
POETA SERCA
Podlasie przemierzałem kilka razy. Samochodem, rowerem, dużo i pieszo. Ale tak się zawsze składało, że nigdy nie wstąpiłem do Białegostoku i Supraśla. Wciąż krążyłem gdzieś obok, dwa razy nawet byłem blisko, ale nadłożenie dystansu kilkudziesięciu kilometrów na dwóch kółkach burzyło przyjęty projekt. I tak to się toczyło do ostatniej wiosny. Wówczas kwietniową porą Małgosia postanowiła oprowadzić mnie po tych swoich pięknych miejscach. Sporo w życiu zwiedziłem, poznawałem najrozmaitsze zakamarki naszego Kraju, zarówno te tzw. ,,widokówkowe”, jak i leżące gdzieś na uboczu, poza głównymi traktami, a przecież nierzadko równie interesujące, pełne swoich tajemnic oraz nieprzeciętnej historii. Lubię poznawać coś całkowicie nieznane, odkrywać kawałek po kawałku, dopasowywać do siebie przeróżne cząstki już gdzieś zasłyszane. Często jednak te pierwsze dotknięcia swoją rozpiętością powodują zagubienie, chaos, zamęt. Daty, nazwiska, wydarzenia. Trudno doszukać się ładu i harmonii. Wszystko wymaga czasu, poukładania, zrozumienia. Pamiętam, że podobnie było wiosną. Niebieska godzina, powolny spacer, przystawania. Mnóstwo obrazów wciąż we mnie. Gdzieś już w jakimś poście wspominałem, (chyba pisząc o Warszawie) jak wspaniałym Przewodnikiem potrafi być Małgosia 🙂 Stolicę Naszą poznawałem przy Niej na różne sposoby. Przez muzykę, przez detale, smakując, słuchając opowieści, z rowerowego siodełka, z łódki, jesienią, zimą, wiosną, latem, nocą czy dniem… Nieskończona ilość odcinków.
Podobnie było też tym razem. Wszystko dla mnie nowe. Wiele wątków, drobiazgów, znaczących symboli. Może do niektórych powrócę w przyszłości, rozwinę szerzej, albowiem miejsca te zasługują na to. Łapię się, że z każdym kolejnym rokiem mniej we mnie pośpiechu, by zobaczyć więcej, szybciej. Lubię powracać, poszerzać, obudowywać, odkrywać, dopasowywać. By pojedyncze obrazy współgrały z innymi, by nie było przypadku. Niejasności.

Nie powiem, że wszystko, ale przecież bardzo dużo z tego na co trafiamy, czym w danej chwili pasjonujemy się, posiada ciąg dalszy. Niejednokrotnie te drobne kawałki same w sobie przedstawiają niebywałą wartość, można je przyjąć takimi jakimi są, uznać jako dzieło doskonałe, skończone. A można też przyjąć, że to jeden dźwięk z całej gamy dźwięków, który dopiero we współbrzmieniu ukazuje pełnię barw, piękno, wartość.
Mam świadomość jak bardzo powierzchownie wygląda nierzadko to moje poznawanie. Oczywiście staram się, by doczytać, poszerzyć. Wymaga to czasem wysiłku, którego przez wygodę nie podejmuję. Ale dostrzegam też, jak wiele satysfakcji potrafi dać szperanie, poszukiwanie, nie pozostawanie w tym biernym. Jakie to potrafi powodować odkrycia, jaką daje radość.
Wspomniałem na wstępie o dwóch miejscowościach. Dzieli je od siebie raptem kilkanaście kilometrów. Odległość prawie żadna. Ale przez długie miesiące nie dawało mi to spokoju. Poszukiwałem czegoś co połączy te dwa miasta. Duże – stolicę Podlasia, z maleńkim – zamieszkałym przez kilka tysięcy Supraślem, otoczonym Puszczą Knyszyńską, przycupniętym nad urokliwą rzeką Supraślą. Zapewne stycznych można znaleźć dużo więcej. Z czasem pewno sam dotrę do nich, odkryję kolejne z nich. Tak jak w ostatnich dniach, kiedy trafiła w moje dłonie maleńka, niepozorna książeczka sprzed dwudziestu lat, poświęcona V Supraskim Konwersatorium Literackim. W niej znalazłem nić łączącą Białystok z Supraślem.


