ZDJĘCIA Z DUSZĄ
,,Kocham książkę nie dlatego, że jest piękna zewnętrznie, ale dlatego, że wprowadza mnie w mój własny świat, że odkrywa we mnie, nie na zewnątrz mnie, bogactwa, których nie przeczuwałem. Dlatego też taką miłością otaczam moją bibliotekę.”
,,Za książką kryje się autor. Jego pisanie jest więc zawsze listem do czytelnika. Piszemy zazwyczaj listy do przyjaciół. Książka jest listem autora do przyjaciela.”
Jarosław Iwaszkiewicz
Czym kierujemy się sięgając po książkę? Co takiego zwraca uwagę, przyciąga nasz wzrok? Czasem jest to ulubiony Autor, innym razem interesująca nas tematyka, a może intrygująca okładka lub tytuł. Nie potrafię sobie przypomnieć co spowodowało, że sięgnąłem po ten tytuł, chociaż było to raptem przed dwoma miesiącami. Zapewne w tym wypadku była to kwestia złożona, bo nazwisko Autora nie było mi obce, tytuł również niósł w sobie obietnicę czegoś tajemniczego, a swoje z pewnością od siebie dołożył i anioł, który ukradkiem lubi na coś szczególnie zwrócić moją uwagę 😉
,,Zdjęcia z duszą. Jak zostać fotografem z wizją” – David duChemin
Czerń i biel, wspomnienia, przeszłość, zapach odczynników chemicznych… brak kolorów… Nie tylko okładka tej książki zachowana jest w konwencji black & white. Wnętrze jej to również tylko szarości, kontrasty, cienie, oszczędność… opowiadania, opisy rzeczywistości jakby utrwalone na celuloidowych klatkach w ,,starym kinie”
,,Aby tworzyć dzieła przesycone życiem, sam artysta także musi być pełen życia. Wrażliwy. Skromny. Ciekawy świata. Cierpliwy. Kreatywny. Niezłomnie ludzki i zawsze skłonny do nauki. Cokolwiek zaś robisz, nie zapominaj o zachwycie. Nie zapominaj o radości i magii związanej z patrzeniem przez wizjer i postrzeganiem świata na nowe sposoby, ani o dreszczu rozkoszy, jaki poczułeś trzymając w rękach swoją pierwszą odbitkę.” – Autor
Pierwszym aparatem, który trzymałem w swoich dłoniach był przed wielu, wielu laty poczciwy dziś już Zorki 4. Świat obserwowany i utrwalany na materiale światłoczułym mimo, że barwny i kolorowy, po wywołaniu wyłaniał się zawsze jako czarno – biały. Książka pt. ,,Zdjęcia z duszą” przywołuje jakże wiele osobistych wspomnień. Pierwsze kroki, pierwsze próby, małe i większe radości. Realizacja marzenia – zakup powiększalnika, stworzenie ciemni fotograficznej. Fascynująca, wieloletnia podróż w świecie fotografii. Ogromna ciekawość, nadzieja zamykana każdorazowo w koreksie, wkładana z każdą kolejną rolką filmu do wywołania. Godziny spędzane w słabym świetle czerwonej lub oliwkowej żarówki. Dopasowywanie papieru fotograficznego w maskownicy, mieszanie odczynników w kuwetach. Wyłaniający się obraz w pomarszczonej tafli wywoływacza… Pierwszy uśmiech w kącikach ust. Utrwalenie, płukanie, suszenie, przycinanie… ileż pokory, szacunku, wiary, ufności. Długa droga – od włożenia nowego filmu do aparatu, aż do wywołania, do wzięcia w palce odbitki, finalnego produktu. Jakże często czas ten mierzony był upływającymi tygodniami, nierzadko wieloma.
