ZAGWOZDKA
Dziś chcę Wam pokazać coś czego nie ma 😊 Od lat przecież funkcjonuje powiedzenie, że skoro czegoś nie ma w sieci, to znaczy, że tego po prostu w ogóle nie ma 😉 Może jestem kiepskim poszukiwaczem, a może mam szansę zaistnieć jako odkrywca? Łał, aż dreszczyk przemknął mi po grzbiecie 😉
Przed dwoma laty od Małgosi otrzymałem w prezencie piękną książkę z miłą dedykacją od Autorów. Tytuł, to: ,,Wielcy polscy podróżnicy, którzy odkrywali świat” – Marii i Przemysława Pilichów. Może więc to zbieg okoliczności, a może iskierka nadziei, że przede mną coś wielkiego 😉 😉 😉
Żartuję tak sobie, ale faktycznie trochę poszperałem w przepastnych zasobach internetu i nie znalazłem żadnej najmniejszej wzmianki, jakiejkolwiek fotografii, czy innego namacalnego śladu o istnieniu tego miejsca. Hmm… gdyby to było zwyczajne bajoro, nic nie znaczący chwilowy wybryk natury, mógłbym przyjąć, że nie zasługuje na żadną uwagę (choć nie takie drobiazgi opisane są od każdej możliwej strony). Ba, gdyby to znajdowało się na końcu świata, można by było przyjąć, że nikt jeszcze nie dotarł w to miejsce. Ale… no właśnie… Miejsce to w odległości na rzut kamieniem od dużego miasta, a poza tym … ale po kolei 😊
A czy zdarzyło Wam się coś ciekawego zobaczyć z okna pociągu? Miewałem takie zdarzenia. Czy to z pociągu, czy samochodu. Ile razy zastanawiałem się jak w takie miejsce dotrzeć? Kilka razy nawet poszukiwałem dróg rozwiązań pędząc choćby autostradą. Ech… fotograficzne skrzywienie 😉 😉 😉
Wykorzystując wolną chwilę postanowiłem po latach odwiedzić Podlasie. Skorzystałem z zaproszenia by poznać nowe kąty. I właśnie Małgosia wspomniała, że spotyka ciekawe miejsce podróżując pociągiem. Wybraliśmy się tam. Kawałek samochodem, kawałek przedzierając się przez gąszcz zielska (tyle kleszczy na raz na oczy nie widziałem nigdy) i kawałek nasypem kolejowym. Końcówka drogi utwierdzała Nas, że idziemy w dobrym kierunku. Wyraźny klangor żurawi niósł się echem ponad drzewami lasu. Słońce chyliło się by pójść spać.
Uwielbiam takie rejony. Sam przecież tuptam po tych swoich ulubionych podkarpackich bagnach, torfowiskach, brodząc w wodzie. A tu taki łakomy kąsek się trafił 😊 Żal byłoby nie skorzystać. Choć fotograficznie, nie są to łatwe miejsca. Wielu fachowców, znawców tematu, opowiadając o fotografowaniu choćby uporządkowanego lasu, zwracają uwagę na występujące trudności, przeszkody, zasadzki. Rozlewiska, bagna, różnorakie zbiorowiska leśne rządzą się jeszcze innymi prawami. Dla kogoś przypadkowego to wręcz gmatwanina, plątanina, galimatias. Na pewno chaos dla oczu 😉 totalny bezład, do którego raczej nie jesteśmy przyzwyczajeni. W większości lubimy by wszystko wokół było uporządkowane, czyste, przejrzyste, czytelne i zrozumiałe. Z czasem jest łatwiej, kiedy poznajemy reguły wedle których żyje otaczająca nas przyroda. W każdym razie ja wręcz kocham takie miejsca. Niespodzianki, zaskoczenia, różnorakie odgłosy. Kiedy wszystko pulsuje, oddycha, gaśnie lub rozbłyska.