Bo kiedy wiosną, ciepłym wieczorem stałem opierając ręce na murku okalającym ,,Wersal Podlasia”, jak zwany jest wspaniały Pałac Branickich, lub dzień wcześniej przy zachodzącym słońcu spoglądając na odbicie w nurcie Supraśli Monasteru prawosławnego, to wówczas widziałem jedynie znane z wielu zdjęć budowle. Monumentalne, słynące z pięknej architektury, położone z niezwykłym smakiem. Trudny, niesprzyjający czas nie pozwolił by wejść do ich wnętrz. Mogłem je podziwiać jedynie z zewnątrz. W obu wypadkach wieczorową porą. Mimo a może tym bardziej dlatego, że wiosna posiadała wyjątkowy wydźwięk, z pustymi przestrzeniami, brakiem ludzi, czas ten wspominam w sposób szczególny. Ale wówczas były to jedynie pojedyncze kadry, potęgowane wprawdzie sytuacją, ale nie przemawiające do mojej wyobraźni z taką mocą jak w ostatnich dniach. Zdarzenie o którym wspomniałem powyżej dopełniło we mnie przeżyć z wiosny za sprawą pewnej Osoby. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że nieznanej szerszej społeczności. Zgłębiając dalsze losy, ze smutkiem stwierdzam, że marginalizowanej nawet w lokalnych kręgach Podlasia przez dziesiątki a po prawdzie setki ostatnich lat. I znakomicie, że dzięki kilku osobom współcześnie, ten stan rzeczy uległ znaczącej poprawie. Dziś oczami wyobraźni widzę jak miejsca te wyglądały przed ponad dwustu laty. Ożywają, tętnią, pulsują gwarem, śpiewem, muzyką.
Myślę, że dobry to czas, by przywołać pewne zdarzenia właśnie teraz. Jeszcze w grudniu, starym roku, kiedy dopiero przed godzinami radowaliśmy się Bożym Narodzeniem. Kiedy śpiewaliśmy kolędy, a wśród nich i tę zaczynającą się słowami: ,,Bóg się rodzi…”.
Urodził się daleko od Podlasia, aż na Pokuciu, na obszarze obecnej Ukrainy. Przez blisko 40-ci początkowych lat swojego życia kręcił się wokół swoich rodzinnych stron lub Lwowa. Pisał, ale dziś byśmy powiedzieli, że bardziej do szuflady. Zdobył popularność zachwycającymi sielankami. Bo i wiek to był XVIII. Miejsca, które znał od urodzenia, w których czuł się najlepiej opuścił dopiero wówczas, kiedy zbliżał się do swoich 40-tych urodzin. Wyruszył do Stolicy, gdzie organizowane były przez króla Stanisława Poniatowskiego słynne ,,obiady czwartkowe”. Ech, gdyby taką historię przed laty zawierały szkolne podręczniki. Owszem, pamiętam, że uczyłem się i o tych sławetnych obiadach, ale muszę się Wam przyznać, że zapach z nich nie dolatywał do mnie żaden. Nie lubiłem tego przedmiotu, nie trawiłem sposobu w jaki fakty te były podawane. Ale odbiegam od tematu…

Tym niezwykłym Poetą, a moim Bohaterem, był czy jest, Franciszek Karpiński. Warszawa oczywiście, jak można się domyślić nie przypadła mu do gustu. Najlepiej czuł się między prostym ludem, z którego wyrósł i dla którego tworzył. Nie znaczy to, że nie poznał w Stolicy ciekawych ludzi. I owszem, a chyba najbardziej przypadła mu siostra króla, Izabela z Poniatowskich Branicka. Już wówczas była wdową po słynnym hetmanie koronnym, Janie Klemensie Branickim. I stąd ten Białystok, ponieważ wspaniały pałac tam znajdujący się, to Branickich włości. Przez kilka lat Franciszek Karpiński przyjeżdżał więc do Izabeli Branickiej na letnie miesiące. Wprawdzie w swoich pamiętnikach narzekał na kogo tylko się dało, ale jednak powracał tam i tworzył niezwykłe rzeczy. Są w życiu takie oczywistości, że nawet nie próbujemy zastanowić się, skąd coś się wzięło, kiedy lub jak powstało. Przyjmujemy, że było zawsze, ale kto, jak, kiedy, to nie dociekamy. I podobnie było z Franciszkiem Karpińskim i jego utworami, wierszami, które dziś zna każdy, ale Autora z nazwiska niekoniecznie. I ponownie zaryzykuję, że jeśli – to nieliczni.
