
GORZKIE ŻALE
W odczycie pod wymownym tytułem ,,Blaski i nędze wygnania”, Józef Wittlin zauważa, że wygnaniec to ,,człowiek pozbawiony czasu. To znaczy tego czasu, który upływa właśnie w jego ojczyźnie”. I dalej wyjaśnia: ,,czas na wygnaniu jest zupełnie inny. Jest to czas nienormalny, prawie że obłąkany. Wygnaniec bowiem żyje w dwóch różnych czasach równocześnie: w teraźniejszości i w przeszłości”.
Czesław Miłosz w ,,Notach o wygnaniu” dodaje: ,,Wyobraźnia, zawsze przestrzenna, wskazuje na północ, południe, wschód i zachód od pewnego centralnego, uprzywilejowanego miejsca, którym jest przypuszczalnie wioska naszego dzieciństwa czy nawet powiat. Jak długo pisarz mieszka w swoim kraju, uprzywilejowane miejsce, koliście się rozszerzając, utożsamia się z całym krajem. Wygnanie przesuwa ten ośrodek a raczej tworzy dwa ośrodki, powstaje dziwne zjawisko: dwa ośrodki i dwie przestrzenie stworzone wokół nich nakładają się na siebie, lub – i to jest szczęśliwe rozwiązanie – zrastają się w jedno”.
Dla innego poety Mariana Pankowskiego to właśnie rozdwojenie stanowi główny problem. Przedmiot namysłu, ale też źródło nieustannej udręki. Roztrząsa bowiem taki wariant sytuacji emigranta, w którym zwraca się on w równym stopniu przeciwko przeszłości, jak teraźniejszości, miejscu utraconym i miejscu przeznaczonym czy wybranym, przeciw rodakom oraz obcym. Jego bohaterowie egzystują w cieniu narodowego getta, ale także w obliczu widma całkowitej asymilacji. W przestrzeni pokawałkowanej i rozproszonej oraz czasie rozbitym. Także w czasoprzestrzeni ośmieszonych mitów zbiorowych. Są owe mity wyrazem, narysowanej grubą kreską, diagnozy świadomości społecznej. Karmią je zadawnione lęki i ukryte kompleksy, naiwne złudzenia i daremne nadzieje.

Podążając ścieżkami Beskidu Niskiego cisną się na usta różnorakie słowa: pustka, wyobcowanie, żal, krzywda, tożsamość… zapewne dla każdego beskidzkie pasmo przywołuje inne skojarzenia. Powracam w te miejsca, w wielu odnajduję pozostawione wyraźnie swoje ślady z poprzednich wypraw, inne – nowe odkrywam dla siebie, wypełniam luki w zasłuchanych onegdaj opowieściach, ale też poznaję kolejne, rzucające nierzadko odmienne światło na te już od dawna ugruntowane, ustalone przez możnych tego świata.
Im mocniej wnikam, tym otrzymuję więcej niewyjaśnionych znaków zapytania, choć to najczęściej tylko dotykanie tego co pozostało jeszcze widoczne, nie zdążyło zapaść się pod ziemię, oparło się przed kradzieżą, lub nie zostało wchłonięte przez procesy sukcesyjne, które z każdym kolejnym rokiem są coraz silniej zaawansowane. Po wysiedleniu bowiem mieszkańców wielu wiosek Beskidu Niskiego, część terenów zalesiono światłożądnymi gatunkami drzew, i tam właśnie rozpoczął się proces sukcesji wtórnej, to jest powrotu lasu na miejsca, skąd wcześniej został usunięty.

