
HARMONIA
Co Wam w sercu gra? Jakie nuty wypełniają Waszą pięciolinię życia?
Co wpływa, co kształtuje naszą osobowość? Co uwrażliwia, co uświadamia i pomaga a co hamuje?
Ciekawość… pragnienie poszukiwania, uczenia się, odkrywania, rozwoju… codzienne kroki, wybory, decyzje.
Manuały… subtelność dźwięków lub potęga brzmienia…
Czyż nie podobnie jest z obrazem? Z jego odbiorem? Rozumieniem?
Organowe klawiatury. Nieme, dwukolorowe, pozbawione wyrazu…
Człowiek… jego istota, piękno, tajemnica…
Jasne, lekkie brzmienia… czy ciemne i ciężkie?
Potęga, bogactwo, estetyka.
Rozumienie malarstwa, rzeźby, muzyki, wiary…
Można wejść do środka, ale można też jedynie zerknąć przez szybę, przez dziurkę od klucza, rozsychające się deski…
Podobnie z poznaniem, zrozumieniem, nauką. To tak jak z drugim człowiekiem. Nie wystarczy na niego spojrzeć, ocenić wygląd przez ubiór.
W każdym i we wszystkim zawarta jest jakaś historia, ukryte dźwięki, tajemnice, sekrety… skryte, niewidoczne piękno.
Tak jak w dołączonym obrazie organowych klawiatur. Poprzez inskrypcję łatwo zlokalizować wytwórnię, właściciela oraz rok powstania instrumentu. Ktoś bardziej dociekliwy może poszerzyć swą wiedzę, skoro bowiem poznał już nazwisko Eduarda Witteka, słynnego organmistrza wyznania ewangelickiego, to można dotrzeć również do jego wytwórni zlokalizowanej wówczas w Gnieźnie. A w kolejnych krokach poznać zakład i jego tajniki.
Raptem przed kilkoma dniami wspominałem w poście pt. ,,Fotograf powietrza” różnorakie skojarzenia, powinowactwa, zależności. Nie inaczej jest również w przypadku tego dołączonego obrazu klawiatury. Pragnę ukazać układy, powiązania, związki takich prostych zdarzeń oraz niesłychane możliwości, jeśli pozwolimy sobie na wykonanie kolejnego kroku…
Bo czyż nie podobnie być musiało z Panem Wiktorem Łyjakiem, polskim muzykiem artystą – organistą, który dotarł przed laty do Katalogu reklamowego firmy organmistrzowskiej wydanego w roku 1908, w którym możemy przeczytać m.in. takie słowa: ,, Wstępujemy do starego, szacownego domu przy ul. Wilhelmstraße 56 i znajdujemy się w pomieszczeniu sięgającym dwóch pięter wysokości, gdzie właśnie kończy się zestawianie dwóch organów. Tutaj dzieła zostaną udostępnione w celu wykonania próby, tutaj też usunięte zostaną ewentualne nieprawidłowości, zanim organy wyśle się do miejsc przeznaczenia. Eduard Wittek bardzo szczegółowo objaśnia tajniki budowy organów. Przyjemnie jest patrzeć na ład i przejrzystość w założeniach konstrukcyjnych instrumentów. Błyszczące, ocynkowane przewody ołowiane stosowane w trakturze pneumatycznej mają 8 mm średnicy i zamocowane są w specjalnych, mocnych konstrukcjach, zwanych „Rohrbrettern”, co stwarza wrażenie czystego wykonania. Pozwalamy sobie spróbować jeden z instrumentów i zaskoczeni jesteśmy pięknem brzmienia zarówno poszczególnych rejestrów, jak i całości. Przechodzimy teraz do maszynowni. Znajdują się w niej: silnik elektryczny o mocy 7,5 KM, heble (strugi), wyrówniarki, wiertarki, frezarki, piła taśmowa i tarczowa, tokarki, tłoczarki, strugarki do cyny, kamienie szlifierskie i różne małe maszyny pomocnicze. Oprócz tego, jest tu także urządzenie do suszenia drewna. Trzeba zaznaczyć, że używanie do poszczególnych części organowych całkowicie suchego drewna jest sprawą niezmiernej wagi, gdyż dzięki temu nie powstają później pęknięcia. Przy pierwszym warsztacie spotykamy kilku pracowników zajętych wykonywaniem miechów i kanałów powietrznych. Inni przygotowują w tym czasie obudowy instrumentów, a gotowe detale montują w jedną całość. Jakość snycerki przy bogato ozdobionym prospekcie zasługuje na uwagę. Gdzie indziej pracownicy pomocniczy wykonują części do