WODA I OGIEŃ – cz.5
Klimat Islandii do łatwych i lekkich nie należy, a krajobraz jej jest tak nieziemski, że w roku 1965 NASA wysłała tam kosmonautów z misji Apollo na trening przed chodzeniem po Księżycu. Ale skoro też Islandia regularnie trafia na listę najszczęśliwszych krajów świata, fakt ten pokazuje bezspornie, że ten nieprzyjazny teren posiada coś tak wspaniale przyciągającego, gdzie można uciec przed zgiełkiem współczesnego świata. Zdecydowanie nie potrafi nużyć. Można zregenerować ciała i umysły, zobaczyć piękno w surowości, prostocie, ciszy.
Bo już samo powietrze na Islandii jest tak czyste, że oddychanie sprawia frajdę. Jest to zasługa niewielkiego zaludnienia, niskiego poziomu zanieczyszczenia i silnych wiatrów, które wywiewają znad wyspy wszelkie trujące opary. Zachwyt wyrażany przez turystów może więc być skutkiem szoku tlenowego. Ale skoro i mój zachwyt nadal nie przemija, świadczy to o tym, że Islandia oferuje każdemu dużo więcej, niż możemy sobie wyobrazić.
A może to trud i wysiłek powoduje, że bardziej potrafimy cenić przyjemności, których na Islandii wystarczająco wiele.
Mam świadomość, że tych kilka moich wpisów, to jedynie dotknięcie nieznaczne, próba ukazania niezwykłości Natury. Jednak zamiłowanie do niej potrafi jednoczyć, pokrzepiać, uczyć wyrażania wdzięczności. Piękno niewątpliwie potrafi czasem być nawet przytłaczające, ale też ono uspokaja. Piękno w różnorodności.
Dziś więc jeszcze kilka luźnych obrazów. Dla mnie każdy z nich to jakby oddzielna historia, choć wszystkie składają się na jedną opowieść. I chociaż można by jeszcze długo, to na tej części zakończę. Ufam, że może ktoś odczyta w nich i własną tęsknotę. Że warto. Że można.
Polecam szczerze też literaturę skandynawską, warto przed wyruszeniem w podróż przeczytać którąś z sag. By poprzez zawarte w nich historie, lepiej zrozumieć miejsce do którego zmierzamy. A skoro zahaczyłem o czytelnictwo, to jednym z czynników który zapewnia Islandczykom wysoką pozycję w rankingach szczęścia, są właśnie książki. Obrazy z rezonansu magnetycznego pokazują bowiem, że kiedy czytamy, doświadczamy w umyśle opisanych w historii czynności, obrazów i dźwięków, co stymuluje połączenie neuronowe. Udowodniono też, że zanurzenie się w lekturze poprawia empatię i podnosi samopoczucie. Na Islandii popularne jest powiedzenie ,,Blindur er bóklaus maður”, czyli ,,Człowiek bez książki jest ślepy”. Osobiście nie wyobrażam sobie bez nich życia. Wiem, jak bardzo pozwalają mi lepiej, pełniej widzieć. A Islandia jest miejscem szczególnym, by zobaczyć bogactwo, którym nas obdarza.
Zapraszam więc raz jeszcze na islandzkie bezdroża. Gdzie wiatr zawsze wieje silny i porywisty. Należy traktować go jako jeden z elementów lokalnego krajobrazu. Wieje cały czas, tak więc wszystko rośnie z wiatrem lub przeciw niemu.
Chmury nad głową przybierają kolory jakich nie znamy. Są i fioletowe, są szare, białe, Są takie dni, kiedy wydaje się, że niebo zniknęło na zawsze, i są też takie, podczas których tylko kilka białych smug przypomina, że dalej jesteśmy na ziemi.
Są i mgły. To podobno najlepsze miejsce na ziemi do obserwowania ścielenia się mgły. W ciągu kilku minut nieprzenikniona biel zakrywa dosłownie wszystko. Doświadczyłem takiego zjawiska. Szczerze, to doświadczyłem wraz z nią czegoś zdecydowanie więcej. Prawdziwego strachu i bezradności. Zagubienia. Uczucia wyzwalającego paraliż wręcz. Takiego niepokoju i trwogi nie zaznałem nigdy wcześniej ani później. Noc wówczas jedynie te doznania potęgowała. Raczej nie sposób, by przygotować się wcześniej na podobne doświadczenie. Choć z zachowań tych, lekcje na przyszłość wyciągnąłem. Islandia jest piękna, ale potrafi być również bezwzględna.
Bezkresne przestrzenie oraz charakterystyczne kopce budowane przez turystów. Krytykowane przez wielu, w niejednych krajach nawet zwalczane przez ich rządy. Rozumiem obawy i głosy przeciwne takim praktykom. Z drugiej strony emocje, potrzeba chwili. Jak wrzucona gdzieś moneta, by powrócić, by raz jeszcze oddychać tym powietrzem, by doświadczyć tego co zachwyciło. Podobnie jak kawałek lawy, na który spoglądam pisząc te słowa.
