wieczór,
Michale i ja dotychczas takie piękności oglądałem w atlasach, lub na zdjęciach innych autorów. Muszę przyznać, że przeżycia są trudne do opisania, szczególnie, że w jednym miejscu, w tym samym czasie jest tych kolorowych okazów ponad 20 sztuk. Jest to więc zdecydowanie spektakl zarówno dla oczu jak też uszu.
Pozdrawiam Serdecznie 🙂