Pozostały stare drzewa owocowe, niemi świadkowie przeszłości w licznych kapliczkach, krzyżach, obiektach budowanych głównie dla upamiętnienia ważnych wydarzeń w dziejach wsi, w życiu rodziny lub w dowód podziękowań za spełnione prośby i otrzymane łaski.
Pisząc w ubiegłym roku o Roztoczu, przywoływałem słowa Pani Moniki Sznajderman z Jej opowieści zatytułowanej ,,Pusty las”. Bo historie mieszają się, wyrządzane krzywdy miewają jakby to samo oblicze. Książka ta towarzyszyła mi tym razem na ścieżkach Beskidu Niskiego, bo przecież treści w niej zawarte to zapach tej ziemi.
,,Więc dobrze, że zachowały się choć niektóre imiona i nazwiska, mogę wsłuchiwać się w ich brzmienie, wymawiać je i odmawiać jak litanię, jak modlitwę… Zresztą pewnie nie tylko oni leżą gdzieś tam na łące lub lesistym zboczu: ludzkie przemieszanie z roślinnym… To, co ludzkie, karmi więc teraz przyrodę i wiosną drzewa na Magurze są we wszystkich zieleniach świata – od jasnej, ledwie muśniętej kolorem, po ciemną i soczystą, tak nasyconą, że aż niemal czarną. Tak, w tej części świata natura jest piękna i bujna, ale to pejzaż tylko pozornie nietknięty, krajobraz tylko pozornie niewinny”

Może ktoś zechce powrócić, cofnąć jakby kilka kart tej samej opowieści sprzed miesięcy a nawet lat, Beskid Niski odzywa się echem już w kilku wpisach, tam nie ma ani początku, ani końca. Tam są tylko powroty…
Dziś uchylę kilka kolejnych drzwi, były też takie, które otworem stoją i zapraszają, więc pewno za niedługi czas powrócę w te miejsca raz jeszcze, i jeszcze, i jeszcze…


Czy możesz wyobrazić sobie wieś położoną w dolinie? Domy stały jeden za drugim, jak to w typowych łańcuchówkach, przeważnie frontem do drogi, kryte szerokim dachem okapowym, słomianym a potem gontowym. Wszystko mieściło się w zagrodzie jednobudynkowej: izba, komora, sień i stajnia. Przed domem studnia z żurawiem. Chyże – czyli domy bielone na niebiesko, świeciły z dala. Wnętrze bielono wapnem, na ścianach wisiały święte ikony, które darzono szczególnym szacunkiem. Tu i ówdzie stały spichlerze i szopy. Sady były niewielkie, łany prostopadłe do drogi lub potoku, podzielone na poprzeczne zagony.
Tą wsią jest Nieznajowa. Lokowana na prawie wołoskim za przywilejem króla Zygmunta I. Na niewielkim wypłaszczeniu posadowiona była cerkiew greckokatolicka pw. św. św. Kosmy i Damiana, zbudowana w 1780 roku. Była jedną z najładniejszych cerkwi w stylu zachodniołemkowskim.

Jak podają źródła, w 1886 roku Nieznajową zamieszkiwało 332 grekokatolików, oraz 7 Żydów. Po piętnie I wojny światowej, masowych aresztowaniach, internowaniu w obozie koncentracyjnym w Thalerhofie, oraz powrotem do prawosławia mieszkańców, w roku 1936, Nieznajową zamieszkiwało 220 prawosławnych, 8 katolików, oraz 3 Żydów. W 1945 roku mieszkańcy wsi wbrew własnej woli zostali wywiezieni na radziecką Ukrainę. Pozostałych we wsi 3 Łemków wysiedlono w 1947 roku w ramach deportacyjnej akcji ,,Wisła”.

Dziś idąc przez wieś napotkać można jedynie przydrożne krzyże, kapliczki, oraz kilka krzyży na pozostałościach cmentarza łemkowskiego.


