
W OBJĘCIACH MIŁOŚCI
Agápē – to najwyższa forma miłości. Uniwersalna, bezwarunkowa, wszechobecna miłość, która istnieje niezależnie od sytuacji. Już za czasów Homera słowo to tłumaczono jako życzliwość, szacunek, uniesienie, przyjaźń, przychylność.
Są miejsca, które przesiąknięte jakby niewidocznym światłem, nierozpoznawalnym zapachem, specjalną aurą rozpostartą jak ogromny parasol. Takie uczucie towarzyszyło mi od pierwszych kroków w rumuńskim klasztorze Agapia. Od wieków odwiedzali to miejsce poeci, pisarze, malarze. Niektórzy z nich pozostawiali tu swoje trwałe ślady w postaci chociażby wspaniałych fresków, polichromii wewnątrz klasztornej cerkwi, inni opiewali to miejsce w pisanych przez siebie utworach. Jestem przekonany, że opuszczając te mury wszyscy zabierali ze sobą zachwyt, zadziwienie, osobliwy obraz w swoim sercu.




Obecny monastyr Agapia powstał w latach 1642 – 1647. Przez lata niszczony, grabiony, odbudowywany, przebudowywany – trwał, służył, rozkwitał. Nie tylko w przenośni, ale rok w rok, kiedy nastaje kolejna wiosna, wszystko dokoła pachnie, cieszy oczy, ubarwia codzienność. Niezwykła aura tego miejsca przyciąga, nie pozwala przejść obojętnie, powraca we wspomnieniu, zaprasza do powrotu.


Czyżby to fenomen kobiety? Jej niezwykłości? Uśmiechu, serdeczności, troskliwych dłoni?
Zapewne też, a może nawet właśnie dlatego. Bo przecież choć wiele męskich klasztorów równie pięknych, okazałych, estetycznych, to jednak surowych, twardych, prawie zawsze pokutnych. Wrażliwe oko z daleka dostrzega, rozpoznaje bezbłędnie gdzie opiekę sprawuje ciepła, delikatna kobieca dłoń, a gdzie nieco twarda męska.
Tam gdzie kobieta, tam wszystko pachnie. Nawet jeśli to warsztat wypełniony archaicznymi, reliktowymi maszynami. Gdzie odgłosy pracy, jednostajny stukot, zgrzyty.



Bo tam też wnikliwe, ciekawe oczy, jakaś wrodzona intuicja, figlarny błysk. Nawet odmowa, zakaz wybrzmiewają inaczej, mniej stanowczo, jakby jedynie na chwilę. Z obietnicą i nadzieją, by nie odchodzić, nie opuszczać głowy, nie tracić wiary. By ponowić próbę. Jak w tajemniczej grze, gdzie finał zawsze dobry, dający satysfakcję. Bo danie dopiero wówczas smakuje wybornie, gdy można w pełni delektować się smakiem. Rozgryzać ziarnko po ziarnku…
I gdyby nie upływający szybko czas! jak zawsze za szybko, nie pozwalający na zaspokojenie sytości, na zadanie wszystkich pytań, na spokojne wysłuchanie odpowiedzi. Na zajrzenie tu i tam. Na odpoczynek. Na głębszy oddech. Na zażywanie, rozsmakowywanie. By jaśnieć tym samym szczęściem, by poznać tajemnicę spokoju.
Monastyr Agapia. Istny fenomen. Zjawisko trudne do wytłumaczenia. Choć może najbardziej czytelne ze wszystkich. Proste, zwyczajne, prozaiczne. Jak dewiza św. Benedykta z Nursji – ,,ora et labora”. Módl się i pracuj.
Bo przecież ciężka, rzetelna praca, gdy wkłada się w nią całe serce, jest to pewien rodzaj modlitwy i pokory w stosunku do życia. Wystarczy łączyć jedno z drugim. Akceptować.




