
MAŁY CZŁOWIEK
Dzisiejszy post jest inny niż te, które dotychczas prezentowałem. Dla mnie jest on Wyjątkowy. Pewne daty, dni, kojarzą się jednoznacznie. Jedna z nich powinna być wszystkim bliska, szczególna, ponieważ każdy z nas obchodził to święto. Dzień 1 czerwca to dzień radości, uśmiechu, dzień dobrego słowa. Dzień Dziecka to Dzień Człowieka jak mógłby zapewne powiedzieć Janusz Korczak. Tak naprawdę to święto nas wszystkich, tych małych istot i tych starszych, dorosłych, może nawet sędziwych Każdy z nas był dzieckiem. Dla niektórych czasy to z pewnością już odległe, dla innych może jeszcze świeże, niedawne, obchodzone może dopiero co…
W ostatnich dniach słowo Dziecko, powraca do mnie ze zdwojoną mocą. Pewne niedawne wydarzenia powodują, że zatrzymałem się w codziennym rytmie. Pozwólcie, że powrócę do tych słów za chwil kilka. W pierwszej jednak kolejności cofnę się pamięcią około lat dwadzieścia. Już dokładnej daty nawet nie pamiętam, wszystko to wydarzyło się gdzieś na początku obecnego stulecia. Niedawno w innym poście przywoływałem wspomnieniem coroczne wyprawy rowerowe. Jedna z nich odcisnęła we mnie szczególny ślad. Odbywałem te wyprawy w małych, skromnych, kilkuosobowych grupach. Czasem w dużych, z rozmachem zorganizowanych przedsięwzięciach. Wszystkie one zazwyczaj miały charakter pielgrzymek. Najczęściej do Matki obecnej na Jasnej Górze, inne do różnorakich sanktuariów. Na swojej prywatnej mapie mogę choćby odszukać Tyniec, Kalwarię Pacławską, Licheń, Święty Krzyż, Różanystok, Studzieniczną, Wilno i wiele innych. Podróż rowerem to osobliwe, wyjątkowe przeżycia. To zmęczenie ale i doświadczanie czegoś nietypowego, poznawanie swoich możliwości, ale też sprawności innych towarzyszy podróży. Ten niecodzienny wyjazd, który przywołuję, nie mógł być czymś zwyczajnym. Wśród dużej bowiem grupy dorosłych znajdowało się kilkanaścioro dzieci. Dzieci szczególnej troski, wszystkie pochodzące z Domu Dziecka. My wjeżdżeni na swoich przez lata poznanych rowerach, znający swoje mocne i słabsze strony, wyposażeni nierzadko w sprzęt i odzież ułatwiający pokonywanie kolejnych kilometrów. I Oni… w różnym wieku, ubrani w to co każdy używał w codziennym życiu. Zwyczajne, stare, wysłużone skórzane półbuty, często jedynie długie spodnie. Rowery pożyczone od mieszkańców okolicznych miejscowości. Ich stan… bardzo, bardzo różny. Większość to zwykłe poczciwe składaki. Cel i tym razem obrany został do Jasnogórskiej Pani. Gdyby trasa została wytyczona bezpośrednio do Częstochowy, podróż by trwała 2 dni. Dystans około 250 km. Tym razem nasza droga została zaplanowana na 5 dni. Oczywiście nie na wzgląd młodego towarzystwa biorącego udział a z racji rozbudowanego kilometrażu. Szlak został niejako zamierzony, by Dzieciaki mogły poznać miejsca związane z Papieżem Janem Pawłem II. Równie ciekawy jak i trudny. Wymagający dla dorosłych cyklistów. Dla Dzieci – kolejną szkołą życia. Większość z nich nie znała, nigdy nie doświadczyła zarówno takiego wysiłku jak i podobnych przeżyć. Mimo perfekcyjnie przygotowanego projektu, z obsługą serwisową, pomocą medyczną, pilotami w samochodach, zabezpieczonymi punktami wyżywienia, noclegami, dla wielu wyjazd ten jawił się wręcz ekstremalnie. Dla orientujących się w terenie, znających topografię, wystarczy wymienienie nazw miejscowości, którymi mieliśmy podążać. Stosunkowo łagodny asfalt wiodący wzdłuż brzegów Zalewu Czchowskiego