I choć życie mocno ulega zmianom, wiele tradycji jest wypieranych, już nie pielęgnowanych tak jak przed laty, to myślę, że większości nie obce są słowa modlitwy porannej zaczynającej się : ,,kiedy ranne wstają zorze…”, lub wieczornej, kończącej dzień : ,,wszystkie nasze dzienne sprawy…”. A właśnie to ten zapomniany Poeta był m.in. ich autorem.
A przecież to nie wszystko, bowiem jedna z najpiękniejszych kolęd, urastająca do miana ,,arcykolędy”: ,,Bóg się rodzi”, to również jego dzieło. Zdaniem Jana Lechonia, mogłaby stać się naszym hymnem narodowym.
Pierwsze wykonania tych pieśni odbywały się w starym kościółku farnym usytuowanym tuż niedaleko Pałacu Branickich w Białymstoku. Pamiętam, spacerując wieczorem kwietniową porą, zatrzymaliśmy się przy schodach doń prowadzącymi. Dziś wspominając ten czas, przymykam oczy i jakby słyszę rozbrzmiewającą kolędę z tego maleńkiego kościółka. Kiedy delikatny mróz, kiedy wszystko wokół przyprószył śnieg. Po latach, do murów tego kościółka dobudowano monumentalny kościół, dziś będący katedrą, ale w pamięci zachowałem ten mały, usytuowany na niewielkim wzniesieniu, oddalony niewiele od Pałacu. Zapewne przed ponad dwustu laty śpiew docierał bez problemu do pałacowych komnat.
Całość utworów składa się na zbiór zatytułowany ,,Pieśni nabożne”, które powstały gdzieś w cieniu pałacowych murów. To najwspanialsze dzieło Franciszka Karpińskiego. Zawierającego w sobie i ,,królową polskich kolęd”, jak bywa też nazywana. A całość wydrukowana została u oo. Bazylianów w Supraślu. Jestem przekonany, że jeśli swoje kroki skieruję w to miejsce ponownie, przywołam ten czas z roku 1792, kiedy spod pras drukarskich ujrzały światło dzienne pierwsze egzemplarze tego zbioru.

Przywołam słowa Poety, który stwierdził, że: ,,kontakt ze sztuką sakralną wyrabia w człowieku potrzebę obcowania ze sztuką w ogóle. Śpiewając pieśni kościelne zarówno modlimy się, jak i budujemy własną wrażliwość na dobro i piękno”.
Przez dziesiątki lat postać Franciszka Karpińskiego kojarzona była z popularnymi niegdyś sielankami, ale przecież odszedł na zawsze świat dworów szlacheckich, zaścianków, a do dziś słyszymy ,,Pieśni nabożne”, a ,,Bóg się rodzi” pozostaje niezrównanym arcydziełem nie tylko wśród kolęd ale całej polskiej poezji. Trafiły one przed ołtarze świątyń, pod miedziane dachy pałaców, do dworów i na folwarki, oraz tam dokąd były zaadresowane, pod ludzkie strzechy.
