Sincos

W zaleznosci od kąta

Obraz test

GENIUS LOCI

,,Pojęcie ,,Genius loci” mieści się niewątpliwie w kręgu określeń ściśle związanych z niematerialną wartością krajobrazu. Duch miejsca rozumiany jest bowiem jako zespół właściwości, które nadają określonej części środowiska człowieka – poszczególnym miejscom – obiektom, domom i zespołom, miastom, ogrodom, wreszcie całym krajobrazom, indywidualną jakość. Na jakość tę składają się, prócz cech fizycznych, dostępnym naszym zmysłom, także znaczenia wynikłe z przeszłości, w tym również wydarzenia oraz znaczenia związane z życiem współczesnym.

Powyższe określenie, o łacińskim rodowodzie, pokrewne jest pojęciu ,,miejsca”, uważanego za jeden z ważniejszych elementów przestrzeni egzystencjalnej człowieka.

Duch miejsca lub inaczej mówiąc samo miejsce obdarzone wyjątkowymi cechami, w istotny sposób wpływa na jakość życia społeczności, związanej z nim w sposób bezpośredni lub pośredni. Pierwszy z tych przypadków, to fizyczna bliskość owego miejsca, drugi zaś, to to związek z miejscem na zasadzie poczucia przynależności do określonego kręgu kulturowego.

,,Genius loci” wzbogaca sferę duchową człowieka i w pewnym sensie nobilituje go. Potęguje jego wrażliwość artystyczną, możliwości intelektualne i twórcze. Dlatego też bez wątpienia stanowi on potencjalne źródło inspiracji dla kształtowania przestrzeni, także w wymiarze krajobrazu.

Historia a także i współczesność dostarczają nam wielu dowodów na to, że właściwe odczytanie ducha miejsca i inspiracja nim owocują rozwiązaniami interesującymi, wybitnymi kompozycjami, krajobrazem, który przyciąga, zniewala urokiem. Można się jednak spotkać również z tendencją przeciwną, gdy owe źródło inspiracji nie bywa wykorzystane, bo nie docenia się jego roli, zmniejsza oddziaływanie a nawet niszczy. Powodem tego jest bądź brak wrażliwości, kultury, wiedzy, bądź też chęć celowego zniszczenia. W takich przypadkach następuje zatarcie warstwy znaczeniowej krajobrazu oraz jego unifikacja.

Duch miejsca jest zatem zjawiskiem zarówno cennym, jak i nietrwałym. Podlega zmianom, czasem przestaje istnieć. By go zachować, ocalić, uczynić pomocnym w kształtowaniu krajobrazu, trzeba go rozpoznać i zrozumieć.

Duch miejsca kojarzony jest z jego specyficzną aurą skupiającą naszą uwagę, budzącą emocje, angażującą intelekt. Jest zatem utożsamiany z tym wszystkim, co odczytujemy jako niematerialną wartość miejsca. Duch miejsca sprawia, że zapada ono głęboko w pamięć, że odwołujemy się do niego w różnych sytuacjach, szczególnie wówczas, gdy poznajemy nowe rzeczy.

Ukształtowany przez wieki krajobraz miejsc, będący wynikiem połączenia specyficznych form natury z różnorodnymi układami i formami zabudowy, może jawić się jako odrębny, rodzimy, budzący pozytywne skojarzenia, budujący tożsamość. Fizyczne cechy formy i substancji krajobrazu wywołają ducha miejsca również wówczas, gdy będą odbierane jako niezwykłe, intrygujące lub wyjątkowo piękne. Duch mieszka również w tak zwanych ,,miejscach przyjemnych”, w których chętnie się przebywa i często do nich wraca.

Tak więc duch miejsca może mieć naturę złożoną, tym bogatszą im bogatsza jest tradycja miejsca związana nie tylko z kolejnymi budowlami ale i z nałożeniem się spraw i zdarzeń. Przeszłość danego miejsca nie tylko odwołuje się do naszego rozumu, ale również wywołuje określone nastroje. Może być to nastrój zadumy, zachwytu, uczucie wzniosłości, tajemniczości a nawet grozy, gdy mamy świadomość zdarzeń przykrych a nawet przerażających, które się w danym miejscu rozegrały, a o których nie można zapomnieć.