Mała miejscowość przylegająca do Białegostoku. Wdzięczna nazwa Hryniewicze. Siedliska okresowo zalewane lub podtapiane, z dużymi wahaniami poziomu wód gruntowych. Niesamowita zmienność, nieregularność, czasem nawet kapryśność. Ale niezwykłe wrażenia. Doznania wybitne. I kiedy to piszę, powracam do początkowych słów, bo jakoś coś wyjątkowo mi nie pasuje. Widziałem już kilka podobnych miejsc. Ostoje ptactwa wodnego, miejsca lęgowe wielu, niesamowitych gatunków. Na naszych oczach brodziły żurawie, dzikie kaczki wręcz pławiły się radośnie, w trawie przechadzała się rzekotka, dzięcioł czarny po ostukaniu kilku drzew przyfrunął do swojej dziupli. A przecież tuż bobrowisko, żeremie pokaźne świadczące o dużej rodzinie. Ile odgłosów ptaków, nieustanny ruch, odloty i przyloty. Miejsce niezwykłe do obserwacji, poznawania, podziwiania. Stąd zastanawia anonimowość, nieobecność w jakiejkolwiek wzmiance. Niepokoi coś bardziej… do rozlewisk tych przylega, a można otwarcie napisać, że wchłania po kawałku znajdująca się jakaś prywatna firma… Ogromne zwały ziemi, powstające ogrodzenie. Oczami wyobraźni dostrzegam jak metr za metrem spychacz zasypuje całość… odbierana, wypierana, zagarniana za cichym przyzwoleniem. Bo nie uwierzę, że nikt nie wie o tym procederze. Zaryzykuję tezę, że dzieje się coś nienormalnego (słów o większej wadze nie chcę wypowiadać, skoro to jedynie moje domysły, choć poparte doświadczeniem życia). W opłotkach trzystutysięcznego miasta.
Zwrócę się do Wydziału Ochrony Środowiska z zapytaniem. Rozumiem, że dla kogoś, kto na wyciągnięcie ręki dotknąć może ogromnych enklaw Parków… Narwiańskiego, Biebrzańskiego, Białowieskiego, a tuż i Puszcza Knyszyńska… więc cóż znaczy niepozorny teren… Ale poznawałem mniejsze krainy, które mianowały się rezerwatem przyrody, regulowane prawnie ochroną. Wystarczy spojrzeć na dołączone fotografie. To nie jest przypadek. To ekosystem, siedliska zwierząt i roślin, wyróżniające się szczególnymi wartościami i walorami przyrodniczymi.
W ciągu trzech dni, odwiedziliśmy to miejsce trzykrotnie. Byliśmy o zachodzie, ale i kiedy słońce budziło wszelakie stworzenia ze snu. Gwar, świergot, koloryt, zapach… Chwile ze światełkiem, ale i bez niego… Mam jednak nadzieję, że przebłyski wystarczająco ukazują piękno i niezwykłość miejsca. Czymś unikatowym jest samo usytuowanie tego miejsca. Można powiedzieć, że rozcina go na dwie części przebiegająca pośrodku linia kolejowa. Podejrzewam, że fakt ten jest mocno niezręczny, mało komfortowy, a wręcz trudny. Ale nie znaczy, że beznadziejny lub bez przyszłości. Sam fakt, że przyroda w tak znakomity sposób przystosowała się do panujących warunków jest czymś ponadprzeciętnym, osobliwym.
Na blacie biurka mam postawiony kalendarz z cytatami na ,,rok pozytywnych zmian” (ufam, że i przed tym miejscem tylko dobre). Kartka na dziś, to znaczy 1 maja posiada następujący wpis:
Kwiaty rozkwitają w ciszy,
Pąki bezgłośnie rozchylają płatki,
Cudowny zapach niesie się bezszelestnie
Ufam, że ktoś usłyszy, dostrzeże i poczuje. Całym sobą. Szczególnie dziś. Kiedy raptem przed kilkoma dniami spłonęły tysiące hektarów Biebrzańskiego Parku Narodowego. Tu nie trzeba wyznaczać żadnej nagrody. Nie trzeba nikogo schwytać. Wystarczy się pochylić, by ratować to co jest, co raduje, co pozwala żyć i życie umila, ubogaca.
