HACZÓW – PERŁA PODKARPACIA
Pierwszy raz w to miejsce trafiłem w latach dziewięćdziesiątych XX wieku. Zapadał wieczór. Podjechałem z Kolegą rowerem. Zmierzaliśmy w kierunku Kalwarii Pacławskiej i postanowiliśmy w rejonie Haczowa zatrzymać się na nocleg. Już wówczas bryła świątyni wywarła na mnie ogromne wrażenie. Potężna strzelistość, monumentalizm, rzadko spotykana wyniosłość, okazałość drewnianych ścian, pokrytych z zewnątrz ciemnym, starym gontem. Teren wokół był już zamknięty, choć trafiliśmy wówczas na ,,dobrą” osobę, która pozwoliła nam wejść na chwilę do wnętrza kościoła. Pamiętam niesamowitą ciszę i kompletną ciemność. Pomimo trudności z rozpoznaniem szczegółów, gabarytów budowli, wyczuwało się przestrzeń, powietrze przesiąknięte było zapachem wiekowego drewna. Przez małe okienka wpadały smużki światła chylącego się na zewnątrz słońca, wzmocnione wewnątrz skromnie światełkiem lampki, rzucającej drgające cienie na sędziwe belki ścian. Kiedy wzrok przywykł do panującego mroku ukazał się majestat i potęga kościoła. Wrażenie to spotęgowane było pustym miejscem, opróżnionym z ławek, ołtarzy, sprzętu znajdującego się zazwyczaj. W ciszy, w ciemności, prowadzone były prace konserwatorskie obiektu. Byłem wewnątrz krótko, ale ten pierwszy odbiór, zetknięcie się z tak intensywnym zapachem i ciemnością spowodował początek zainteresowania, fascynacji architekturą drewnianą. Ten ,,haczowski” ślad, już na zawsze pozostał wyraźny i trwały.
Stary, modrzewiowy kościół w Haczowie p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny i św. Michała Archanioła, wzniesiony z potężnych bali to unikat w skali światowej. Wprawdzie od wielu lat toczą się dyskusje na temat wieku tego obiektu, i choć różnorakie hipotezy od czasu do czasu raz są podważane, to innym razem badania potwierdzają bardziej precyzyjnie, pozwalając umiejscowić powstanie tej pięknej budowli na drugą połowę XV wieku. Jest to więc prawdopodobnie najstarszy, zachowany drewniany kościół gotycki w Europie.
Miejsce to obrosło w prawdziwe już legendy, ale gdzie jak nie w takich okolicznościach, dotykając starych bali można wsłuchać się w historię… druga połowa XV wieku, to m.in. wynalezienie druku przez Jana Gutenberga, to tatarska wyprawa na Moskwę, odkrycie Ameryki przez Krzysztofa Kolumba, inny podróżnik i odkrywca Vasco da Gama opływa Afrykę docierając do Indii. To czas, kiedy w Polsce na tronie króluje Kazimierz IV Jagiellończyk. W cieniu tych wszystkich wydarzeń, w małej miejscowości powstaje ogromny kościół, który trwa do naszych czasów. Zdumiewa rozmiarem, wiekiem i zachowaną wewnątrz monumentalną polichromią.
Trwał mimo najazdów tatarskich, mimo wojen światowych, pożarów czy innych niesprzyjających wydarzeń. Istnym paradoksem, chichotem historii, mogły okazać się działania władz komunistycznych, które po drugiej wojnie światowej postanowiły opróżnić kościół z oryginalnego wyposażenia i we wnętrzach utworzyć muzeum narzędzi rolniczych… Parafianie odzyskali swój przybytek dopiero w latach osiemdziesiątych XX wieku, głównie za sprawą ks. Kazimierza Kaczora, który przybył do Haczowa w roku 1979. To w ogromnej mierze, dzięki Jego inicjatywom oraz kolejnym 30tu latom pasterzowania udało się przeprowadzić wiele zabiegów remontowych i konserwatorskich. Dziś stając w progu tej prawdziwej perły Podkarpacia, warto przywołać słowa ks. Kazimierza z pierwszych chwil po objęciu parafii: ,,Gdy 9 stycznia 1979 roku przyszedłem do Haczowa, nie miałem wejścia do tego kościoła. Pilnowali go strażnicy. W środku nie było nic, tylko błoto. Gdy tu przyszedłem, widziałem, jak barokowymi ołtarzami robotnik palił w piecu w Krościenku Wyżnym. Konfesjonały pochodzą z XVIII wieku. – Mogłyby opowiedzieć historie wielu tragedii i grzeszników”
Haczowski kościół przez lata wciąż przypomina o sobie. Jeszcze przed drugą wojną światową wizerunek świątyni ukazany został na karcie pocztowej. Ciekawostką w opisie jest podana nazwa przynależności Haczowa wówczas do województwa lwowskiego. Po wpisaniu na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO w roku 2003, kościół ten ukazany został na wybitych przez NBP monetach okolicznościowych oraz powtórnie został uwieczniony na karcie pocztowej.