By duch miejsca mógł służyć, jako źródło inspiracji dla działań człowieka, musi przede wszystkim przetrwać. Konieczna zatem jest jego szeroko pojęta ochrona, polegająca na takim kształtowaniu krajobrazu, by nie zniszczyć nie tylko samego, budującego atmosferę miejsca – obiektu, obszaru – ale i jego kontekstu. Wymaga to znajomości praw kompozycji a także wielkiej kultury, wrażliwości i pokory by to, co stanowi o istnieniu ducha miejsca nie było zakłócone lub zdominowane przez rzeczy nowe, lecz wyeksponowane na neutralnym tle.

Miejsca ,,obdarzone duchem” pełnią rolę punktów orientacji, według których ludzie biorą przestrzeń w swe posiadanie. Są one wyznacznikiem kultury regionu. Warunkiem zaistnienia tychże miejsc jest niezwykłość, wyrazistość, łatwa identyfikowalność, moc wywoływania bogactwa przeżyć, przesycenie istotnymi treściami, sięgającymi istoty ludzkich potrzeb i odczuć. Fakt istnienia zjawiska zwanego duchem miejsca, obliguje nas do jego zachowania, ocalenia zarówno tego, co współtworzy ową indywidualną, unikalną jakość, jak i całego kontekstu”.

Niezwykła zbieżność. Niejako równocześnie w ostatnich tygodniach zapoznawałem się z pracą Pani Prof. Krystyny Dąbrowskiej – Budziło na temat ,,Genius loci” (powyżej cytat opracowania) i równolegle odwiedziliśmy miejsca, które w sposób znakomity wpisują się w przytoczone słowa.

Dolina Sanu, kraina w której w wielu miejscach czas się zatrzymał. Wspaniałe przełomy, mogące śmiało rywalizować z popularnym Dunajcem, dziewiczość przyrody, perły drewnianej architektury. Cisza. Rzadko można spotkać doliny rzek, wzdłuż których nie toczy się intensywne życie.

Zajrzymy w dwa miejsca – choć podobnych jest zdecydowanie więcej – gdzie ,,duch” jest wszechobecny. A siła wymowy, czytelność i piękno sprawiają, że krajobraz ten dostarcza bogatych wrażeń, potrafiących zaspokoić najbardziej wyszukane duchowe potrzeby człowieka.

Czas umyka niepostrzeżenie. Przed siedmiu laty sierpniową porą, przemierzałem już te miejsca. Kiedy wszedłem w porośnięte starodrzewem wzgórze Dębnik (Dubnyk), dał się słyszeć głuchy dźwięk młotka niosący się echem… stuk puk, stuk puk. Rytmiczne uderzenia. Dzień był bardzo pochmurny. Niebo stalowe zwiastowało nieuchronnie opady deszczu. Wspinając się coraz wyżej, odgłosy stawały się donioślejsze. Kiedy oczom moim ukazał się widok uluckiej świątyni, pamiętam, że więcej było we mnie rozczarowania niż radości. Spodziewałem się zastać to miejsce w ciszy. Już samo położenie daje gwarancję, iż z dużym prawdopodobieństwem w miejscu tym nikogo nie spotkamy. Bo chociaż cerkiew ta należy do najpiękniejszych, to usytuowanie, gdzieś na uboczu powoduje, że odwiedzają ją nieliczni pasjonaci drewnianej architektury. A to niezwykły przykład tytułowego ,,Genius loci”.

Dziś jedynie oczami wyobraźni możemy spróbować odtworzyć na szczycie wzgórza kompleks zabudowań klasztornych unickiego zakonu Bazylianów, z którego pozostała jedynie samotna staruszka, zbudowana z drewna jodłowego jak podają najnowsze źródła w roku 1659. Już więc ponad 350 lat podmurowanie z łamanego kamienia dźwiga na sobie prawdziwą perłę drewnianej architektury.