Pamiętam niesamowite wydarzenie. W pudełku wypełnionym pustymi kasetami po filmach odnalazłem jedną cięższą. Nie wiedziałem czy przez nieuwagę pusty film został wsunięty do kasety, czy leżał schowany do wywołania i przez zapomnienie nigdy wywołany nie został. Posiadałem już własną ciemnię. Bez jakiejś specjalnej nadziei otworzyłem i wsunąłem film do puszki koreksu. Pierwsze zaskoczenie po wywołaniu – wszystkie klatki były wypełnione. Kolejne uczucie, to mieszanka osłupienia, zdumienia, niemała konsternacja. Negatyw ukazywał jakieś sylwetki sprzed lat. Zdziwienie i niesamowita niespodzianka okazała się po wykonaniu kilku zdjęć w ciemni. Film w kasecie przeleżał ponad dwadzieścia lat. Odbył dwie podróże podczas przeprowadzek, a upływ czasu w żaden sposób nie wpłynął na pogorszenie jakości materiału światłoczułego. Nieznana mi wcześniej sylwetka okazała się mną w wieku troszkę ponad dwóch lat. Na kolejnym kadrze stałem ze starszym Bratem. Obraz ten utrwalony był podczas wycieczki z Rodzicami do Zakopanego. Jakimś zbiegiem okoliczności Tato zapomniał wywołać ten film, tym też sposobem uczyniłem to dopiero po latach.
,,Mam dwadzieścia aparatów fotograficznych w moim biurze, gdzie teraz siedzę przy kawie, szukając słów od których mógłbym zacząć kolejną książkę. Niektóre z tych aparatów to pięćdziesięcioletnie urządzenia na klisze, które leżą na półce, przypominają o moich pierwszych krokach w tej sztuce i są zbyt rzadko używane” – to słowa Autora
Posiadam i ja wszystkie dotychczasowe aparaty, z którymi podróżowałem, którymi uwieczniałem zastane chwile. Zamykałem w kadr najprzeróżniejsze krajobrazy, sylwetki ludzkie, ich twarze, chwile radości, zwyczajne kęsy czasu.
Przez lata doświadczyłem fotografii tradycyjnej, chemicznej, z zapachem.
Autor David duChemin napisał: ,,Gdy jako piętnastoletni chłopiec ujrzałem w ciemni fotograficznej z mojej młodości obraz wyłaniający się z niczego, było to dla moich szczenięcych oczu niemal jak cud”
Pamiętam to uczucie równie wyraźnie. Podobnych doświadczeń nie sposób zapomnieć.
,,Zdecydowałem się zamieścić w całej książce tylko zdjęcia czarno – białe, bo jest to książka o duszy, a jak to ujął kanadyjski fotografik Ted Grant – ,,Kiedy fotografujesz ludzi w kolorze, robisz zdjęcia ich ubrań. Kiedy zaś fotografujesz ludzi w czerni i bieli, robisz zdjęcia ich dusz”
,,Jeśli patrząc na własne zdjęcia, nie znajdujemy w nich choćby najmniejszego odbicia samych siebie, to najlepszy dowód, że zatraciły one swą duszę”
,,Nie da się włożyć w zdjęcia duszy, jeśli po sięgnięciu po nią w głąb siebie stwierdzisz, że nie pamiętasz, gdzie ją ostatnio widziałeś”
Autor na kolejnych stronach porusza tematy ciekawości, cierpliwości, dyscypliny, człowieczeństwa, improwizacji, kreatywności, miłości, nauki postrzegania, niepewności, piękna, pomysłu, perfekcji, równowagi, samoświadomości, samotności, strachu, sztuki, wizji, wrażliwości, zaufania, zdrady… i odwagi.
,,Odwaga, to nie tylko chęć stawienia czoła niepewności, ale także akceptowanie jej, nawiązanie z nią współpracy”.