Pięknie przed laty powiedział o Franciszku Karpińskim ks. Jan Sochoń: ,, My przecież myślimy o Karpińskim, modlimy się jego słowami, często o tym nie wiedząc”.


Warto poczytać o tej nietuzinkowej postaci. Białystok powinien się chlubić, że posiada wśród swoich mieszkańców Pana Waldemara Smaszcza, który od wielu już lat przypomina, a mam wrażenie, że w pierwszej kolejności odkrył, zapomnianego Poetę Franciszka Karpińskiego, który późno dotarł na te ziemie, ale pozostawił po sobie niezwykle trwały ślad, nie tylko w swojej epoce. W utworach Karpińskiego można doszukać się kokieterii, pikanterii, pomysłowości, elegancji, ale i prostoty, zwięzłości, powściągliwości, uderzającej siły wyrazu. Poeta dożył sędziwego wieku, pozostawił wiersze, pieśni, dumy, elegie i sławetne sielanki. Choćby ,,Laura i Filon” to też jego dzieło. Lub inna kolęda zatytułowana ,,Bracia patrzcie jeno”.

A na koniec mały kamyczek do ogródka rządzących w Białymstoku – szperając, co zmieniło się w kwestii pamięci o Poecie, znalazłem choćby takie dwa wpisy o podjętej inicjatywie, by powstała ławeczka upamiętniająca tę wielką Postać. Wpisy pochodzą z września ubiegłego roku oraz września tego roku. Różnica pomiędzy wpisami jest jedna, zasadnicza – koszt budowy przed rokiem wynosił 210 tysięcy złotych, w tym roku opiewa na 350 tysięcy złotych. Wpisy te znajdują się na stronie Centrum Aktywności Społecznej. Za chwilę rozpoczniemy kolejny rok. Podejrzewam, że pojawi się kolejny wpis z nową kwotą – najważniejsza bowiem jest aktywność. Chcę się mylić, może właśnie w nadchodzącym nowym roku inicjatywa ta urzeczywistni się, wszak ku temu i okazja znakomita, 280 rocznica urodzin Franciszka Karpińskiego. Okazja, by powstała ławeczka w pobliżu starego kościółka farnego, skąd pierwszy raz dały się słyszeć ,,kiedy ranne wstają zorze”.

Kończy się kolejny rok. Tym razem postanowiłem przywołać myśli oraz wspomnienia bliskiego mi Podlasia. Jak zawsze, do tekstu dołączam kilka Naszych zdjęć. Kadry znane, którymi zalewane są różnorakie portale społecznościowe. Staram się tym sposobem uzmysłowić, że warto sięgnąć, poszerzyć wiedzę, by obraz przemówił pełniej, donioślej. Bo może być on odkrywczy, świeży, niezwykły. Jak postać Franciszka Karpińskiego. By nie był tylko jakimś Karpińskim.
A w Nowym Roku, już za chwil kilka życzę Wam niezapomnianych podróży, ciekawych zdjęć, pasjonujących historii, niezwykłych wspomnień. Może też z podlaskiej ziemi, może przy dźwiękach utworów Franciszka Karpińskiego, przy Jego ławeczce, nieopodal kościółka farnego, tuż w cieniu Pałacu Branickich 🙂
M.
28 grudnia 2020 19:54Dobry wieczór 😃, Błażej wspaniale się czyta Twoje OPOWIEŚCI, które mają moc przyciągania i się chce do Ciebie WRACAĆ za każdym razem. Mógłbyś wydać przewodnik po Polsce z opisem i zdjęciami. NAJBARDZIEJ zrobił na mnie wrażenie MONASTER, który jest położony w bardzo urokliwym miejscu.