Pamiętam doskonale ten pochmurny dzień sprzed lat. Zapach starego drewna mieszał się z nowym, świeżym, jaśniejącym. Cieśla zajmujący się wymianą gontu na moje nieśmiałe spostrzeżenia, wyraźnie okazywane niezadowolenie, z uśmiechem stwierdził, że gdybym przybył tydzień wcześniej, zastałbym cerkiew w starej szacie. Po chwili dodał, że gdyby moje odwiedziny wypadły tydzień później, oczom moim ukazałaby się już w nowym obiciu. A wstrzeliłem się idealnie w środek prac 🙂

Dziś postrzegam już takie chwile zdecydowanie odmiennie. Jako szczęście, uśmiech losu, prawdziwy fart. Szczególnie w okolicznościach, kiedy jest mi dane doświadczyć zdejmowania oszalowań z sędziwych, kilkusetletnich, potężnych bali drewna, ukrytych pod warstwą ochronną desek i klepek. Wielokrotnie rozmawiałem z przygodnie spotkanymi osobami, które spoglądając na szczelne oszalowanie kościołów lub cerkwi wyrażają nierzadko swoje wątpliwości w prawdziwość dat, podawanych metryk. A zazwyczaj cała tajemnica jest zakryta przed wzrokiem. W najstarszych świątyniach możemy zobaczyć budulec z których one powstały o imponujących rozmiarach. Szerokość brusów w najstarszych cerkwiach galicyjskich wynosiła ponad 60 cm. Drzwi wykonywane były nierzadko z desek o szerokości dochodzących nawet do 90 cm. A przecież zarówno brusy jak i deski w odległych czasach wyrabiano toporem. I tak właśnie powstała cerkiew wzniesiona w Uluczu. Z materiału wyciosanego toporem. Po okorowaniu należało belki okantować, czyli zamienić z elementu o przekroju okrągłym w kwadratowy. Ileż podobnych, najczęściej nieznanych niuansów. A przecież nim powstała cerkiew, wcześniej ze szczególną starannością było wybierane miejsce na jej wzniesienie.

Wystarczy kilka podobnych zdań, by zacząć jakby z zupełnie odmiennej perspektywy spoglądać na spotykane po drodze opuszczone drewniane świątynie. W nich nadzwyczajne bogactwo, niezwykła historia. Prawdziwy ,,duch miejsca”.

Wzgórze Dubnyk – miejsce obdarzone ,,duchem”

Powracamy na te ścieżki czasem po wielokroć. Coś niezwykłego do nich przywołuje. Stąd więc kolejny już raz odwiedzamy wzgórze Dubnyk. I tym razem aura nie rozpieszczała. Padał drobny deszcz. Niebo miało odcień szarości. Drewno sprzed kilku lat pociemniało. Obietnica ciszy tym razem uzupełniona została przez bujną, soczystą roślinność. Lubimy takie miejsca. Chętnie do nich powracamy.

Z cerkwią wiąże się wiele legend. Jedna z nich mówi, że gdy przygotowywano się do budowy świątyni, złożono budulec pod stokiem góry, w miejscu gdzie zamierzano ją postawić. Jednak w tajemniczy sposób w nocy jakaś niewidzialna ręka przeniosła materiał na szczyt Dubnyka. Trzykrotnie znoszono drewno na dół i trzykrotnie powracało ono na szczyt. Dlatego też uznano ostatecznie, że to sam Bóg wskazuje wiernym miłe mu miejsce na świątynię, i cerkiew postawiono na szczycie. W miejscu gdzie próbowano składać materiał na budowę cerkwi, dziś stoi kapliczka.

Miała też ze stoków góry bić cudowna woda o uzdrawiających właściwościach, co było powodem pielgrzymek chorych z całej okolicy. Cudowna woda odeszła jednak stąd wraz z dawnymi mieszkańcami tej ziemi.

Inna legenda powiada, że pierwsza cerkiew ulucka zapadła się pod ziemię i tylko na Wniebowstąpienie słychać głos dochodzących z podziemi dzwonów.

