
WUJEK I MISTRZ
W przedostatni dzień roku obejrzałem niezwykły Koncert Jubileuszowy Pana Andrzeja Sikorowskiego z okazji 50-ciu lat występów na estradzie. Kto nie widział, nie słyszał – polecam!!! Choćby dla rewelacyjnych, niezrównanych tekstów utworów. To prawdziwe opowieści o życiu, Ojczyźnie, naszej wspólnej codzienności. Oczywiście zachwalać nie ma potrzeby, ta muzyka oraz wykonanie bronią się już pół wieku znakomicie same, ale koncert ten był jakby inspiracją by sięgnąć do treści, które mam na wyciągnięcie ręki, nieopodal, a które równie warto pielęgnować, przywoływać, dzielić się nimi. Skoro więc stary rok kończyłem wpisem z Podlasia, nowemu poświęcę myśli z podkarpackiej ziemi. Tej najbliższej.
,,Jest na końcu mapy taka wieś…”, ,,Czyjaś Ty?”, ,,Moje dwie Ojczyzny”… ile w tych utworach czystej nostalgii i melancholii, pamięci o najbliższych…
,,jest taki kraj nad Wisłą,
pod nieba szarym ołowiem,
tu moje imię nazwisko,
tu w ziemi moi ojcowie
i chociaż wciąż narzekają
że stąd daleko do świata
to tylko w tym jednym kraju
potrafię kochać i płakać
bo tylko tutaj sprzedają chleb
który z dzieciństwa pamiętam
skrzypi pod nogą wczorajszy śnieg
i najpiękniejsze są Święta
i choć mnie czasem zalewa krew
i myśli mam niezbadane
to tutaj wrosłem po wieku wiek
drzewem którego nie złamiesz”
,,Dla mnie Polska to znaczy język, którym mogłem mówić od dziecka, dla mnie Polska, to bliscy ludzie, zieleń lasu i zagon żyta, dla mnie Polska to zapach siana pod obrusem, gdy przyjdą Święta”
,,Jest na końcu mapy taka wieś…” o jakże wdzięcznej nazwie – Mała – na podkarpackiej leży ziemi. Otoczona bukowymi lasami, które jesienią mienią się kolorami złota, żółci i czerwieni. Tak bardzo uwielbiam ten czas, pełen zadumy, pamięci. Bo odkąd pamiętam, a minęło już i dla mnie pół wieku, przemierzam rok w rok te miejsca, by zapalić światełko na grobach bliskich, by wzrokiem sięgnąć hen na wysokie wzgórze, z którego spogląda On.
Co kilka lat, stało się już to tradycją, organizowane są przeróżne konkursy – plebiscyty na tzw. nowe cuda. Zasięgiem swoim obejmują najdalsze zakątki świata, ale też otwierają się na własne podwórko. Tak było też w roku 2007, kiedy ogłoszono konkurs na 7 cudów Podkarpacia. Mnóstwo niezwykłych miejsc w tym rejonie Polski. Perły architektury drewnianej, niektóre wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO, miejsca kultu i pomniki sztuki sakralnej, dzieła sztuki inżynierskiej, miejsca pamięci, unikalne muzea, pamiątki, miejsca tajemnicze, oryginalne, nieprzeciętne. Wynik konkursu dla wielu zapewne był zaskoczeniem, ponieważ pierwsze miejsce zdobył pewien pomnik. W pokonanym polu pozostawiając choćby słynny Zamek w Łańcucie, Bazylikę oo. Bernardynów w Leżajsku, Sanktuarium w Kalwarii Pacławskiej, Bunkier Adolfa Hitlera w Stępinie, czy Rezerwat Przyrody ,,Prządki”. Byłem we wszystkich tych miejscach, ale jest jedno dla mnie szczególnie bliskie, to Pomnik Chrystusa Króla w Małej. Zazwyczaj spoglądam na niego z daleka. O różnych porach roku, w bardzo odmiennych warunkach. Stoi na tej ziemi od lat, niezmiennie. Jedynie najbliższe otoczenie ulegało metamorfozom, przekształceniom. Ale On trwa.