W czasie I Wojny Światowej w klasztorze zorganizowano szpital i sanatorium dla żołnierzy frontowych. Pracowało tu wielu wybitnych rumuńskich lekarzy, a klasztorne mniszki wyspecjalizowały się w pielęgniarstwie i medycynie naturalnej. Do dziś kultywuje się tu ziołolecznictwo, produkcję miodu i jego przetworów. Ale to nie wszystko. Siostry z Monastyru pielęgnują rzemiosło hafciarskie i tkackie, szyją, zajmują się garncarstwem, ogrodem, domem, a te o artystycznych zdolnościach prowadzą pracownię malarską w której malują ikony z wpływami bizantyjskimi.
To fenomen powołań, szczególnie w dzisiejszych, burzliwych, niespokojnych czasach. Różne źródła podają liczby, które nijak mają się do codzienności w innych rejonach czy krajach. Mieszka bowiem tu około 300 – 400 mniszek.







To nie tylko klasztor otoczony murami. Ale cała wioska przycupnięta u tych murów. Malownicze, kręte uliczki, otoczone kwiecistymi ogródkami tradycyjne, drewniane, mołdawskie domki z przeszklonymi lub otwartymi werandami i gankami.









Nieustanny zapach. Koloryt. Spokój. Ład. Niezwykła harmonia.
Monastyr Agapia, to prawdziwy też klejnot architektoniczny, który łączy cechy stylu bizantyjskiego ze stylem neoklasycznym i sztuką rumuńską.
Bywałem w różnych miejscach, ale to wymyka się pod każdym względem utartym stereotypom, szablonom, wyobrażeniom.
W chrześcijaństwie miłość definiowana jest jako ,,dążenie bytu do dobra”. Uważana jest za najważniejszą cnotę oraz sens życia człowieka.
Agape – nazywana jest także ,,miłością oddania”.
Monastyr Agapia – tu trzeba przyjechać by samemu doświadczyć tego niezwykłego uczucia.
Siostro Andreo, na Twoje dłonie składam Podziękowanie dla Wszystkich pozostałych Sióstr. Za doświadczane dobro, za serdeczność i uśmiech, za miłość. Tej Waszej nie sposób zmierzyć czy precyzyjnie zdefiniować. To coś nieuchwytnego, poznawalnego jedynie przez przebywanie wśród Was.
Paweł
25 września 2024 21:36Błażeju, wspaniała opowieść o niezwykłym miejscu i niezwykłych mniszkach. Chylę czoła Twoim przemyśleniom okraszonym wspaniałymi zdjęciami. Pozdrawiam.
admin
26 września 2024 04:53Dzień dobry Pawle,
Jak miło Ciebie gościć w tych skromnych progach. Ogromnie raduję się, że moje słowo zawędrowało też do Ciebie. Pisząc, nigdy nie mam świadomości kogo coś poruszy, zatrzyma, pozostanie na dłużej. To podobnie do podróży. Wszystko jest tajemnicą, odkrywanie to proces. Czasem trwa rozłożone w czasie, innym razem odczucia otulają, obejmują nas w całości natychmiast. Jak w Monastyrze Agapia. Akurat dla mnie (choć wiem, że nie tylko) miejsca te przepełniały mnie czymś wyjątkowym. To nawet trudne do zdefiniowania. W skrócie, to zapewne moja tęsknota znalazła tam wiele odpowiedzi na pojawiające się przez lata pytania. To drobiazgi z których utkana codzienność. Często niedoceniana, pomijana, bagatelizowana. Dobrze choć tego dotknąć, by poczuć to w sobie, przeżyć albo od nowa, albo po raz pierwszy. Może wybrzmiewa to filozoficznie, ale życie ludzkie jest niesłychanie proste. I w tej prostocie Piękno jaśnieje pełnym blaskiem, z całą mocą.
Serdecznie Pawle Dziękuję i równie ciepło Pozdrawiam,
Błażej