,,W twórczym życiu niewiele napotyka się przeszkód większych niż strach. Strach paraliżuje. Sprawia, że nasze myśli kręcą się w kółko z nadzieją na znalezienie jakiejś szczeliny w murze niepewności; z nadzieją, że przed ruszeniem do przodu coś się nam wyklaruje. Dzieje się to jednak rzadko, jeśli kiedykolwiek. Nie idziemy przed siebie, bo zyskaliśmy pewność. Idziemy przed siebie, bo jesteśmy napędzani przez coś jeszcze, pomimo niepewności. Działanie pozwala nam zbliżyć się do pewności, choć wątpię, abyśmy kiedykolwiek zdawali sobie sprawę, że ją osiągnęliśmy, zanim już będzie po wszystkim. Tym ,,czymś jeszcze”, co pcha nas do przodu jest odwaga. Aby po prostu zacząć, nie wystarczy brak lęku, zwątpienia albo niepewności – to wymaga siły woli. Siły woli wymaga pozwolenie, by ciekawość, pasja i głód poznania skłoniły nas, pomimo strachu do zrobienia czegoś nowego, do oddalenia się od bezpiecznego miejsca. Od naszych cennych laurów. Od rzeczy, które robiliśmy już wcześniej”
,,Są inne kwestie, do których potrzebna jest odwaga, a jej brak będzie zauważalny na zdjęciach. Nie zawsze łatwo jest narzucić komuś swoją obecność na potrzeby zrobienia zdjęcia. W mojej pracy oznacza to przedstawianie się obcym i ryzykowanie, że zostanę odprawiony z kwitkiem, bądź fotografowanie w innych kręgach kulturowych, gdzie ryzykuję, że urażę kogoś jakimś niezręcznym słowem lub gestem. Raz po raz słyszę fotografów, którzy winią brak odwagi za to, że nie robią portretów w podróży, zupełnie jakby natura poskąpiła im właściwych genów i nic nie dało się z tym zrobić. Prawda jest taka, że śmiałość większości z nas nie przychodzi łatwo lub naturalnie; żaden człowiek nie ma do tego właściwych genów! To wyzwanie najeżone emocjonalnymi zagrożeniami. Stoi ono w sprzeczności z milionami lat zapisanych w naszych genach doświadczeń, które każą nam podchodzić do innych z ostrożnością. I nie powiem Ci w tej kwestii nic innego oprócz tego jednego słowa: ,,odwagi!”
Fotografowanie w moim przypadku to meandrowanie, poszukiwanie, dojrzewanie latami, poznawanie. Wiele lat, wiele osób, dobrych osób, które otwierały, upewniały, rozbudzały ciekawość ale i budowały moją samoświadomość, dotykały duszy… To długi proces jak każdy inny, nie istnieją bowiem drogi na skróty. Pierwszym nauczycielem był mój Tato. To On przekazywał mi pierwsze wskazówki, tłumaczył, utwierdzał, dawał dobre rady. Ten pierwszy aparat jest dlatego tym bardziej drogi, że mimo iż Taty już nie ma od lat, to mam świadomość, że służył długie lata i Jemu. Brał go w swoje dłonie, uwieczniał, zamykał w kadrze te drobne, ulotne chwile życia. Niezmienny zapach skórzanego futerału, chłód metalowego korpusu, obiektyw industar 50, suchy trzask migawki… Te minione lata budowały i moją ,,odwagę”. Odwagę do zrobienia czegoś nowego.
,,To właśnie fotografia pomogła mi widzieć życie pełniej i doświadczać go na więcej sposobów. Jeśli słusznie sądzę, że fotografia wzbogaciła moją duszę, byłoby to właściwe, sądzę bowiem, iż moją spuścizną nie będą zdjęcia, które pozostawię. Staram się, by ową spuścizną, było życie w pełni świadome, pełne człowieczeństwa. Moim zdaniem można zaryzykować stwierdzenie, że właśnie tym jest prawdziwe mistrzostwo i że właśnie to przyczyni się do bardziej interesujących, autentycznych zdjęć niż zwykłe opanowanie umiejętności technicznych. Zacznij wieść takie życie, a będziesz robił tego rodzaju zdjęcia”
David duChemin kończy swoją książkę takimi słowami: ,,Dziękuję za ogromny przywilej, jakim jest uczestniczenie w Twojej twórczej wyprawie, choćby mój wkład w nią był bardzo niewielki.”
Dziękuję i ja za kolejną wspaniałą lekturę.
Dziękuję też tym wszystkim, którzy odcisnęli wyraźny ślad w mojej fotograficznej przygodzie.
Bądź pierwszym komentującym