był jedynie przygrywką, wstępem do tego co miało nas wkrótce czekać. Kolejny bowiem Zalew Rożnowski przywitał coraz mocniej pofałdowanym terenem. Mijany Nowy Sącz był krótkim wytchnieniem. Tyle razy szybko pokonywana droga zza szyby samochodu, tym razem stawała się długa, mocno uciążliwa, wymagająca, surowa, nierzadko bezwzględna. Przede wszystkim pisząc te słowa mam na myśli naszych młodocianych podopiecznych. Krościenko nad Dunajcem, Nowy Targ, Ludźmierz z figurką Gaździny Podhala, słynna Przełęcz Krowiarki przycupnięta przy Babiej Górze, Kalwaria Zebrzydowska z przytulnym noclegiem na starych, piętrowych pryczach, Wadowice z domem małego Karola i prawdziwym oberwaniem chmury… Nawet dziś po latach, trasa ta robi wrażenie. Ileż długich, niekończących się podjazdów, ileż miejsc na szczytach wzniesień, z których obserwowałem drobne, małe sylwetki idące obok swojego roweru. Wśród dzieci, wiele z nich, te strome przewyższenia pokonywały pieszo, z pochyloną głową, w cierpieniu wypisanym na twarzy. Odcinki dzienne były stosunkowo długie biorąc pod uwagę trudność terenu. Zazwyczaj wynosiły ok 100 – 120 km. Nikt z nich nie zrezygnował, nie symulował starając się ulżyć jadąc choćby przez kilkanaście kilometrów w samochodzie pilota. Każdy wytrwale, walcząc ze swoimi słabościami codziennie w godzinach wieczornych docierał na zasłużony posiłek, kąpiel oraz wyczekiwany odpoczynek. Obserwowałem te twarze, pełne pokory. Zapewne niejednokrotnie przeżywali chwile zwątpienia lub rezygnacji. Takie stany są normą, czymś czego sam kilkakrotnie doświadczałem. Nie zliczę dziesiątek odmawianych ,,zdrowasiek” w chwilach szczególnie trudnych, które wyzwalały kolejne pokłady motywacji i sił. Ziemia Śląska wcale nie była lżejsza, każdy kolejny kilometr trzeba samemu przebyć. Jazda rowerem to ogromna przyjemność, ale jakże często wyzwanie, samotność doświadczana szczególnie podczas pokonywania wzniesień, drżące łydki, skurcze mięśni, pot wkradający się w zakamarki oczu… Utkwiły mi w pamięci dwa wydarzenia tamtych chwil. Pierwsze, kiedy zatrzymaliśmy się, przy ruinach zamku w Olsztynie. Z ruin tych po raz pierwszy można dostrzec wieżę sanktuarium w Częstochowie. Jeszcze odległa, ledwo widoczna ale po tylu przebytych kilometrach wreszcie namacalna. W wielu oczach już wówczas można było dostrzec łzy. Oczy szkliste, odmienione, ukradkiem ocierane dłonią. Bo to już przecież tylko dwadzieścia kilka kilometrów do upragnionego celu. Godzina jazdy. Dla mnie, choć to znajome miejsca, każdorazowo dostarczają mnóstwo wzruszeń. Drugim wydarzeniem jest zawsze wejście do kaplicy Matki Boskiej Częstochowskiej. To sprzed tych kilkunastu lat wspominam z ogromnym rozrzewnieniem. Nigdy nie widziałem dzieci, które równocześnie upadają na kolana, płacząc, nie ukrywając emocji. Wówczas to był prawdziwy szloch, głośny, donośny, jestem przekonany, że wysłuchany z matczyną troską. Dystans ponad 500 kilometrów, śmiem twierdzić, że dla wielu ponad ich siły. Nie wiem, czy zapamiętali z tej drogi cokolwiek ponad wysiłkiem, zmęczeniem, codzienną walką by wytrwać, nie upaść, nie zrezygnować. Jestem jednak przekonany, że te chwile, kiedy upadli na kolana, pokłonili głowy przed Obrazem pozostaną przy Nich na zawsze. Dziś są to już osoby dorosłe. Może jakimś zbiegiem okoliczności, ktoś z Nich, po latach, trafi na te słowa i przywoła z własnej pamięci wspomnienie tamtych dni. Tak często rozmyślam, jak pewne wydarzenia odbierane są równolegle przez innych. Co dla kogoś innego jest istotne, ważne, kluczowe w danej chwili, oraz w dalszym życiu…