Na króciutko spoglądnijmy na jeziorko wulkaniczne Kerid wewnątrz krateru wulkanu Grimsnes. Kerid, powstał przed kilkoma tysiącami lat w wyniku jednej eksplozji. Na dnie krateru zebrała się woda, tworząc małe jeziorko o zielonkawym zabarwieniu, otoczone stromymi ścianami. Ale czy małe jeśli ma ponad 50 metrów głębokości jest nadal małym? Całość przypomina starożytny amfiteatr. Kilka lat temu w tym miejscu odbył się koncert rockowy, podczas którego grający zespół stał na tratwie unoszącej się na wodzie pośrodku jeziora, podczas gdy widzowie słuchali koncertu siedząc na stokach krateru.
Siedziałem na stokach tego krateru bez podkładu muzycznego ale było równie fantastycznie.
Widocznie to jeszcze echo grało 🙂
W oddali majaczy lodowiec Mýrdalsjökull. Pod względem powierzchni to 4-ty lodowiec Islandii. A dlaczego jego pokazuję? Otóż z niego właśnie wypływa m.in. malownicza rzeka Jökulsá, którą prezentowałem w części pierwszej z ,,lotu ptaka”. Jako ciekawostkę dodam, że czapa lodowa znajdująca się w kalderze osiągająca grubość do 700 m, znajduje się nad wulkanem Katla (drugim pod względem aktywności na Islandii) . Wybuchał on już ponad 20-cia razy powodując powodzie lodowcowe. Pod tym samym lodowcem znajduje się wulkan Eyjafjallajökull, który w 2010 roku narobił tak wiele spustoszenia. Ogromne masy pyłu praktycznie zablokowały transport lotniczy na całym świecie. A skoro jesteśmy przy wulkanach, potoki lawy i erupcje wulkanów stanowią na Islandii element życia codziennego. Na wyspie istnieje 180 oznaczonych wulkanów, z których 18 należy do wciąż aktywnych. Islandia jest źródłem 1/3 objętości lawy wyrzucanej na powierzchnię globu, w czym rywalizuje z Hawajami.
Typowy skandynawski obraz. Podobne widywałem w Norwegii. Sztokfisz – to po prostu przetworzony dorsz. Produkcja polega na usunięciu głowy, rozcięciu wzdłuż, wypatroszeniu, pokrojeniu, rozpłaszczeniu, obfitym posoleniu i wysuszeniu na wietrze. Od wieków to podstawowy produkt spożywczy i eksportowy Islandii.
Bajka z mchu i paproci. Choć tej drugiej nie sposób spotkać. Niezwykłe kobierce przykrywające ogromne okruchy lawy. Miękkość zadziwiająca, osobliwa. W takich miejscach zadawałem sobie niejednokrotnie pytanie, czym jeszcze zaskoczy mnie ta wspaniała wyspa.
Żółte słupki na poboczach drogi przypominają, że to jednak raczej nie jakaś inna, odległa planeta. Nieprzeciętność, odmienność.
Góra jak namalowana ręką dziecka. Czasem spoglądam na podobne obrazki tworzone przez małych podopiecznych. Ile nieraz konsternacji, skąd przyszło do głowy któremuś z nich sięgnąć do pudełka z kredkami by wyjąć właśnie taką a nie inną. Świat raz jest czarny, innym razem zielony, a czasem i kolorowy. W kolorach niezwykłych, przez lata nam nieznanych. A może to my, dorośli, postrzegamy świat i nas samych, nasze zachowania w utartych od lat schematach, stereotypach, powielanych kliszach… Wzorce, uprzedzenia, komunały. Islandia jest Piękna Inaczej.
Góra Esja, ulubiona, można nawet rzec, narodowa góra Islandczyków. Jej majestatyczny grzbiet to pierwszy obraz jaki zauważa się po przyjeździe, a jej widok pozostaje w pamięci na długo po opuszczeniu kraju. Nic więc dziwnego, że góra Esja ma tak wielkie duchowe znaczenie, dla osób mieszkających w jej cieniu. W języku staronordyckim ,,esja” oznacza glinę. Prawdopodobnie to jedyna nazwa góry w Islandii, którą cudzoziemcy są w stanie bez problemu wymówić. Esja, to właściwie długi szereg szczytów, rozciągających się na ponad 20-tu kilometrach. Najwyższy punkt ma 914 m, ale skoro wychodzimy na niego z poziomu morza, to zupełnie inaczej ta wysokość przemawia do wyobraźni. Dla większości osób, zdobycie wierzchołka oznacza dotarcie do szczytu Thverfellshorn (780 m). Cały masyw, to typowy islandzki wulkan, co oznacza, że składa się on z warstw twardego, szaro czarnego bazaltu. Ostatni etap wspinaczki, to strome ściany skalne, kamienne schody i łańcuchy. Thverfellshorn oznacza ,,uparty szczyt”. Ze szczytu rozciąga się niepowtarzalny widok. Maleńki Reykjavik wisi na krawędzi olbrzymiego, pustego krajobrazu.