Dziękuję Małgoś za wspólne odkrywanie 😉 przy okazji wspomnij Pani Marii i Panu Przemysławowi, że jeśli postanowią napisać kolejny tom poświęcony polskim podróżnikom i odkrywcom, może zarezerwują i dla Nas miejsce na swoich kartkach 😉 😉 😉 A Hryniewicze zasłyną nie z wysypiska śmieci (o którym sporo) ale z Rezerwatu Przyrody 😊
M.
1 maja 2020 06:25Dzień dobry, Błażej świetne miejsce odkryła Małgosia, oby tylko przetrwało, bo już Ktoś postanowił ingerować w tym zakątku. Pozdrowionka i miłego dzionka.
admin
1 maja 2020 06:33Witaj Michale 🙂
ostatnie tygodnie coraz mocniej uzmysławiają, jak bardzo Człowiek tęskni do błękitów nad głową, przeźroczystej wody, śpiewu ptaków… Miejmy nadzieję, że Wrażliwość będzie mocniejsza… a później trwalsza.
Dobrego dnia dla Ciebie 🙂
Margo
1 maja 2020 12:46Dzień dobry : )
Na myśl o kleszczach przechodzą mnie dreszcze, lecz nie przestaję 🙂 czytam, oglądam, chcę chłonąć jeszcze 🙂 Zamykam oczy i słyszę dzikie serce natury, czuję jej puls, każdą komórkę wypełniam pięknem…
Mistrzu i Małgorzato!!! Jesteście NIESAMOWICI!!! Dziękuję, za to, że JESTEŚCIE 🙂 🙂 🙂
admin
1 maja 2020 14:46Dzień dobry Margo 🙂
ech, te diabelskie kleszcze 😉 i równie diabelska sztuka… 😉
a wiesz? byliśmy na niej w Grotesce w Krakowie 🙂
i podobnie jak groteskowy jest ten spektakl, tak zastanawiająco tajemnicze to miejsce o którym wspominam… Piękne, Niezwykłe szczególnie w promieniach budzącego się słońca, Zjawiskowe… i jakby otoczone Dziwnościami… bardzo chciałbym się mylić…
Dziękujemy za tak miły komentarz 🙂
Po prostu DZIĘKUJEMY 🙂
Małgoś
6 maja 2020 21:58Dziękuję i ja 🙂
Magiczne są takie miejsca, tętnią życiem i tylko żal, ogromny żal że ludzie tego nie doceniają… że uważają, że im żyć wolno wszędzie i robić wszystko a przyroda to przeszkoda do usunięcia, „posprzątania”, a przecież ziemia jest ogromna, starczy dla nas wszystkich miejsca, NAPRAWDĘ.
zobaczyłam powstający płot i hałdy ziemi to normalnie mną wstrząsnęło,
Melduję że zadziałam – napisałam do urzędu miasta, na razie cisza ale obiecujemy że nie zostawimy tak tego.
admin
7 maja 2020 08:29Doświadczenie życiowe nie zawsze pomaga… ani nie nastraja optymizmem, ani nie potrafi tchnąć w coś nowe życie… czasem…
pamiętam kiedy przed laty zaczytywałem się o niezwykłych domach podcieniowych na Żuławach, o kulturze Mennonitów, cudownych rozwiązaniach przez nich stosowanych i pozostawionych na naszych ziemiach…
i czytałem i słyszałem, że niekiedy kamień spadł z serca konserwatora zabytków, kiedy jakiś obiekt spłonął, lub dziwnym zbiegiem okoliczności zapadł się pod ziemię…
tak więc… poczekamy jaki scenariusz napisze samo życie (czytaj urzędnik)
Dziękuję Małgoś za ważny sygnał, mimo… nie tracę nadziei 🙂