W początkowych słowach przywołuję wydarzenie z ostatnich dni… Otóż przed kilkoma tygodniami trafiłem do pewnego Przedszkola. Miejsce to wywarło na mnie ogromne wrażenie. Dostarczyło i wciąż dostarcza ogromnych wzruszeń… Przedszkole Dzieci autystycznych. Szczerze, gdzieś przyciągamy pewne zdarzenia, sytuacje, okoliczności. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Od jakiegoś czasu o czymś myślałem, nawet trudno określić drogę jaka by mnie miała do tego celu doprowadzić. Czujemy bowiem wewnętrznie co dla nas jest w danej chwili potrzebne i staramy się poszukiwać odpowiedzi na pojawiające się pytania. Ludzkie oczy… ileż z nich można wyczytać… Przed wielu laty spotkałem pewną Siostrę zakonną, która bezbłędnie odczytywała w nich, jakby strona po stronie kolejne lata mojego życia. Podawała twarde fakty, przebyte operacje, opisywała środowisko w którym wówczas przebywałem. Obca osoba, pierwszy raz spotkana, nie mająca jakiejkolwiek wiedzy na mój temat, bez zadania choćby jednego pytania potrafiła zdiagnozować funkcjonowanie organizmu. Jego historię, tajemnice, najbardziej skryte by się wydawało zakamarki serducha i duszy. Spoglądam teraz w oczy Dzieci autystycznych. Staram się dotrzeć, poznać, zrozumieć. Tyle pytań, na które współczesna medycyna nie potrafi udzielić konkretnej odpowiedzi. Żyłem tyle lat, nie mając świadomości jak można być zamkniętym w swoim własnym świecie. Mimo, że funkcjonujemy w różnorakich relacjach, takich lub innych środowiskach, tak często zamknięci jesteśmy w swoim własnym świecie… jakże podobnym do tych małych Istot, tylko w innej skali, w innych proporcjach. One zamknięte są bowiem we własnym ciele… Tak często zamyślone, nieobecne, wycofane, oderwane, nieuchwytne… w sobie tylko znanych pozach, gestach. W oczach tych Dzieci na próżno szukać udawania, sztuczności, manier, nienaturalności. Jakże często oczekujemy by od kogoś usłyszeć wytęsknione słowo, dostrzec błysk radości w oku, czasem zwykły, prosty, mało wyszukany gest… Od Dzieci dotkniętych autyzmem trudno o takie akty. Każde z nich jest odmienne, w reakcjach, zachowaniach, powtarzanych czynnościach. Staram się przychodzić do Nich jak najczęściej. By dać Im choć cząstkę siebie, za to co każdorazowo otrzymuję. Na próżno szukać w tym naszym świecie osób, które oszczędnym uśmiechem, mimowolnym zatrzymaniem wzroku, nie wypowiadając żadnego słowa, potrafią tak wiele ofiarować.
W pierwszych słowach wspomniałem postać Janusza Korczaka. Lekarza, pedagoga, pisarza. Szczególnie w tym dniu, warto pochylić się ponownie nad Jego myślami, spostrzeżeniami, uwagami o Dzieciach właśnie. To przecież MY. Dziś jeszcze wprawdzie mali dorośli, ze swoją godnością, indywidualnością, swoim, czasem zamkniętym przed innymi własnym światem. Warto zatrzymać się nie tylko tego dnia, jednego w roku. Może warto pomyśleć nad podobną inicjatywą o której wspomniałem powyżej. Wokół nas tak wiele Dzieci Potrzebują One nas, dorosłych, tak jak przed laty my potrzebowaliśmy… I uwierzcie, że warto by w zamian otrzymać może łzę wzruszenia, może błysk oka, ledwo dostrzegalny ruch w kącikach ust… Nie każdy potrafi rzucić się na szyję, objąć całym sobą, krzyczeć z radości, podskakiwać, śpiewać, tańczyć, dziękować… Czyż nie jak w dorosłym życiu?