wiatrownic. Stąd wiatrownice w stanie surowym przekazywane są specjalistom montującym stożki i oprzyrządowanie pneumatyczne. Tutaj też budowane są stoły gry. Drewno przeznaczone na piszczałki musi być specjalnie przygotowane i dokładnie obrobione, by uzyskało odpowiednią grubość. Nim jeszcze deski zostaną starannie wygładzone z zewnątrz, piszczałki są klejone. W obawie przed rozklejeniem po zainstalowaniu w wilgotnych kościołach, deski skręcane są za pomocą śrub. Gotowe piszczałki drewniane są następnie intonowane i jeśli nawet nie są natychmiast potrzebne, to na poddaszu głównego gmachu układa się z nich rejestry. W tych dodatkowych pomieszczeniach przechowywane są wszelkiego rodzaju części organowe. Zdumiewające jest, jak wielostronnie przedstawia się sztuka budowy organów, polegająca na współpracy różnych rękodzielników, zadziwia także wielorakość używanych materiałów. Przechodzimy teraz do cynowni. Metal topiony jest w kotle, zatrudniony tu giser umieszcza w nim porcję cyny i dba o utrzymanie właściwej temperatury. Przy gisladzie (przyrządzie do uzyskiwania blachy na piszczałki), pracownik obsługuje specjalną szufladę z otwartym dnem i gdy tylko metal jest gotowy, przelewa go z kotła, a za pomocą suwadła rozprowadza równomiernie po matrycy. Po upływie krótkiego czasu odlana jest już blacha cynowa, którą po ochłodzeniu nakłada się na bęben heblarki. Pomocnik gisera struga surową blachę do odpowiedniej grubości, a następnie poleruje ją. Po wykonaniu tych czynności blacha zostaje przycięta do odpowiednich rozmiarów. Części blachy są następnie formowane i lutowane, a po wykonaniu piszczałek składających się na cały rejestr dokonuje się intonacji. Głosy przechowywane są w specjalnym pomieszczeniu, a gdy mają być użyte, wpasowuje się je i mocuje na wiatrownicach w konkretnych instrumentach. Każde organy muszą być najpierw rozrysowane, a ich konstrukcje planuje się szczegółowo przed wykonaniem. Rzadko zdarza się, aby choć jedna druga planu budowanego instrumentu dała się wykorzystać w innym dziele, bowiem każde organy są nie tylko dopasowane rozmiarami do pomieszczenia i warunków akustycznych kościoła lub sali, ale również zróżnicowane pod względem liczby i siły poszczególnych głosów. Po obejrzeniu w biurze bogatego zbioru fotografii, rysunków i modeli organów, kończymy zwiedzanie tego zakładu. Wielkie zadowolenie sprawiło nam oglądanie pracy w działach o różnych specjalnościach, a fabrykę pragniemy polecić innym, zainteresowanym tą branżą.”
Prawda, że to proste? Teraz już dla dociekliwych pozostaje poszukanie rozwiązania dołączonej zagadki – obrazu. Gdzie wykonałem tę fotografię?
Wiem oczywiście, że całkowicie łatwe to nie jest, (choć na pewno nie niewykonalne) ale pokazuję jedynie, jak wiele danych zawierają detale, szczegóły, niepozorne często oglądane przez nas fragmenty, wycinki. Wystarczy nierzadko, by poświęcić chwilę uwagi, przystanąć, skupić się, pomyśleć, spróbować dopasować ten kawałeczek do większej całości. Ogromna wówczas to frajda i często satysfakcja. Jeden element, jedna cząstka to jak jeden dźwięk. Ale trzy z nich, połączone w odpowiedniej konfiguracji to już akord. Różne wysokości, różne nazwy, współbrzmienia… to zaczątek harmonii, melodii.
A później… ? później już tylko łatwiej, prościej, przyjemniej.
Jak w życiu. Zgoda i Harmonia A przecież Harmonia w mitologii greckiej i rzymskiej to uosobienie ładu i symetrii. Porządku i łączności. Jako bóstwo, Harmonia patronowała prawdziwej Miłości. Prawda jakie to proste?
A jeśli wspomnimy przy okazji herosa Kadmosa… ale to już inna bajka, inne czasy… inne dźwięki
Ład i symetria. Tak jak w poewangelickim kościele w…
Bądź pierwszym komentującym