Historia jego przez umykające lata wciąż ulega najróżniejszym modyfikacjom, najczęściej jednak spotykam powielane treści, bez włożenia minimum wysiłku by do czegoś dotrzeć, odkryć. Niejako od zawsze dla ostatnich kilku pokoleń dominował nad okolicznym pejzażem, harmonijnie wpisując się w okolicę. Warto tu przyjechać, niezwykle malownicze to rejony, z rozległymi przestrzeniami, pofałdowanym terenem, mozaiką pól.
Powstał już przed II wojną światową, raptem na kilka dni przed jej wybuchem, kiedy wokół zbierały się ciemne chmury został poświęcony. Można zapytać skąd wziął się akurat w tym miejscu, kto był pomysłodawcą, kto autorem. Pamiętam jak przed laty podobna budowla powstawała w Świebodzinie, na ziemi lubuskiej. Ile wywoływała kontrowersji, ile powstało już wokół niej legend oraz mało pochlebnych opinii. Pomnik w Małej tworzony był w zupełnie odmiennych realiach. Wręcz porywał, skupiał wokół siebie całą lokalną społeczność, i do dziś jest chlubą, a jak pokazują wyniki wspomnianego konkursu, pozostaje trwałym symbolem wiary i wierności tradycji.
Mała, skromna podkarpacka wioska wydała na świat Wielką Osobę. Dziś wprawdzie niesłusznie zapomnianego, ale w różnych kręgach nadal wspominanego Artystę rzeźbiarza, malarza Wojciecha Aleksandra Durka. Od wczesnych lat objawiał niezwykłe uzdolnienia rzeźbiarskie. Miał to szczęście, że talent jego został dostrzeżony przez ówczesnego dyrektora szkoły w Małej – Michała Matyska, który skierował go do słynnej zakopiańskiej szkoły artystycznej Adama Kenara, placówki zasłużonej na polu nauczania sztuki i rzemiosła artystycznego. Odległe to czasy, choć wspomnę, że Michał Matysek, były legionista, który cieszył się ogromnym autorytetem we wsi, był ojcem mojej Babci Janci.


Dalsze losy pokazują, że obrany kierunek kształcenia był trafiony, ponieważ Wojciech Durek w szybkim tempie stawiał kolejne kroki w swojej edukacji. Na jego drodze pojawiła się szkoła artystyczna w Laas w Tyrolu, Accademia di Belle Arti w Mediolanie. Praktykę rzeźbiarską odbywał w Monachium, Wiedniu i Grazu. Otrzymał on niezwykle solidne, bardzo zróżnicowane wykształcenie, które owocowało na dalsze lata artysty. Był twórcą głównie rzeźb pomnikowych, monumentalnych, przeważnie o tematyce religijnej, ale dekorował też wnętrza kościołów, malował portrety i sceny religijne, zajmował się również medalierstwem. Mnóstwo z jego dorobku zostało zniszczone podczas działań wojennych, aczkolwiek w wielu rejonach nadal można podziwiać, głównie prace rzeźbiarskie. W dużych kompozycjach stosował często technikę betonu zbrojonego, charakteryzowała jego prace dążność do symetrii osiowej.
W czasie kiedy Wojciech Durek w różnych zakątkach kraju realizował swoje dzieła, do Małej 15 kwietnia 1935 roku przybył, obejmując zarząd majątkiem kościelnym i plebańskim ksiądz Józef Kuczek. Został mianowany administratorem parafii. Funkcje te sprawował do roku 1958, kiedy objął wówczas stanowisko proboszcza w parafii Mała. To niezwykle barwna i ciekawa postać. Podczas okupacji był kapelanem placówki Armii Krajowej ,,Dębica”. Działał pod pseudonimem ,,Bies”. Wspomagał skazanych na śmierć Żydów, członków Polskiej Partii Robotniczej. Bronił ludzi przed wywozem na roboty do Niemiec. Wystawiał fałszywe metryki urodzeń, udzielał konspiracyjnych ślubów partyzantom, chronił członków Armii Krajowej. Plebania w Małej była punktem kontaktowym AK, oraz składnicą sprzętu wojskowego i broni. Był niezwykle skuteczny w swojej argumentacji nawet u Niemców. Spowodował wypuszczenie na wolność aresztowanych i trzymanych na posterunku żandarmerii niemieckiej żołnierzy AK. Zasadom konspiracji pozostał wierny nawet po wojnie. W roku 1952 został aresztowany, zwolniono go w październiku 1953 roku. Zmarł 5 grudnia 1969 roku. Bardzo bliska mi ta Postać, ksiądz Józef Kuczek był moim Wujkiem. Kiedy umarł, miałem 8 lat, ale pamiętam Jego uśmiech, czasem mam wrażenie że nawet głos, ciepły, przyjazny. Pamiętam kiedy przyjeżdżaliśmy z Rodzicami do niego, brał nas z rodzeństwem na kolana. Pamiętam jego biurko, szafę, nawet kilka w niej drobiazgów. Przez całe lata nikt z rodziny nie był wtajemniczony w jego działalność. Był zawsze miłym Wujkiem Księdzem jak o Nim mówiliśmy.