“Dzieci – to przyszli ludzie. Więc dopiero będą, więc jakby ich jeszcze nie było. A przecież jesteśmy: żyjemy, czujemy, cierpimy.”
“Dziecko małe , lekkie, mniej go jest. Musimy pochylić, zniżyć ku niemu.”
“Bo dorosłemu nikt nie powie: ‘Wynoś się’, a dziecku często się tak mówi. Zawsze jak dorosły się krząta, to dziecko się plącze. Dorosły żartuje, a dziecko błaznuje. Dorosły płacze, a dziecko się maże i beczy. Dorosły jest ruchliwy, dziecko wiercipięta. Dorosły smutny, a dziecko skrzywione. Dorosły roztargniony, dziecko gawron, fujara. Dorosły się zamyślił, dziecko zagapiło. Dorosły robi coś powoli, a dziecko się guzdrze. Niby żartobliwy język, a przecież niedelikatny. Pędrak, brzdąc, malec, rak – nawet kiedy się nie gniewają, kiedy chcą być dobrzy. Trudno, przyzwyczailiśmy się, ale czasem przykro i gniewa takie lekceważenie.”
“Całe wychowanie współczesne pragnie, by dziecko było wygodne. Konsekwentnie, krok za krokiem dąży, aby uśpić, stłumić, zniszczyć wszystko, co jest wolą i wolnością dziecka, hartem jego ducha, siłą jego zadań i zamierzeń. Grzeczne, posłuszne, dobre, wygodne, a bez myśli o tym, że będzie bezwolne wewnętrznie i niedołężne życiowo.”
„Nie tak ważne żeby człowiek dużo wiedział, ale żeby dobrze wiedział, nie żeby umiał na pamięć a żeby rozumiał, nie żeby go wszystko troszkę obchodziło, a żeby go coś naprawdę zajmowało, żeby miał zamiłowanie.”
„Mów dziecku, że jest dobre, że może, że potrafi”.
“Ma dziecko przyszłość, ale ma i przeszłość: pamiętne zdarzenia, wspomnienia, wiele godzin najistotniejszych samotnych rozważań. Nie inaczej niż my pamięta i zapomina, ceni i lekceważy, logicznie rozumuje i błądzi, gdy nie wie. Rozważnie ufa i wątpi.”
“Dziecko jest pergaminem szczelnie zapisanym drobnymi hieroglifami, których część tylko zdołasz odczytać, a niektóre potrafisz wytrzeć lub tylko zakreślić i własną wypełnić treścią.”
“Jeżeli ktoś zrobił coś złego, najlepiej mu przebaczyć. Jeżeli zrobił coś złego, bo nie wiedział, to już wie teraz. Jeżeli zrobił coś złego nieumyślnie, będzie w przyszłości ostrożniejszy. Jeśli robi coś złego, bo mu się trudno przyzwyczaić, będzie się starał. Jeżeli zrobił coś złego, bo go namówili, już się nie będzie słuchał.”
“Nie ma dzieci – są ludzie, ale o innej skali pojęć, innym zasobie doświadczenia, innych popędach, innej grze uczuć. Pamiętaj, że my ich nie znamy.”
“Młodzi mają różne własne sprawy, własne zmartwienia, własne łzy i uśmiechy, własne młode poglądy i młodą poezję. Często ukrywają przed dorosłymi, bo się wstydzą, nie ufają, bo boją się, żeby się z nich nie śmieli.”
„Dziecko nie może myśleć «jak dorosły», ale może dziecięco zastanawiać się nad poważnymi zagadnieniami dorosłych; brak wiedzy i doświadczenia zmusza je, by inaczej myślało.”