,,To, co ludzkie, karmi więc teraz przyrodę” – Monika Sznajderman

Kolejne drzwi, kolejna wioska, której już nie ma. Radocyna… czyż trzeba powiedzieć coś więcej?
W 1888 roku w Radocynie było 87 domów, w których mieszkało 479 grekokatolików, oraz 7 Żydów. Były dwa sklepy, jeden prowadziła rodzina żydowska, a drugi łemkowska. Na końcu wsi znajdował się tartak, cerkiew greckokatolicka pw. św. św. Kosmy i Damiana zbudowana w 1898 roku. Na przełomie lat 1911/12 mieszkańcy Radocyny powracają do prawosławia. I wojna światowa przynosi masowe aresztowania, tysiące ludzi poddano prześladowaniom, wielu trafiło do obozu koncentracyjnego w Thalerhofie. W 1928 roku parafia w Radocynie liczyła 529 osób. W parafii był proboszcz oraz psalmista. W tamtym czasie wieś odradzała się, nastąpił jej rozkwit kulturalny. Przy istniejącej czytelni założono wiejski teatr, wystawiając kilka sztuk rocznie. Radocyńskie stroje ludowe należały do najbarwniejszych na Łemkowszczyźnie, a folklor do najlepiej zachowanego. Przed II wojną światową wieś liczyła 510 mieszkańców: 470 Rusinów, 30 Polaków, oraz 10 Żydów. Okres powojenny to tragedia Radocyny i całej Łemkowszczyzny. Mieszkańcy wsi w wyniku agitacji sowieckich i przymusu miejscowych władz w większości zgłosili się do ,,dobrowolnego wyjazdu” na radziecką Ukrainę w roku 1945. W roku 1947 akcja ,,Wisła” ostatecznie wyrwała resztę Radocynian z ich ojczyzny. Wieś opustoszała, a pozostawiony majątek był rajem dla złodziei. Około 100 metrów za miejscem po cerkwi znajduje się duży cmentarz parafialny z 24 kamiennymi krzyżami. Jedyny ślad po człowieku na tym terenie.


,,Niemi świadkowie”…

Po obu stronach doliny wznoszą się góry porośnięte lasami, a w wąskiej dolinie potoku Krempna, lokowana była jedna z najstarszych miejscowości tej części Beskidu Niskiego – Żydowskie.

Żydowskie posiadało starą cerkiew grekokatolicką o nietypowej sylwetce, z kalenicowymi dachami, niską wieżą i tylko dwoma cebulastymi zwieńczeniami kopuł.