Powróćmy jednak do lat wcześniejszych.
Rzeźbiarz Wojciech Durek mimo sławy, nie zapomniał o swoich korzeniach oraz rodzinnej miejscowości. Przebywając w Małej podczas ferii w latach trzydziestych spotkał się z księdzem Józefem Kuczkiem. Podczas spotkania padły bodajże słowa mojego Wujka (wielokrotnie przywoływane i w późniejszych latach cytowane). Uczynił to w charakterystyczny dla siebie sposób, mówiąc do Artysty: ,,Wojciechu, Wojciechu, dobrze by było żebyś zostawił jakąś pamiątkę”. Umowa ponoć była taka, że Wujek Ksiądz wraz z mieszkańcami miał przygotować cokół, a Wojciech Durek wyrzeźbić figurę. Tak też zrodził się pomysł ustawienia Pomnika Chrystusa Króla. Cała miejscowość bardzo mocno angażowała się do prac budowlanych, dowożąc cement, żwir i kamienie z pobliskiego potoku, cegłę i wodę. Podobno niektórzy z mieszkańców rozbierali nawet przydomowe piwnice, by nie zabrakło materiału na fundamenty i postawienie cokołu. W ten sposób mała wieś wydała coś wielkiego, co po dziś dzień widnieje nad Małą. Prace przy pomniku zostały ukończone w roku 1937. Stanowi on wotum dziękczynne za uratowanie wsi od klęski gradobicia, jakie nawiedziło te okolice oraz przede wszystkim przed planowaną dwukrotnie pacyfikacją wsi podczas I wojny światowej.

Szkielet konstrukcji oparty został na połączeniu kilku pionowych oraz jednej poziomej szyn kolejowych. Na tym szkielecie stosując drut, cement i cegły jako wypełnienie Artysta ukształtował czterometrową postać z rozpostartymi rękoma. Całość wykonał osobiście z drewnianych rusztowań ustawionych dokoła. Piedestał zbudowany jest z lokalnego kamienia. Koncepcja stworzenia pomnika narodziła się w roku 1936, a więc krótko po wybudowaniu sławnego monumentu Chrystusa Króla w Rio de Janeiro w Brazylii w roku 1931. Zdecydowanie odwrócone zostały jednak proporcje. W Brazylii piedestał ma 7 metrów wysokości a rzeźba 30. W Małej cokół ma 12 metrów wysokości a figura 4. Takie były wówczas możliwości finansowe tej niewielkiej i niebogatej wsi podgórskiej.



Pomnik przetrwał okupację hitlerowską bez uszkodzeń. Dopiero zwycięska Armia Radziecka zaopiekowała się nim w sposób szczególny. Został ostrzelany przez stacjonujących nieopodal żołnierzy. Uszkodzone zostały: głowa, szyja i jedna dłoń. Wkrótce po wojnie sam Wojciech Durek przybył do Małej by zrekonstruować utracone części rzeźby.
Spod pomnika rozpościera się niezwykły widok na okoliczne łagodne wzgórza, na usytuowany w dole mały, drewniany kościółek z 1595 roku, na przykościelny kameralny cmentarz. Odwiedzam to miejsce każdego roku. Z grobem śp. Babci sąsiaduje grób rodziców Wojciecha Durka z piękną rzeźbą jego autorstwa, przedstawiającą znużonego ciężką pracą rolnika, trzymającego złamany pług. Możemy się domyślać, że jest to aluzja do napiętnowanego znojem i trudem życia zmarłego ojca Artysty.




Wojciech Durek to zapomniany dziś Artysta. Profesor Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. W swoim niezwykłym życiu przeżył pięć epok oraz dwie wojny. Urodził się kiedy Polski nie było na mapie Europy, młodzieńcze lata to czas wielkiej wojny, wiek dojrzały to czas drugiej Rzeczypospolitej i hitlerowskiej okupacji, schyłek życia to czas komunizmu. Nie dożył odwilży, a w wolnej Polsce o jego geniuszu jakby nic nie wiemy… Był twórcą wielkiego serca i charakteru, wierny do końca swoim poglądom i ideałom. Po zakończeniu II wojny światowej nie podjął dialogu z nową władzą. Nie poszedł na żadne układy. Oddał się sztuce sakralnej, z której czerpał siłę i odwagę. Bezkompromisowa, ideologiczna postawa Artysty wobec powojennego ładu nie przysporzyła mu sławy. Pokora i ascetyczne pojmowanie świata u schyłku życia pogłębiły anonimowość tego wielkiego Artysty XX wieku.