„Niemowlę bada swe ręce. Prostuje, wodzi w prawo i w lewo, oddala, zbliża, rozstawia palce, zaciska w pięść, mówi do nich i czeka na odpowiedź, prawą chwyta lewą rękę i ciągnie, bierze grzechotkę i patrzy na dziwnie zmieniony obraz ręki, przekłada ją z jednej do drugiej, bada ustami, natychmiast wyjmuje i znów patrzy powoli, uważnie. […] Ono nie bawi się: miejcież do licha oczy i dostrzeżcie wysiłek woli, by zrozumieć. To uczony w laboratorium, wymyślony w zagadnienie najwyższej wagi, a które wyślizguje się jego rozumieniu.”
„Dziecko chce być dobre. Jeśli nie umie – naucz. Jeśli nie wie – wytłumacz. Jeśli nie może – pomóż.”
„Dziecko chce wiedzieć, czyś sam widział, czy wiesz od innych, skąd wiesz; chce, żeby odpowiedzi były krótkie i stanowcze, zrozumiałe, jednobrzmiące, poważne, uczciwe.”
„Dusza dziecka jest równie złożona jak nasza, pełna podobnych sprzeczności, tragicznie zmagająca się z odwiecznym: pragnę, ale nie mogę, wiem, że należy, ale nie podołam.”
„Wychowawca, który nie wtłacza, a wyzwala, nie ciągnie, a wznosi, nie ugniata, a kształtuje, nie dyktuje, a uczy, nie żąda, a zapytuje, przeżyje wraz z dzieckiem wiele natchnionych chwil, łzawym wzrokiem nieraz patrzeć będzie na walkę anioła z szatanem, gdzie biały anioł tryumf odnosi.”
„Dziecko przywiązuje się do lalki, szczygła, kwiatka w doniczce, bo nie ma jeszcze nic więcej i więzień lub starzec tak samo się przywiązują, bo już nic nie mają.”
„Jeśli umiecie diagnozować radość dziecka i jej natężenie, musicie dostrzec, że najwyższą jest radość pokonanej trudności, osiągniętego celu, odkrytej tajemnicy. Radość tryumfu i szczęście samodzielności, opanowania, władania.”
„Wychowanie dziecka to nie miła zabawa, a zadanie, w które trzeba włożyć wysiłek bezsennych nocy, kapitał ciężkich przeżyć i wiele myśli…”
Niekiedy rodzice nie chcą wiedzieć tego, co wiedzą – i widzieć tego, co widzą.
„…mówiłem nie do dzieci, a z dziećmi, mówiłem nie o tym, czym chcę, aby były, ale czym one chcą i mogą być.”
„Dziecko jest cudzoziemcem, nie rozumie języka, nie zna kierunku ulic, nie zna praw i zwyczajów. […] Potrzebny przewodnik, który grzecznie odpowie na pytanie.”
„Dziecko – już mieszkaniec, obywatel i już człowiek. Nie dopiero będzie, a już. […]. Lata dziecięce – to życie rzeczywiste, nie zapowiedź.”
„…dać dziecku całe powietrze, słońce, całą życzliwość, jaka mu się należy, niezależnie od zasług czy win, zalet czy przywar”
“Dziecko ma prawo być sobą. Ma prawo do popełniania błędów. Ma prawo do posiadania własnego zdania. Ma prawo do szacunku.
Nie ma dzieci – są ludzie.”
„Kiedy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat”
Pragnę w tym miejscu serdecznie Podziękować!!!
Pani Dyrektor Przedszkola Za zaufanie. To Pani pozwoliła bym mógł odkryć i spróbować uwiecznić Piękno Dzieci autystycznych.
Dziękuję z całego serca Paniom Wychowawczyniom, za codzienne ciepło, życzliwość, wspaniałą atmosferę. Za cierpliwie wysłuchiwane pytania, za mądrość i poświęcenie.
Dziękuję Wszystkim Rodzicom Dzieci. Że jest mi dane wśród Nich przebywać, oraz że post ten mogę zilustrować kilkoma zdjęciami Waszych Pociech.
WSZYSTKIM DZIECIOM tym dużym i małym SAMEGO DOBRA !!! Szczególnie w dzisiejszym DNIU, dniu NASZEGO ŚWIĘTA
Bądź pierwszym komentującym