Sincos

W zaleznosci od kąta

Obraz test

DROGA…

Wspominałem już wielokrotnie o upodobaniu, jakie znalazłem m.in w drewnianej architekturze. Oczywiście niebagatelny wpływ wywarło miejsce zamieszkania, co powodowało łatwiejszy, szybszy dostęp, niejako oswojenie od najmłodszych lat. Maleńkie kościółki, tajemnicze cerkiewki wciąż gdzieś mijałem, dotykałem wręcz. Przed dziesiątkami lat po prostu były bo były. Wpisane w krajobraz, codzienność. Nikt nie zabiegał by specjalnie kogoś przyciągnąć jakąś ciekawostką. Służyły, zapraszały, czekały.

A później… w zasadzie zachodziły niewielkie zmiany. Przynajmniej z zewnątrz. Bo by wejść do środka, zainteresować się, gdzieś poszukać, doczytać, lub posłuchać kogoś miejscowego, musiało upłynąć tych lat ponownie niemało.

Kościół był znany, uporządkowany, swojski. Cerkiew jawiła się jakby egzotycznie, osobliwa, niezrozumiała, z wieloma znakami zapytania. I choć dziś ta granica mocno przesunęła się, nierzadko stała się przeźroczysta, to nadal różnice, wystrój, klimat, przyciągają jak magnes. A droga do nich stała się z potrzeby a nie obowiązku.

Kiedy wspominam wiele swoich wypadów rowerowych, przejechanych tysiące kilometrów, to zazwyczaj właśnie z rowerowego siodełka było mi najbliżej do tych uroczych, drewnianych arcydzieł. Beskid Niski, Bieszczady, ściana wschodnia z niezapomnianym Podlasiem. Jakże wiele wspaniałych wspomnień, choć utrwalonych w zasadzie na spodzie serca, bowiem materiał zgromadzony na dysku komputera przepadł bezpowrotnie przed wielu już laty…

Muszę przyznać, że nigdy tak bardzo nie zatrzymywał mnie obraz malowany na płótnie, choćby oprawiony w najbardziej wyszukane, strojne ramy, jak ikona, pisana na zwykłej desce. Nierzadko prosta, surowa, czasem mało czytelna. Najczęściej o nikłej wartości artystycznej. Tworzona może przez domorosłych malarzy. W porywie serca, z potrzeby, w podziękowaniu.

I choć pięciokrotnie przemierzałem nasz Kraj na rowerowym siodełku do tej najsłynniejszej – Jasnogórskiej Pani, ubranej we wspaniałe zawsze szaty, sukienki ze srebra, kamieni szlachetnych, bursztynu… I choć podobnie dotarłem do Madonny w Ostrej Bramie, strojnej w pozłacane srebrne nakrycie, to jednak zawsze mocniej tęskniłem do tych desek niczym nie przykrytych… spękanych, skromnych, które trwają od lat w ciszy, półmroku, nierzadko zimnie.

Kurz, roztopiony asfalt, mokry bruk lub zwykły – ostry dla opon tłuczeń, błoto polnych dróg. Zmęczenie. Coś jednak pcha, by zbaczać, skręcać, by fatygować się, mimo, że gdzieś tam na uboczu, nie po drodze… Oczywiście nie jestem odosobniony, ale każdy pisze lub opowiada swoją opowieść, z własnymi pytaniami, osobistymi odpowiedziami.

Tak jak i ta, którą właśnie wystukuję. Skłoniło mnie bowiem pewne wspomnienie, sprzed dokładnie dwóch lat.

1 stycznia 2018 roku. Nieopodal wspomnianej Jasnej Góry. Olsztyn, maleńka przytulna miejscowość. Znajoma mi, bowiem kilka razy właśnie na rowerze mijałem jadąc do Klasztoru Paulinów. Jeden z tych wyjazdów nawet opisałem w czerwcowym poście. Tym razem droga zaprowadziła mnie do Pracowni Ikon, w której odbywały się rekolekcje połączone z warsztatami pisania ikon. Zostałem zaproszony przez Małgosię 😉 która była jedną z uczestniczek tych warsztatów. Niesłychane to wzruszenie. Wprawdzie dotarłem tuż przed poświęceniem tych prac, nie było mi dane by poznać cały proces, wczuć się w klimat miejsca. Dosłownie dotknąłem jedynie, uwieczniłem ostatnie chwile. Chcę podzielić się szczęściem, którego doświadczałem. Z szacunku, potrzeby, by Podziękować.

