GOLEJEWKO – PASJA ŻYCIA
Już październik, a właściwie jego koniec… jesienne kolory za oknem. Zabieram Was w miejsce, które jesienią właśnie wygląda najpiękniej. Nie do końca „na skraju kraju” choć też na skraju, ale tym razem Wielkopolski. Polecam to ciche miejsce właśnie teraz, gdy szelest liści pod stopami, śpiew wiatru… gdzie tyle uczucia i miłości… a wszystko to zaklęte zostało w kamieniu… Odwiedzałem to miejsce również w innych porach roku, ale jesień to czas szczególny, mnóstwo w nim nostalgii, tęsknoty, melancholii bo i ona ma swoje pozytywne strony, można wówczas zwolnić, zatrzymać się…
Zapraszam 🙂
Drzewo nie upiera się na siłę aby trzymać liście, które uschły. Pozwala im opaść, bo wie, że na wiosnę pojawią się nowe. Ty nie trzymaj się na siłę ludzi i emocji z przeszłości. Pozwól im odejść i zrób miejsce na nowe. Nikt z nas nie może cofnąć się w czasie i napisać nowego początku. Ale każdy może zacząć od dzisiaj i dopisać nowe zakończenie
Na półce w bibliotece stoją u mnie trzy opasłe tomiska autorstwa Ojca i Syna „Dwory i pałace wiejskie w Małopolsce i na Podkarpaciu, na Mazowszu i w Wielkopolsce”. W tym trzecim tomie część poświęcono właśnie temu miejscu. I choć kroki swe kieruję w przeciwną stronę to nie sposób nie wspomnieć o pięknym rozległym pałacu, wprawdzie opuszczonym, zaniedbanym, ale właśnie ta ścieżynka prowadzi do tajemniczej, lipowej alei. Kiedy zapoznałem się z historią miejsca, z mieszkańcami, codziennie przemierzającymi te drogi, przychodzą mi na myśl słowa austriackiego poety Rainera Marii Rilke, który o miłości pisał tak:
„Miłość to dwie samotności, które spotykają się i nawzajem wspierają. Miłość polega na tym, że dwie samotności ochraniają się, dotykają i pozdrawiają. Miłość to czuwanie nad cudzą samotnością. Miłość to sprawa trudna, wzajemna miłość między dwojgiem ludzi to może najtrudniejsze, co na nas nałożono, to zadanie, wobec którego każde inne jest tylko przygotowaniem”.
Dwoje Bohaterów: Maria i Maciej. Przyjechali w to miejsce tego samego dnia… czasem wystarczy wsiąść by podążyć w tym samym kierunku, tego właśnie dnia, o tej a nie innej porze. W dużej mierze, kształt tego miejsca, uroda, to zasługa Ich Miłości…
Czym warto bardziej kierować się w życiu? Rozsądkiem czy uczuciem? A jeśli pasja obejmuje nas w własne posiadanie? Co wówczas… poddać się jej, pozwolić się prowadzić, czy może i w tym miejscu przywołać rozsądek i posłuchać argumentów za i przeciw… Marzenia i rozsądek… Pasje i rozsądek… Uczucie i rozsądek… Znam OSOBY, które realizują swoje pasje, ba przerodzili tę pasję w pracę, zawód., codzienne życie. Co nas ogranicza? Wyobraźnia pomaga czy przeszkadza? A może praca z czasem może przemienić się w pasję…? Odbiegam od tematu opowieści, czas więc powrócić do niej. Przyjechali więc tego samego dnia, tu poznali się, rozpoczęli pracę. Zaczęli realizować i łączyć obowiązki zawodowe z pasją. Ją interesowały konie pełnej krwi angielskiej, Jego hodowla. Wspólna pasja, wzajemna fascynacja połączyła Ich na zawsze. Bo czyż nie łatwiej się wspierać, uzupełniać, inspirować, rozmawiać na te same tematy. Bywa tak, że mamy wrażenie, jakby ktoś był w naszym życiu od zawsze… te same myśli, mnóstwo stycznych, radość z przebywania ze sobą… I odwracamy się, rozchodzimy, gubimy istotę spraw, gubimy siebie… Maria i Maciej swoje dwie ścieżki zamienili w jedną drogę. Miejsce to stało się dla Nich całym światem.
Zamierzchłe to czasy. W kioskach Ruch dostępne były pocztówki, widokówki, znaczki pocztowe w zestawach. Pamiętam jak przez szybę dostrzegłem JEGO!!! Pocztówka ta miała większy format i była na błyszczącym papierze. Koń na tle stajni, w całej swej okazałości. To był El Paso! Droga była ta widokówka, kupiłem wówczas nawet dwie. Pamiętam też i drugiego konia, niestety imienia już nie… El Paso, gniady ogier, potomek Czorta i Ellory. Zafascynowany byłem pięknym, błyszczącym umaszczeniem. Podobnie zachwycałem się serialem Bonanza, szczególnie koniem dosiadanym przez najmłodszego z rodu Cartwright, Little Joe… Ben posiadał dostojnego, nie mniej Adam i Hoss, ale właśnie karosrokaty Joe był tym najpiękniejszym dla mnie, choć znanym tylko z biało czarnego ekranu… Po latach podróżując po Norwegii i Islandii nasycałem swój wzrok odlotowym umaszczeniem spotykanych czworonogów, takiej mieszanki i takich odcieni nie ma nigdzie – perłowe, kremowe, szampańskie, jelenie, bułane, przydymione, istne pastelowe PIĘKNOŚCI!!!