Miłego wieczoru:,-)
admin
28 grudnia 2020 21:12Dobry wieczór Michale,
To miłe co piszesz. Już wiele razy poruszałem ten wątek… magazynuję w sobie różne historie, które uzupełniam obrazem, lub też czynię odwrotnie. Wychowałem się na pasjonującej, wartościowej literaturze, nadal poszukuję, odkrywam, zaspokajam ciekawość i wrażliwość. Aparat pomaga by słowo nie pozostawało samo. Historia dzieje się na naszych oczach, wystarczy to widzieć 😊 A Supraśl…? To miejsce gdzie mieszkał choćby Wiktor Wołkow. Poświęciłem i Jemu jeden z postów. Wielka Postać Podlasia. Jak widzisz wszystko uzupełnia się, dopełnia, przeplata. Polecam takie zwiedzanie. To mocno wciągające 😉
Pozdrawiam Serdecznie 😊 Dziękuję 😊
J.
28 grudnia 2020 21:53Witaj, bardzo dobry pomysł M., przewodnik z takimi fotografiami i Tekstami byłby Ciekawą Pozycją. Podziwiam.
admin
28 grudnia 2020 22:03Witaj Jarku,
Dziękuję za doping 😉👍😉
Może to i dobra myśl 😊 sam często poszukuję czegoś na obraz tego, co mi w sercu gra…
Pozdrawiam Serdecznie, dobrej nocy 😊
M.
29 grudnia 2020 05:54Dzień dobry, Błażej dziękuję za propozycje może by się udało takie zwiedzanie za naście lat na emeryturze 🙂 A odnośnie tego przewodnika masz już szersze grono fanów. Naprawdę pomyśl nad tym poważnie, ponieważ masz szerokie HORYZONTY, dużą wiedzę i kontakty, przykładem jest ostatni wydany album Twojego AUTORSTWA. Warto spełniać Sobie marzenia nawet te małe i pozostawić po Sobie ślad na zawsze. POZDRAWIAM Cię serdecznie 🙂
admin
29 grudnia 2020 09:05Michale, pewien mój znajomy zawsze powtarzał, by niczego nie odkładać na czas emerytury. Nawet jeśli ona w przyszłości zawita, nawet jeśli zastanie nas w dobrym zdrowiu, to najlepiej po prostu kontynuować to co zaczęło się na długo przed nią… i naprawdę mnóstwo w tym racji. Żal każdego dnia, który przemija w oczekiwaniu… oglądaniu się za siebie… owszem, i to wskazane, ale by nie zatracić perspektywy, skali, poczucia czasu, lub siebie samego…
Raz jeszcze Dziękuję za słowa życzliwości 🙂
Dobrego dnia 🙂
MK
31 grudnia 2020 10:48Witam,
Piękny wpis, ile emocji, obrazów i .. wiedzy.
Super, dziękuję – w imieniu swoim i Podlasia, którego jesteś prawdziwym A m b a s a d o r e m 👍
i zapraszam wszystkich na Podlasie, do jego poznawania, wręcz odkrywania, zacznijmy już wiosną, najbliższą wiosną, wiosna to zawsze dobry czas 👍
Pozdrawiam serdecznie,
Małgosia
admin
31 grudnia 2020 11:59Dziękuję Małgosiu,
bardzo to miłe 🙂 a równocześnie cieszę się, że mogę komuś bardziej przybliżyć te lub inne rejony.
Podlasie to dla mnie niezwykłe miejsca. Zawsze bardzo chętnie do nich wracam, poznaję nieznane mi zakamarki i na nowo odkrywam te już popularne, znajome przestrzenie.
Serdecznie Pozdrawiam, z nadzieją na dalsze wspólne eksplorowanie, wgryzanie się, smakowanie. To wyjątkowe doświadczenie i szczęście 🙂 Dziękuję 🙂