Właśnie trwa konkurs fotograficzny zatytułowany: ,,Polska jest piękna”. Zapewne podobnych kadrów będzie wiele, bo dla każdego piękno posiada inne barwy, ale są miejsca, w których duch i wiara nieprzerwanie trwają przez kilka stuleci. W miejscach tych nie ma potrzeby by katować swój umysł datami, wystarczy przysiąść, dotknąć wiekowego drewna, zanurzyć się w myślach. Tu łatwiej, tu bliżej nieba.

Pędząc samochodem łatwo przeoczyć inne miejsce, równie niezwykłe, podobnie przynależne do Doliny Sanu. I ono w gęstym zadrzewieniu, choć tym razem ukryte przy ujściu prawego dopływu niewielkiej rzeczki Jawornik. Trzeba zjechać z głównego traktu, po kilkuset metrach przebyć bród. Chociaż można i suchą stopą przez wątły mostek wśród gęstej, rosochatej roślinności. Tak posadowiona została cerkiew greckokatolicka pw. Św. Dymitra w Piątkowej. Data 1732 rok budzi wątpliwości, bo choć taka inskrypcja wycięta cyrylicą znajduje się na nadprożu portalu, to elementy architektoniczne wskazują na wcześniejsze lata budowy. Ale podobnie do świątyni w Uluczu, nie jest naszą intencją by zanudzać informacjami powielanymi przy każdej okazji, kiedy tylko obraz cerkwi z Piątkowej gdzieś się pojawia. Bo czy nie wystarczy i w tym miejscu przysiąść, zapatrzyć się na bryłę tej wspaniałej świątyni. Na pełne gracji kopuły, na kamienne słupy opasające całość przybytku.

Często w takich miejscach mam ochotę chwycić za ołówek, kartkę papieru, by niezdarnie spróbować utrwalić to na co spoglądają oczy. Niby za pomocą aparatu można zrobić to zdecydowanie szybciej, dokładniej, to widocznie często czynimy to w zbyt wielkim pośpiechu, skoro każdorazowo pozostaje niedosyt. A wystarczy pobyć dłużej, by docenić zmieniające się światło, czasem wątły promyk słońca błądzący po wydatnym okapie tej drewnianej piękności.

Te dwie perełki z Doliny Sanu urzekają pięknem i skłaniają do zadumy nad przemijaniem. Przycupnięte malowniczo, oddalone od ośrodków miejskich. To powodowało, że nie docierały w te miejsca nowe trendy w architekturze, dlatego przetrwały w niezmienionej formie. I choć wnętrza tych czy wielu podobnych stoją od dziesiątków lat opuszczone, rozgrabione z wyposażenia, to nadal przyciągają wzrok niezwykłą harmonią i urokiem. Nieustannie wzbudzają zachwyt.

Jesień, to niezwykłe barwy. Ściany, dachy, hełmy pobite gontem dodają drewnianym świątyniom wyjątkowej malowniczości, warto więc wyruszać w najbliższych tygodniach w podobne rejony, by karmić swoje zmysły niezwykłością kolorów.

W minionych wiekach Dolina Sanu nie była aż tak odludna. Bowiem tędy wiódł dogodny szlak handlowy z Węgier do Przemyśla i dalej do Kijowa i Bizancjum. Dodatkowo rzeka sprzyjała spławowi drewna i soli z sanockiej żupy na północ, a w wiekach średnich Ruś Halicka słynęła właśnie z soli. Niestety po 1947 roku cała dolina opustoszała, kiedy dokonano ostatnich wysiedleń ludności ukraińskiej na północne i zachodnie ziemie Polski. Większość wiosek niemal zniknęła z mapy, a po wielu z nich nie został praktycznie ślad. Tym bardziej warto powracać, odkrywać to co zostało z minionych stuleci.

Genius loci – Duch miejsca przemawia tu niezwykle wyraźnie.

komentarze 2

  • M.

    Odpowiedz 28 listopada 2021 15:15

    Dobry wieczór, magiczne i wyjątkowe miejsce. Tak jakby świat się tutaj zatrzymał i przyroda jest taka dzika i nieokiełznana. To pewnie dlatego, że to miejsce jest zapomniane i przez wielu omijane. Miłego wieczoru

Dodaj komentarz