Jeśli droga kogoś z Was zaprowadzi na podkarpacką ziemię, warto odszukać tę małą wieś, gdzie ze szczytu najwyższego wzniesienia spogląda Chrystus Król. To prawdziwe wotum wdzięczności dla miejsca narodzin Wielkiego Artysty jakim był Wojciech Durek.
Zdjęcia które dołączam, pochodzą z rodzinnych albumów. Niestety wizerunek Wojciecha Durka ostał się na nielicznych jedynie obrazach. I chociaż one już mocno nadgryzione zębem upływającego czasu, w bardzo kiepskiej kondycji, to dołączam je by zobrazować jak wyglądało otoczenie choćby pomnika przed wielu laty, kiedy zasadzone zostały tuż obok akacje, drzewa stanowiące odwieczny symbol męki pańskiej. Z czasem wyrosły one tak wysoko, że przesłoniły pomnik. W ostatnich latach teren wokół został zmieniony, drzewa wycięto, zostały przeprowadzone gruntowne prace konserwatorskie, by ten cud Podkarpacia, cud Małej mógł nadal cieszyć oczy, chronić jej mieszkańców. Z perspektywy czasu można nawet zaryzykować stwierdzenie, że największym cudem jest fakt, że pomnik ten ostał się w stanie nienaruszonym przez kilkadziesiąt lat, nie budził zainteresowania władz partyjnych, nie było nigdy mowy o jego usuwaniu.

Kiedy tylko podróżuję w tych rejonach, z daleka wypatruję charakterystycznej Postaci z rozłożonymi szeroko rękoma. Zawsze wówczas przywołuję w myślach Wujka księdza, który był głównym pomysłodawcą tego niezwykłego projektu.
M.
2 stycznia 2021 21:57Dobry wieczór, Błażej piękna historia i bardzo miło POWSPOMINAĆ okres dzieciństwa, gdyż to były na pewno WYJĄTKOWE chwile.
Dobranoc.
admin
3 stycznia 2021 08:50Dzień dobry Michale,
warto pielęgnować wspomnienia.
Odczuwam coraz mocniej potrzebę Pamięci,
bo za chwilę nie będzie już nawet kogo zapytać…
Dziękuję i Pozdrawiam serdecznie
Beata
3 stycznia 2021 07:23Pięknie opisałeś historię pomnika. Miło powspominać Wujka i Babcię. Ja też mam kilka bardzo wczesnych wspomnień z tej plebanii. Wujek nosił mnie na rękach, zakładał mi na szyję koloratkę i pozwalał bawić się ciekawymi dla mnie, małego dziecka przedmiotami. Kochaliśmy go wszyscy, bo był zawsze pogodny i uśmiechnięty, i zawsze miał dla nas czas. Miło zobaczyć go znowu na zdjęciach. Dzięki za te wspomnienia.
admin
3 stycznia 2021 09:11Wiesz, spoglądam na stare zdjęcia z melancholią, nostalgią… to faktycznie jakiś stan smutku…
stąd czasem i wspomnienia, zachwyt nad nimi, powroty…
zastanawiam się choćby jakie cuda pozostawią po sobie nasze pokolenia, lub patrząc na ubiór sprzed lat, jak wyglądał gimnazjalista, to rozmyślam, czy za lat powiedzmy kilkadziesiąt ktoś spojrzy na zdjęcia nam współczesne i wpadnie w podobny do mojego zachwyt, ale przykładowo na temat dziur, łat, tatuaży, biżuterii wszelakiej maści zawieszonej na różnych częściach ciała.
Nie chcę, ani nie mam potrzeby by coś przerysowywać, wyolbrzymiać, ale jakoś bliżej mi do innej epoki
Dziękuję i cieszę się, że też w Tobie coś przypomniałem
Basia
17 stycznia 2021 00:02Bardzo ciekawa rodzinna historia
Byliśmy w Małej przed Świętami, po drodze gęsta mgła, chwilami bałam się jechać. Koło kościoła jest plantacja choinek, wybraliśmy najładniejszą, panowie ją ścięli i cieszy nas swoim pięknem, aż do lutego. Wybierzemy się tam na wiosnę zobaczyć Pomnik. W Komorowie koło Ostrowii Mazowieckiej, gdzie wychował się mąż Andrzej, w Jednostce Wojskowej są rzeźby mistrza W. Durka. Andrzej pamięta je, Jego ojciec był wojskowym 
admin
17 stycznia 2021 08:54Dzień dobry Basiu
Wiem co mówię, bowiem doświadczyłem już podobnej przygody
łatwo nie jest, ale frajda gwarantowana 

podczas przygotowywania wpisu zapoznałem się z pracami Mistrza Durka, jestem pod ogromnym wrażeniem mnogości lokalizacji. Ślady Jego prac można odkryć w różnych zakątkach kraju. W Komorowie o którym wspominasz znajduje się ich cały kompleks. Spójrz, jak niezwykłe są nasze oraz innych losy. Wystarczy złapać koniec tej nitki i krok za krokiem odkrywać, poszerzać, poznawać. Historia nigdy nie kończy się, każdego dnia możemy dopisywać do niej choćby nasze drobnostki.
Skoro wspominasz o wiośnie, może wyskoczymy pod Pomnik na dwóch kółkach? Serpentyny na Stasiówce są znakomitą rozgrzewką przed końcowym podjazdem
Pozdrawiam Serdecznie i Dziękuję