Mandylion – ikona ikon. Z pięknymi legendami, podaniami. Jakże prosta, skromna, a jak bardzo wymowna. Zapewne każdemu znana, spotykana. Wydaje się, że łatwa do opowiedzenia, odtworzenia. Gdziekolwiek bywam, wzrok mój wychwyci ją w pierwszej kolejności. Popularna zarówno w kościołach jak i cerkwiach. W tych drugich usytuowana najczęściej w ikonostasie nad Carskimi Wrotami. Ikona Świętego Oblicza.

,,Abgar V Ukkama bar Ma’nu (autentyczna postać historyczna), władca państwa zwanego Osroene, położonego na terenie dzisiejszej Turcji, zachorował na trąd. Słysząc, że w Palestynie żyje cudotwórca imieniem Jezus, posłał archiwistę, aby Go doń sprowadził. Gdy Jezus odmówił przybycia, archiwista usiłował namalować Jego oblicze wierząc, że portret uzdrowi władcę.
Siedział na skraju drogi i mozolnie rysował, nie wychodziło mu, nie umiał. Jezus widząc jego wysiłek i wiarę, zwilżył swoją twarz, a potem osuszył ją kawałkiem płótna, który dał archiwiście. Stał się cud – na chuście odbił się dokładnie wizerunek twarzy Jezusa. Posłaniec przywiózł płótno swojemu królowi do Edessy- stolicy tego państwa (dzisiaj to miasto Şanlıurfa).
Król Abgar spojrzał na Oblicze i przez tę kontemplację został uzdrowiony. Stał się wyznawcą Jezusa.”

,,Siedział na skraju drogi i mozolnie rysował, nie wychodziło mu, nie umiał”

Powstawanie ikony to coś wyjątkowego, bardzo osobistego. W zasadzie nie wiadomo Kto Ją tworzy?, pod czyim wpływem…? Tajemnica, bogata symbolika… Miałem kilka razy szczęście by być bliżej. Obserwować, rozmawiać, próbować zrozumieć.

Pragnę tym postem Zaprosić Ciebie Małgosiu, byś od czasu do czasu zechciała podzielić się, przybliżyć nam wszystkim poznawaną przez Ciebie tajemnicę. Głęboko wierzę, że będzie mi jeszcze dane, by przeżywać podobne chwile do tych z Olsztyna. Może postarasz się, spróbujesz uchylić rąbka o duchowości, poszukiwaniu, Twojej Drodze… lub choćby o funkcjonujących niesłusznie stereotypach, uproszczeniach… bo przecież tak ich wiele. O kolorach w ikonie, znaczeniu, o rzeczach zwykłych i niezwykłych. Wiesz, że zawsze służę pomocą a miejsce to czeka. Ze swojej strony postaram się niekiedy przynajmniej spróbować pokazać to co nieuchwytne… uwielbiałem spoglądać na Twoją pochyloną sylwetkę, na wstrzymywany oddech, uśmiech w kącikach ust, skupienie… delikatność w operowaniu pędzlem…

Do dziś pamiętam jak olifowaliśmy wspólnie pierwszą Twoją ikonę przedstawiającą Pantokratora. Pamiętam zapach werniksu, delikatne, rozpływające ciepło na dłoni. Drżałem wewnętrznie, dostrzegałem Twoją subtelność ale i niezwykłą życzliwość i skromność. Był późny wieczór, ciemna już noc zapadła, staliśmy pochyleni nad stołem, wpatrzeni w oblicze Wszechwładcy, które pod wpływem nanoszonej olify zmieniało odcień… Opowiedz o muzyce, o krajobrazie Podlasia, kolorycie, swoich marzeniach i planach. Niech te opowieści staną się zaczątkiem czegoś pięknego, wielu spełnień, doświadczeń z prowadzonych warsztatów (wiem, że tak będzie), odkrywania kolejnych talentów, drobnych cudów… o odpoczynku, poszukiwaniu i odkrywaniu własnej przestrzeni, o odwadze i rozumieniu głębszych potrzeb każdego człowieka. To wszystko przecież nie jest ekskluzywnym, zastrzeżonym wytworem dla wybrańców. To może być udziałem każdego z nas. Też Twoim udziałem.