Maria i Maciej przyjechali 1 lutego 1959 roku, tego samego w którym zaczął powstawać wymieniony powyżej serial Bonanza. Jakby równolegle, na skraju Wielkopolski, w maleńkim Golejewku, rodziło się uczucie dwojga ludzi do tych wspaniałych, grzywiastych ISTOT.
Zmierzamy w kierunku alei, a w zasadzie już na niej jesteśmy. Po jej obu stronach znajdują się duże pastwiska, po których wolno poruszają się pięknie umaszczone konie. Szelest liści miesza się z końską mową… Bardzo lubię te odgłosy. Fachowcy potrafią odróżnić głośne rżenie kontaktowe od cichego powitalnego. Rżenie zalotne od rżenia macierzyńskiego. A przecież dochodzą jeszcze parskania, chrapania, kwiczenia, ryczenia, stękania. I podobno konie nie należą do istot zbyt rozmownych… Dla mnie zawsze takie były. Niby skubią sobie trawę a cały czas coś mruczą… Lubię obserwować, słuchać, podziwiać budowę tych stworzeń. Tym bardziej, że konie pełnej krwi angielskiej są istotami o najwyższej wartości hodowlanej. Wykorzystywane są przede wszystkim do gonitw. I tu podobieństwo do ludzi… są bowiem konie długodystansowe, ale są też typowi sprinterzy. Budowa ich ciała to czynnik decydujący. Tak jak ludzie, konie mają przedramiona, ramiona i łopatki. Staw skokowy konia to nasza kostka. Jego kopyto to nasze paznokcie. Jestem zafascynowany umaszczeniem a przede wszystkim białymi plamkami i ich wdzięcznymi nazwami… koronka, pończoszka, gwiazdka, chrapka, łysina, strzałka, latarnia lub zwyczajna skarpetka. A wszystko to powstaje w wyniku błędu w zapisie kodu genetycznego… Trafiłem tu…hmm… ale czy są w ogóle przypadki…???
„Dworska stajnia, zapach obornika, odwracające się do wchodzącego łby koni, brzęk łańcuchów, odgłos chrupania marchwi, nagły przelot jaskółki wylatującej z gniazda nad naszą głową i stary stangret – człowiek, którego trzeba było szanować”.
Polecam książkę Konstantego Roztworowskiego pt. „Jeszcze słychać tętent i rżenie koni”. Pamiętam odgłos uderzenia kopyt końskich po bruku, dźwięk starych, drewnianych, okutych kół wozów… Piękna to muzyka. Każdy zapewne słyszał o rodzajach końskiego poruszania, o stępie, kłusie, galopie i cwale. Nieliczni znają jeszcze też dwutaktowy inochód polegający na równoczesnym podnoszeniu kończyn z jednej strony ciała, może czterotaktowy tölt, kiedy koń stawia nogi w kolejności: przednia prawa, tylna prawa, przednia lewa, tylna lewa. A gdzieś pomiędzy przecież galop trzytaktowy… Czytałem swego czasu, że w naborze do pracy poszukiwani są kandydaci z poczuciem rytmu, dobrym słuchem.
Lipowa Aleja Zasłużonych Koni znajdująca się w Golejewku, to jedyne takie miejsce na świecie. Inicjatorką jej utworzenia była Maria Świdzińska. Pomiędzy potężnymi drzewami znajdują się głazy poświęcone najcenniejszym reproduktorom oraz klaczom, założycielkom rodzin żeńskich. Byłem tu kilka razy i zawsze z ogromnym wzruszeniem odczytuję te dźwięcznie brzmiące Imiona… Rosenmaid, Acquasparta, Dossa Dossi, Pyjama Hunt, Miramare, Tartana, Pilade, De Corte, Turysta, Jagna, Graisse i wiele innych. Każdy kamień to pamięć ale przede wszystkim historia życia. Jak choćby ten poświęcony karemu ogierowi Dakota. Pozostawił po sobie rekordową liczbę potomstwa 326 sztuk, w tym rekordową ilość 32 zwycięzców w 54 gonitwach najwyższych kategorii. Pod jednym z kamieni poświęconym najsłynniejszej klaczy Konstelacji, znajduje się jej serce. W pobliskiej Sali nagród wśród eksponatów znajdują się kopyta i ogony Krezusa i wspomnianej Konstelacji. Miejsce to robi wrażenie oraz pozwala zrozumieć miłość człowieka do zwierzęcia.
Powoli czas kończyć ten spacer…
Maria i Maciej Świdzińscy, tu się poznali i tu pokochali przed wielu laty. Połączyła Ich PASJA, szybko również uczucie. Kochali siebie i stworzenia, którym poświęcili swe życie. ONA poświęcała się pracy naukowej, powołanie swoje związała z końmi pełnej krwi angielskiej. Były to prace genetyczne, środowiskowe i żywieniowe. ON w czasach powojennych został uznany za najlepszego, najwybitniejszego hodowcę tych czworonożnych istot w Polsce. Paradoksem, sprzecznością jest fakt, że poświęcając im całe życie, zginął potrącony przez jednego z nich, kiedy wracały z pastwisk do stajni… Etap wspólnego życia Marii i Macieja został przerwany w roku 1988, przed dwoma miesiącami minęło już 30 lat. Maria Świdzińska kontynuowała dzieło Męża z sukcesami aż do 2000 roku. Aleja Zasłużonych Koni to Jej dzieło… dzieło jej pasji życia. Kontynuatorem pracy i życiowej pasji Marii i Macieja jest ich syn, Jan Świdziński.
Z pamięci opada liść więdnący jak z lipy, tak samo go byle wiew potrąca, popycha
Kazimiera Iłłakiewiczówna, Bezlistna pamięć
Bądź pierwszym komentującym