Zarówno ta jak i inne drewniane świątynie pojawiały się w szkicownikach młodych adeptów malarstwa podczas wycieczek studentów krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych pod opieką prof. Łuszczykiewicza. Nazwiska przyszłych wielkich malarzy mówią same za siebie, to m.in. Stanisław Wyspiański i Józef Mehoffer. Podkarpacie oraz Beskid Niski przyciągał swoją różnorodnością i oryginalnością, której próżno by szukać w innych rejonach kraju.
Kościół w Haczowie, zafascynował przed laty również poetę Mirona Białoszewskiego, który w wierszu: ,,Barbara z Haczowa” opisał rozmowę św. Barbary z przydrożnej kapliczki ze swoim rozmówcą o… powyższym kościele właśnie. Nie sposób by nie przytoczyć tych słów, tym bardziej, że tyle w nich muzyki, miejscowego kolorytu:
,,Barbaro z popiołu i srebra…
-Jestem z drewna.
-Barbaro spod szarego gontu…
-Jestem spod błękitu.
-Błękit masz na sukni
jeszcze niedojrzały,
a twój domek
to srebro i popioły.
-To wapienny tynk.
-Tynk?
-To wapienny tynk.
-Barbaro z cynobrem u głowy
w sukni opalowej
z płaszczem niebieskawym,
ale jeszcze jesteś
prócz tego, co tynkowali,
z popiołu i srebra dalej…
-A? Uderzają w deski
mojej kapliczki
jabłka.
-Tak, Barbaro,
niby jabłonie,
a jeszcze
kiedy głowę skłonisz…?
-Kiedy głowę skłonię?
Pokrzywy? – bez srebra.
A! łopuchy srebrne
ale tylko
po jednej stronie!
-Po jednej stronie,
bo po drugiej zieleń,
Barbaro.
A popiołu i srebra
na coś chyba zostało?
-…Na kamienie!
-jesteś rozmowna,
Barbaro barokowa.
-Barokowa?
-Tak. Taka ruchliwa
dokoła.
-Prócz tego jestem święta
we wszystkich sukni skrętach.
-Wiem.
-A tam niżej rzeka
za plecami moimi
ucieka
i zawsze jakoś
pozostaje.
-Słyszę.
-A w bok, na wysokościach
siwe drzazgi poukładali
Panu Bogu Haczowskiemu.
-Widzę na wysokościach,
Barbaro przydrożna,
siwy kościół.
-O to to!
Jakem przydrożna,
nie znajdziesz w nim
gwoździa;
są za to
po pierwsze – pajęczyny,
po drugie – kurzu a kurzu,
po trzecie – dwa anioły,
co kopciły świecami,
po czwarte – belki
wedle andrzejowego krzyża
powiązane,
po piąte – same kołki
od sobót po izbicę,
po szóste – pusto,
po siódme – malowidła,
na suficie
na ścianach,
nad drzwiami czarni Żydzi
(Pan Jezus ze świątyni wygania)
i wszystko z drewna,
jakem drewniana,
i mówię ci…
Mówiła, długo mówiła
od tego kościoła na ustach
czerwonych – siwa.
Pamiętam – oczy malowane
mrużą się jeszcze:
-Belki od wschodu patrzą twarzami,
ale twarze wyjadł deszcz… –
mówiła długo
wszystko, co słyszała
moja znajoma z Haczowa
pod kościołem napotkana
świątkowa łopianowa…”
Po wieloletniej nieobecności odwiedziłem to miejsce ponownie. By raz jeszcze dotknąć blisko sześćsetletnie modrzewiowe bale, by stanąć przy oryginalnych, średniowiecznych drzwiach z gotyckimi okuciami w portalu wejściowym. By w ciszy spojrzeć na oryginalne ponad pięćsetletnie polichromie, które są ewenementem na skalę światową. Odkryte one zostały dopiero w latach 50-tych ubiegłego stulecia.