Islandzką opowieść rozpoczynałem obrazami wyspy z góry, z powietrza. Podobnie postanawiam ją zakończyć. Wspomnieniem trekkingu odbytego na to niezwykłe wzniesienie. Niezwykłe choćby krajobrazowo. Skalisty, poszarpany, bogato zdobiony piargami szczyt. Bazalt i tuf. Roślinność ograniczona praktycznie do traw, mchów, porostów. Do kępek białej wełnianki falującej na wietrze u stóp wzniesienia. Mocno polecam takie lub podobne doświadczenie. Z góry wszyscy i wszystko wygląda na mniejsze. Tak więc i nasze problemy nagle też nie wydają się takie olbrzymie. Przy zachowaniu należytej rozwagi i ostrożności prawie wszędzie na Islandii możemy wędrować swobodnie. Choć prawdą też jest, że pogoda codziennie dyktuje plan dnia.
Ktoś przyrównał Esję do naszego Giewontu. I chyba mocno trafne to skojarzenie. Nawet końcowe podejście jakby podobne. Chociaż bardziej chodzi o symbol oraz duchowe wartości. W każdym razie nie sposób będąc w Zakopanem, nie poszukiwać wzrokiem postaci śpiącego rycerza i charakterystycznego krzyża. Podobnie rzecz ma się w Reykjaviku. Esja zawsze jest gdzieś obok, blisko.
Islandia w 5-ciu odsłonach. Raptem kilka, kilkanaście miejsc. Zwyczajnie okruch, odprysk. By zrozumieć drugiego człowieka czasem nie wystarczy nawet kilka lat, a co dopiero by poznać cały kraj, by opowiedzieć o nim, przybliżyć. By wspomnieć o swoich odczuciach. Nierzadko bardzo osobistych. Subiektywnych. Prywatnych.
W innym miejscu przywołałem pewną niewielką książeczkę, którą otrzymałem swego czasu w prezencie. ,,Atlas szczęścia”, zbiór recept, sposobów na tytułowe szczęście. W zasadzie zawarta w niej została podróż przez 33 kraje świata. Wszystkie historie można podsumować myślą, by świadomie starać się pamiętać o tym co dobre, i nigdy nie tracić nadziei. W przeciwnym razie nic nie zdziałamy. Taka była moja podróż po Islandii. I taką dzielę się z Wami.
I powrócę na krótko do tej książki raz jeszcze. Właśnie do rozdziału w niej poświęconemu Islandii. Do pewnego motta wyznawanego przez mieszkańców tej wyspy. ,,Petta reddast” czyli ,,wszystko się jakoś ułoży”. Że każdy, nawet najpoważniejszy problem ma jakieś rozwiązanie. Petta reddast oznacza odporność psychiczną. To świadomość, że wbrew pozorom i na złość naprawdę zwariowanej pogodzie Islandczycy mogą osiągać ambitne cele. By myśleć pozytywnie, by starać się żyć twórczo, wykorzystać to co posiadamy w sobie. Jeśli na zewnątrz jest nieprzyjemnie, by pielęgnować swoje życie wewnętrzne. By poczytać choćby książkę, albo wziąć przykład z Islandczyków i napisać własną. Bo w wyniku pasji do słowa pisanego Islandia ma więcej pisarzy i przeczytanych książek per capita niż którekolwiek inne państwo. Podobno niektórzy żartują, że w Reykjaviku stanie kiedyś pomnik ku czci jedynego Islandczyka, który nigdy nie napisał powieści. To kolejny przykład Petta reddast, że kiedy naprawdę chcemy coś zrobić, nie powinniśmy widzieć żadnych przeszkód. Jeśli o czymś marzymy, po prostu to róbmy. Bo Petta reddast – wszystko jakoś się ułoży. Wiara w siebie potrafi zrobić wszystko.
Jeśli więc ktoś z Was marzy o Islandii – po prostu to zrób.
M.
23 lutego 2021 18:14Dobry wieczór 🙂 Błażej Islandia to taki raj na ziemi dla ludzi szukających spokoju i ciszy to coś i dla mnie 🙂 Czyste i rześkie powietrze i można oddychać pełną piersią 🙂 Małe zaludnienie to przebywać na łonie natury w samotności coś PIĘKNEGO. Żyć nie umierać 🙂
Pozdrawiam serdecznie 🙂
admin
23 lutego 2021 18:28Dobry wieczór Michale 🙂
Islandia to rozległe przestrzenie. Dla mnie fenomenem jest nieustannie zmieniający się krajobraz. Różnorodność wręcz niezwykła. Choć nie każdy lubi takie rejony. Powiem nawet, że miejsca te są mocno specyficzne. Polecam je jednak każdemu gorąco 🙂
Dziękuję i Pozdrawiam Serdecznie 🙂