Nasze wspólne drogi meandrowały w tak wielu zakątkach. Pamiętam wyjątkowe, rowerowe chwile z Beskidu Niskiego, ciekawy Mandylion z cerkwi w Skwirtnem. wspominam i ten z Sanoka. W lutowym poście (już z ubiegłego roku) przedstawiałem niezwykle oryginalny Mandylion ukryty nad wejściem do kościoła w Haczowie. Może w jakimś kolejnym opisie powrócę do miejsc, które pozostawiły wyraźny ślad.

A i powyższy Mandylion odbył niezwykle ciekawą drogę. Z Olsztyna, przez Częstochowę, Zawiercie, krakowski Kazimierz, Warszawę, Nowicę, by trafić ostatecznie do mnie na Podkarpacką ziemię. Uwierzcie mi na słowo 🙂 Każda z tych miejscowości, to osobne opowieści, mniejszy lub większy kawałek życia.

Małgoś, raz jeszcze Serdecznie Dziękuję za tak wspaniały prezent. Tym bardziej, że dostarczony  przez Ciebie osobiście. Cieszy moje oczy, jest wspomnieniem tamtych chwil. Zapewne tyle w tej ikonie ukrytych intencji, myśli, rozważań…

Przyzwyczaiłem się (może i Kogoś z Was), że każdego pierwszego dnia miesiąca redagowałem kolejną ,,kartkę z kalendarza”. Dziś zarówno pierwszy dzień m-ca, ale i Nowego Roku 😉 Przed dwoma dokładnie laty, poranek był słoneczny i mroźny. Marzy mi się – życzenie noworoczne – przecież każdy jakieś ma 🙂 by post ten był początkiem kolejnego cyklu. Przecież tyle wspaniałych rzeczy powstaje gdzieś na skraju kraju. Wystarczy wstać, zaufać, wybrać jedną z wielu dróg…

Życzę Wam, Dobrych Wyborów, Dobrych Dróg, słońca i uśmiechu 😉

Dobrego Światła w fotografowaniu ale i codzienności.

By nie przeoczyć, nie zagubić, dostrzec…

Dobrego 2020 Roku dla Was 🙂

komentarzy 7

  • M.

    Odpowiedz 1 stycznia 2020 09:24

    Dzień dobry 😃, Błażeju piękny i wzruszający wpis 😃. Przyjacielu przyznaję Ci rację, Małgosiu powinnaś pokazać światu swój niepowtarzalny talent i dar, który wychodzi z Twoich rąk, umysłu i serca😃. Wszystkiego dobrego i Szczęśliwego Nowego Roku😃. Pozdrawiam serdecznie 😃

  • Małgosia

    Odpowiedz 4 stycznia 2020 20:26

    Witajcie Moi Przyjaciele, Błażeju, Michale.
    BŁAŻEJU, dziękuję za piękny wpis, a Wam obojgu za dobre słowo, zachętę… 😊
    Ikony to piękna sprawa, obiecuję wyjść z nimi do ludzi, Pierwsze już znalazły swoich odbiorców 😉
    Ikona powinna zawsze być dedykowana dla kogoś, jest bardzo osobista również dla mnie, z każdą wiążę się jak z dzieckiem i … trudno się rozstać 😉 pomijając to, że zawsze ma się wrażenie, że jeszcze nieskończona, że jeszcze coś trzeba by poprawić… że jeszcze nie czas. To też praca – nauczyć się dzielić nimi ze światem, bo ikony piszemy dla ludzi nie dla siebie, to forma ewangelizacji, przybliżania boskiego świata tu na ziemi.
    Trochę ostatnio na bok odeszło moje ikonopisanie z racji różnych spraw, ale są w sercu i w duszy, pukają żeby do nich wrócić 😊
    Dziękuję

  • M.

    Odpowiedz 14 stycznia 2020 17:36

    Dobry wieczór 😃, Małgosiu to wspaniałe, że Twoje dzieła z pod Twoich rąk znalazły Odbiorców, bardzo się cieszę z całego serca 😄. Pozdrawiam Was serdecznie Ciebie i Błażeja 😃

  • Urszula

    Odpowiedz 20 lipca 2022 06:06

    Nigdy nie ma przypadku. Z przyjemnością przeczytałam od początku do końca. Piszę ikony i wszystko co z nimi związane przychodzi do mnie, nie w nadmiarze ale tyle ile jest odpowiedzią na moje zainteresowanie, temat, technikę, pracę, duchowość i miejsca nasycone, jak źródło dające, orzeźwienie i chęć aby wciąż tęsknić za tym spotkaniem. Może zdarzy się, że trafię do was lub w miejsca o których opowiadacie.

Dodaj komentarz