Po wejściu do wnętrza powtórnie przeżyłem podobne wzruszenie. Nim bowiem wzrok przywyknie do panującego półmroku, inny zmysł odkrywa zapachy drewna, kadzidła, palonych świec…
Fenomenem, cudem, osobliwością jest fakt, że gotycki kościół ostał się do naszych czasów. Unikatem, że na ścianach odkrywamy równie gotyckie polichromie. Ledwo dostrzegalne, tajemnicze, wyjątkowe piękno. Tak jak w scenie ,,Niesienia krzyża”, ,,Koronacji Matki Bożej”, czy ,,Mandylion” pod chórem, z odbitym obliczem Chrystusa na chuście św. Weroniki. Nie sposób przejść obojętnie choćby przy takich detalach, jak polichromia ukazująca wagę… czy już wówczas ludzie próbowali dociec, ile waży ludzka dusza? Jak podają źródła w całym kościele polichromie zajmują ponad 600 m2 powierzchni.
Tym razem spędziłem we wnętrzu ponad dwie godziny. W zupełnej ciszy. Przez cały ten czas, nie wszedł nikt więcej. Czekałem, modliłem się, trwałem…
Podróżuję, fotografuję, poznaję, to co dokoła, ale i samego siebie.
Czytam w tej chwili piękną książkę, autorstwa Davida duChemina pt. ,,Zdjęcia z duszą”. Czytając kolejne stronice i rozdziały, trafiłem na takie spostrzeżenie: ,,Jeśli jednym z tworzyw naszego rzemiosła jest czas, to cierpliwość jest umiejętnością niezbędną, by z wdziękiem i rozmysłem przeżywać ów czas lub kontrolować jego upływ. Umiejętność polega nie na samym czekaniu, ale na pozostawaniu wrażliwym i otwartym na możliwości, ze świadomością, że wszystko płynie i jeśli poczekasz dostatecznie długo, coś się wydarzy. Bezsprzecznie bardzo dużą rolę w tym, co robimy, odgrywa łut szczęścia, ale sprzyjamy szczęściu tym bardziej, im dłużej pozostaniemy cierpliwi, z otwartymi oczami. Cierpliwość nie polega na dawaniu sobie więcej czasu. Cierpliwość to siedzenie i czekanie, aż zmieni się światło – nawet nie dlatego, że światło w danej chwili jest nieodpowiednie, ale dlatego, że może się stać lepsze, bardziej interesujące. W tym rodzaju czekania jest bez wątpienia jakaś ciekawość”
Ponad dwie godziny… wielokrotnie spoglądałem na te same detale. Nierzadko miałem wrażenie, że robi się ciemniej, w i tak ponurym wnętrzu. I naraz jakiś słaby promyk słońca wpadający przez małe okienko podświetlił, uwydatnił zwieńczenie starej, kamiennej chrzcielnicy z XVI wieku, z drewnianą pokrywą w stylu barokowym. Drewniana postać Chrystusa ukazała się wówczas opleciona delikatną pajęczą siecią… To moja ulubiona fotografia. Jak w cytowanym powyżej wierszu Mirona Białoszewskiego: ,,po pierwsze pajęczyny…”
Stary, drewniany kościół w Haczowie często nazywany jest Perłą Podkarpacia. Podobnych pereł jest więcej, można z nich stworzyć prawdziwy perłowy naszyjnik… bo przecież nieodległa kolejna świątynia w Bliznem, oddalona raptem od haczowskiej o niecałe 20 kilometrów. Ale i drewniane cerkwie w Turzańsku, Smolniku, Chotyńcu, Radrużu. Wszystkie te obiekty znalazły zaszczytne miejsce na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. To prestiż ale i ogromna wartość dla całej ludzkości. W poprzednich postach niektórym z nich poświęciłem już kilka słów i obrazów. W niedalekiej przyszłości zapewne powrócę wspomnieniem niejeden raz. Warto czasem zaglądnąć, przysiąść, porozmawiać w ciszy… tak jak w Haczowie, przy ponad sześćsetletniej gotyckiej Piecie, przyniesionej ponoć wodami Wisłoka. Cudowna figura Matki Boskiej Bolesnej słynie łaskami od setek lat. W starym kościółku znajduje się jej kopia, ale oryginał czeka zaraz tuż obok, w nowej świątyni. Serdecznie polecam to miejsce.
D.
21 lutego 2019 14:52Poczułam zapach drewna… Ten jedyny w swoim rodzaju, przesiąknięty modlitwami. Piękny powrót, wzruszająca opowieść, inspirujący kierunek. Dziękuję za tą krótką podróż od rzeczywistości…
admin
21 lutego 2019 18:51Za oknem teraz pada deszcz… zapewne w Haczowie aura podobna. Zapach drewna wówczas bardziej intensywny, bo deszcz rozbudza zmysły… krople stukają o klepki gontu… i ciemność dokoła…
Pięknie Dziękuję za te Słowa… mocno polecam to Miejsce 😉