W XVI wieku w Żydowskiem były 73 domy i 450 mieszkańców, w tym 438 grekokatolików i 12 Żydów. Na początku XX wieku mieszkało tu 425 osób, w tym 2 rodziny polskie i 6 żydowskich. Podczas I wojny światowej wieś została spalona przez wycofującą się armię austriacką. Okres międzywojenny był czasem odbudowy wsi. Podczas II wojny światowej większość mieszkańców utraciła cały dobytek i w roku 1945 wyjechała w ramach przesiedlenia na tereny obecnej Ukrainy. Pozostali mieszkańcy w 1947 roku zostali przesiedleni na Ziemie Odzyskane.
Opuszczone łąki i pastwiska zachwycają mozaiką kwiatów i pachnących ziół. Od wczesnej wiosny do jesieni wabią barwami i zapachem. Ponownie wzięła natura w posiadanie swoje odwieczne dziedzictwo.
Powrócę raz jeszcze do opowieści Pani Moniki Sznajderman z Jej ,,Pustego lasu”: ,,Latem 1947 roku, kiedy już nikogo nie było, bo wszyscy wyjechali – większość na sowiecką Ukrainę albo na ziemie zwane odzyskanymi, niektórzy do Jaworzna lub Barczewa, a jeszcze inni zamienili się po prostu w popiół i zniknęli z tego świata całkowicie – domy moich sąsiadów zaczęto grabić i rozbierać. Podjeżdżał ciągnik, pierwszy ursus zwany cybuchem, i jednym pociągnięciem rozwalał drewniane ściany. Z domów, podobnie jak z czasowni i z cerkwi, o które jeszcze tak niedawno walczono do upadłego – budowano teraz nowe życie, wsie, obory, pegeery, polskie, nie ukraińskie. Drewno było dobre, już suche, a jeszcze pachnące świeżością – niektóre z tych rozebranych budynków postawiono przecież tuż przed wojną. W Jasionce i Krzywej ze starych budynków wyrosły nowe, te większe, zwane po tutejszemu willami, i te mniejsze, zwykle chaty. Wyrosły owczarnie, obory i stajnie na setki zwierząt, wyrósł sklep, a obok niego kino, z plebanii w Czarnem dla pracowników pegeeru zbudowano stołówkę. Nowy świat wyrósł, polski, a nie rusiński, kręciło się nowe życie, przyjeżdżały zespoły muzyczne i kino, organizowano dożynki i zabawy, pięknie było. Z czasem zaczęto budować też z cegły i w Wyszowatce stanęły szare bloki, a obok nich murowane czworaki, pokraczny kawałek miasta w wiejskim pejzażu, upadły już w chwili, gdy go planowano. I barak więzienny powstał, bo tam było półwolnościowe więzienie, w którym do transformacji odsiadywano końcówki wyroków. Gdy się przechodziło, więźniowie prosili o papierosy. Potem z okien wymontowano kraty i już tam zostali, byli więźniowie przemieszani z byłymi strażnikami, no bo gdzie mieli iść, jak to był koniec Polski i koniec świata, za nim już tylko nic? A potem życie potoczyło się dalej i dzisiaj to już nieważne, kto był kiedyś kim.”
Zakończenie książki Pani Moniki Sznajderman, nie musi być jednak podsumowaniem mojej opowieści tym bardziej, że podczas ostatnich wojaży trafiłem pod dachy i przeszedłem też przez inne drzwi
Poznałem niezwykłych mieszkańców tych terenów, prawdziwych Łemków, którzy próbują od lat, robią bardzo wiele, by pamięć i dobre imię po byłych mieszkańcach trwała przez kolejne lata. Odbyłem ciekawe pogaduchy, na wiele spraw pada teraz zupełnie inne światło, choć ze smutkiem stwierdzam też, że bardzo często nie sposób by zmienić panujące, utarte od lat stereotypy, odkrywam jak dobrze w dalszym ciągu miewa się sławetna ,,cenzura”, ale też jak wiele pozostało żalu i goryczy w sercach tych ludzi.
Panie Mikołaju, Panie Bolesławie – Serdecznie Dziękuję za już!!! ale też za Zaproszenie do dalszych odwiedzin, do kontynuowania rozpoczętej opowieści
Na koniec kilka znajomych kadrów, wszak niezwykle rozległy to teren. To również zapowiedź kolejnych tematów…
Nieistniejąca wieś Długie
Cmentarz wojenny z I wojny światowej w Krempnej

Cmentarz wojenny z I wojny światowej w nieistniejącej miejscowości Długie

Cmentarz łemkowski w nieistniejącej miejscowości Czarne
Cmentarz nieistniejącej wsi łemkowskiej Długie
Beskid Niski… Zjawiskowy, Osobliwy, Unikalny, tu się tylko powraca…
M.
27 lipca 2022 18:53Dobry wieczór,
Błażej bardzo miło czytać Twoje opowieści, można się dowiedzieć bardzo ciekawych historii. Szkoda, że takie wyjątkowe miejsca zanikają i zostają tylko ruiny, które z roku na rok są wchłaniane przez siły natury. Zjawiskowe chmurki, można się rozmarzyć i zauroczyć.
Pozdrawiam
admin
27 lipca 2022 19:21Dobry wieczór Michale,
Nie wszędzie tam, gdzie wszystko szczelnie wypełnione, znaczy, że jest wszystko na swoim miejscu, a ludzie bogaci i szczęśliwi. Historia pokazuje, że bywa często na odwrót. Beskid Niski z boku wygląda biednie, miejsca opuszczone, a ci, którzy tam zaglądają, wyjeżdżając już tęsknią za powrotem. Niech więc tak zostanie, ale niech trwa też pamięć, choć dla wielu nawet po latach, nadal to nie wygodne, dla innych wyrzut sumienia… To miejsca nie dla każdego…
Pozdrawiam Serdecznie
M.
27 lipca 2022 19:31Przyjacielu masz rację to miejsce dla wybranych.
Pozdrawiam
admin
27 lipca 2022 19:48To miejsca Michale dla Wszystkich, tylko nie Wszyscy chcą

Ale tak było, jest i będzie